Władze Warszawy pozwoliły na organizację imprezy masowej na Stadionie Narodowym, czyli finału Pucharu Polski, pod warunkiem, że na trybuny nie zostaną wniesione flagi przekraczające wymiary 1,5 x 2 m. Oparły tę decyzję na opinii straży pożarnej. To nie spodobało się fanom Lecha Poznań, który w poniedziałek mierzył się w finale rozgrywek z Rakowem Częstochowa. Blisko 13 tysięcy kibiców z Poznania nie zostało wpuszczonych, bądź zostało przymuszonych przez innych fanów Kolejorza do niewchodzenia na obiekt. Przed Stadionem Narodowym doszło do dwóch starć z policją.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy tegoroczny finał Pucharu Polski to było pana zdaniem sportowe święto?
Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa, wykładowca WSAiB w Gdyni:
A czy poprzednie odbywały się w atmosferze przypominającej zachodnie stadiony?
Nie.
Zawsze coś się działo i było do przewidzenia, że kolejny raz pod pretekstem dużych flag kibice będą chcieli wnieść pirotechnikę i bezkarnie odpalić ją na stadionie. Wydaje się, że PZPN ma już dość postępowań policyjnych i tłumaczenia się z tego. Proszę też pamiętać o przegranej sprawie poszkodowanego kibica, którą PZPN chce wyciszyć. To powoduje, że związek tym razem się postawił. To głębszy temat, który nie jest też do końca dostrzegany w UEFA. Chuligaństwo w Europie się odradza, jest dyskusja na ten temat, a europejska federacja nie nadąża. Kiedyś byli bardzo mocni w zakresie bezpieczeństwa, ale ostatnie Euro i kompromitacja na Wembley pokazują, że nie idzie to w dobrą stronę.
ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #6: Lewandowski jest z innej planety! Takich kozaków wcześniej nie mieliśmy
Dlaczego pozycja UEFA w zakresie bezpieczeństwa osłabiła się?
Było tam naprawdę wielu specjalistów, część z nich przeszła do FIFA - czyli ogólnoświatowego związku. A temat bezpieczeństwa w Europie przypomina dylemat z tym, co zrobić z Rosją, która wywołała wojnę. Nie było wiadomo, jak podejść do tego tematu, żeby nikogo nie urazić. To wymaga dużych zmian w sposobie myślenia. Działanie PZPN jest tego pokłosiem. Podoba mi się, że związek się postawił i chciał wyegzekwować własny regulamin i przepisy bezpieczeństwa.
Z drugiej strony prezes Cezary Kulesza napisał na Twitterze, że "stanowisko Komendy Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku".
Cenię prezesa Kuleszę i jego poprzednika, Zbigniewa Bońka, ale patrzą z innego punktu widzenia. Kiedy Boniek poparł race na stadionie, powiedziałem, że patrzy na boisko z perspektywy loży VIP.
Nigdy do tej pory finał Pucharu Polski nie był spokojny, a jedną z głównych przyczyn była pirotechnika, do której odpalenia wykorzystywano większe flagi. Dlatego powstał ten przepis. Pod wielkimi flagami chowali się kibice, przebierali i maskowali twarz. Spójrzmy, w jak złą stronę to ewoluuje. Na początku mieliśmy niewiele pirotechniki, potem zadymiała ona stadion, aż przeszliśmy do takich ilości, że ochrona Stadionu Narodowego odnajduje 400 kg materiałów wybuchowych. To potężny arsenał. Przecież dochodziło też do ostrzału fajerwerkami.
Czy pirotechnika może być wykorzystywana w bezpieczny sposób na stadionie?
W tej formie, którą wyobrażają sobie kibice? Nie. Da się zrobić bezpieczną oprawę pirotechniczną, ale nie jest to forma, którą by zaakceptowali. To nieprawda, że pirotechnika jest w pełni bezpieczna i nie ma związanych z nią niebezpiecznych incydentów. Na polskich stadionach po części jest ukrywana przez kluby - w statystykach medycznych nie pojawia się liczba osób, którym trzeba udzielić pomocy w wyniku problemów z oddychaniem.
Race to nie tylko niebezpieczeństwo wysokiej temperatury i możliwość zapalenia się czegokolwiek, zwłaszcza sektorówki. To też wydzielane w dużej ilości środki toksyczne. Znam sytuację, w których po odpaleniu rac była udzielana medyczna pomoc osobom z astmą lub innymi kłopotami z oddychaniem. Większość pirotechniki wymyka się spod kontroli kibiców. Pokazał to mecz ostatniej kolejki na stadionie Lecha w 2018 roku, podczas którego kibice racami zdewastowali własny stadion i murawę. Race często lecą też w policjantów i ochroniarzy. To zmierza w złą stronę. Gdy zaczynałem pracę jako ochroniarz w latach 90., była wielka afera, gdy znajdowaliśmy kilka rac. Dziś niewiele dzieje się, gdy wykrywa się prawie pół tony.
Dało się zapobiec starciom kibiców z policją przed bramami Stadionu Narodowego?
W tamtej sytuacji grupa ultrasów, która chciała wnieść race, zablokowała całą resztę, żeby schować się w tłumie, większą masą spróbować naprzeć na bramy i przemycić pirotechnikę na stadion. Tymczasem PZPN, ochrona i kierownik ds bezpieczeństwa zdecydowali, że kibice nie wejdą z sektorówkami. W gruncie rzeczy nie stało się nic wielkiego. Wylali frustrację na policjantów i spróbowali sforsować bramy, licząc, że wywoła to zamieszanie, organizatorzy odpuszczą i pozwolą im wejść. W końcu ktoś był konsekwentny. Nie rozumiem też, z czego tłumaczą się strażacy. Z tego, że stoją na straży przestrzegania prawa i wydali pozytywną opinię pod warunkiem niewniesienia flag? Nie rozumiem tej przepychanki. Mamy się wstydzić przed kibicami, że są w tym kraju instytucje państwa dbające o bezpieczeństwo i przestrzegające prawa?
Kolejne instytucje przerzucały na siebie odpowiedzialność za tę decyzję.
Z czego ma się tłumaczyć prezes Kulesza? Że chce, by na meczu organizowanym przez jego związek było bezpiecznie? Pod pewnymi warunkami zgodziła się na to straż pożarna i zgodnie z jej opinią prezydent Rafał Trzaskowski wydał pozwolenie na imprezę masową. Ten regulamin powstał na podstawie przepisów PZPN i UEFA. I to UEFA i FIFA zakazują wnoszenia sektorówek. Chodzi o to, by nikt się pod nimi nie chował.
Władze ligi i kluby mogą pójść za ciosem i wydawać podobne zakazy wnoszenia flag podczas meczów?
Nie. Wymaga to dużej reformy. Kluby same tego nie zrobią ze strachu, z powodu powiązanych z kibicami działaczy oraz układanie się z nimi w imię względnego spokoju. Nie tędy droga. Takie rozwiązania muszą wyjść z poziomu centralnego.
Policja, straż pożarna, prezydent Trzaskowski, ani tym bardziej prezes Kulesza nie mają za co przepraszać kibiców. Duże flagi to wyłącznie element potrzebny do tego, by odpalić pirotechnikę. Płomień racy ma temperaturę od 1100 do 2500 stopni Celsjusza. Nie ma rzeczy, której nie podpali. Być może dlatego PZPN zdecydował, że nie chce mieć pirotechniki i spróbuje udowodnić policji, że zrobili wszystko, by środki nie pojawiły się na trybunach.
***
Finał Pucharu Polski wrócił na Stadion Narodowy po dwóch latach przerwy. Dwie poprzednie edycje odbyły się w Lublinie, ponieważ na warszawskim stadionie funkcjonował tymczasowy szpital dla chorych na COVID-19. Poniedziałkowa impreza zapowiadana jako sportowe święto okazała się klapą mimo świetnego poziomu sportowego. Lech i Raków zagrały na wysokim poziomie, a trofeum obronił klub z Częstochowy po zwycięstwie 3:1. Po meczu najwięcej mówiło się o pustych trybunach przeznaczonych dla widzów z Poznania i starciach z policją.
Pustki na trybunach Stadionu Narodowego. Piłkarze zauważyli różnicę
Nowa misja ukraińskiego olimpijczyka. Już podczas igrzysk apelował o pokój