Minister sportu tłumaczy swój wpis. "Nie będę uprawiał żonglerki"

Kamil Bortniczuk był niezadowolony z organizacji finału Pucharu Polski, który odbył się bez dużej grupy kibiców Lecha Poznań. - Myślę, że zabrakło w tym przypadku komunikacji - mówi nam minister sportu.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Kamil Bortniczuk PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Kamil Bortniczuk
Zanim zaczął się poniedziałkowy finał Pucharu Polski między Lechem a Rakowem, minister Kamil Bortniczuk zwrócił uwagę na tłumy kibiców z Poznania czekające przed Stadionem Narodowym. Fani "Kolejorza" odmówili wejścia z powodu zakazu wnoszenia flag przekraczających wymiary 1,5 x 2 m.

"To powinno być święto piłki i kibiców. Elementem kibicowania są też oprawy - bardzo często patriotyczne. Nieodpowiedzialne decyzje mogą to święto zepsuć, a dodatkowo sprowadzić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego" - napisał na Twitterze Bortniczuk.

Ostatecznie na stadion nie weszło blisko 13 tysięcy osób. W trakcie meczu część z nich starła się z policją, która musiała użyć m.in. granatów hukowych i gazu. Wskutek zamieszek zostało rannych dwóch funkcjonariuszy i koń. Policja zatrzymała ponad 20 osób.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ibrahimović nie przestaje zadziwiać. To nie fotomontaż!

- Policja nie odpowiada za to, kto może wejść, a kto nie wchodzi na stadion. Jest też różnica między tymi, którzy nie mogą a nie chcą. W końcu wielu kibiców na stadionie stosowało się do jasno określonych zasad - mówił na spotkaniu z dziennikarzami rzecznik policji, nadkom. Sylwester Marczak.

Problem dużych flag, który wywołał protest najzagorzalszych kibiców, wyjaśnił Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa. - Nigdy do tej pory finał Pucharu Polski nie był spokojny, a jedną z głównych przyczyn była pirotechnika, do której odpalenia wykorzystywano większe flagi. Dlatego powstał ten przepis. Pod wielkimi flagami chowali się kibice, przebierali i maskowali twarz - tłumaczył nam.

Z tą argumentacją nie zgadza się minister sportu.

- Ta decyzja była niezrozumiała dla kibiców. Jeżeli ktoś miałby nie wnosić pirotechniki na stadion, to służby porządkowe są od tego, by sprawdzić, czy ją wnosi, a nie zakazywać wnoszenia flag, bo może być w nich pirotechnika. Równie dobrze moglibyśmy zakazać wchodzenia w kurtkach, bo mają kieszenie, a w nich również może znajdować się coś niedozwolonego. Kieszenie można przeszukać, jeśli są takie przepisy. Flagi również - rozłożyć i sprawdzić, a nie wylewać dziecko z kąpielą, jak było w tym przypadku - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Kamil Bortniczuk.

I dodaje, że będzie szukał rozwiązań, by uniknąć podobnych problemów podczas finałów Pucharu Polski. Proponuje rolę mediatora między stronami organizującymi mecz decydujący o trofeum.

- Nie mam bezpośredniego wpływu na decyzje, ale jako minister sportu mogę być dobrym duchem rozmów między związkiem a samorządem tak, aby decyzje nie były niezrozumiałe czy nieakceptowalne przez kibiców - proponuje minister sportu.

Odnosi się także do przerzucania się odpowiedzialnością przez organizatorów. Ostatecznie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, komenda straży pożarnej ani PZPN nie chcą przyznać się do decyzji o zakazie wnoszenia dużych flag.

- Myślę, że w tym wypadku zabrakło dobrej woli lub komunikacji. Nie chcę uprawiać żonglerki na temat tego, czyja to była wina. Skupiam się na tym, by w przyszłości nie dochodziło do podobnych sytuacji - mówi Bortniczuk.

Ostatecznie finał odbył się przy niemal pustej trybunie przeznaczonej dla najzagorzalszych kibiców Lecha. Ich zespół przegrał starcie z Rakowem Częstochowa 1:3.

Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty

Kontrowersje po finale Pucharu Polski. Ekspert popiera organizatorów
Pustki na trybunach Stadionu Narodowego. Piłkarze zauważyli różnicę

Czy popierasz zakaz wnoszenia dużych flag na stadiony?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×