W tym artykule dowiesz się o:
Praktycznie w każdym klubie jest piłkarz, który swoją nieudolnością strzelecką kibiców doprowadza do szewskiej pasji. Sytuacja sam na sam? Pudło lub uderzenie obok bramki. Dobicie piłki z metra? Wydaje się, że nie ma nic prostszego, lecz... Futbolówka leci nad bramką. Są też zawodnicy, którzy potrafią kilka razy z rzędu trafić do siatki, ale jak się już zablokują, to kaplica. Stagnacja nie trwa miesiąc czy dwa - ciągnie się przez pół roku, albo i jeszcze dłużej.
O kim mowa? Znacie ich doskonale. Jedni grają regularnie, drudzy mniej, a do następnych prezesom i trenerom cierpliwość już się skończyła. Podzielmy ich na trzy kategorie.
Grają i pudłują na potęgę
Jest jeden taki napastnik, z którego śmieją się już nie tylko kibice jego własnej drużyny, ale i cała Polska. To Daniel Sikorski z Wisły Kraków. "Zaciął" się już w Polonii Warszawa, a w Białej Gwieździe wcale nie jest lepiej. Co ważne, Sikorski od każdego z trenerów dostaje szansę, lecz zupełnie nie potrafi jej wykorzystać, a fanów swojego klubu doprowadza do furii. Zresztą, zobaczmy sami do czego jest zdolny:
Sikorski to w tej chwili chyba najbardziej wyszydzany "snajper" T-Mobile Ekstraklasy. Nikomu z taką regularnością nie przytrafia się pudłować, jak jemu. - Czasami jest tak, że jeśli zawodnikowi nie wychodzi przez jakiś czas, to zdarza się, że tworzy się blokada. Piłkarz znajduje się w sytuacji bramkowej i mówi sobie: na pewno mi nie wyjdzie - zawsze pudłuję, tym razem nie ma prawa być inaczej. W ogóle często się spotykam z takim myśleniem u zawodników. Na przykład dana osoba znajduje się w jakiejś pozycji i zamiast myśleć o tym co ma zrobić, skupia się na tym, żeby tylko nie spudłować. Nasza głowa gra w ten sposób, że jak sobie mówimy czego mamy nie zrobić, to oczywiście to robimy - wyjaśnia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Natalia Pukszta, psycholog sportu i trener umiejętności psychologicznych.
Nieco inaczej sprawę stawia już Andrzej Juskowiak, były znakomity polski napastnik, którego też poprosiliśmy o komentarz w tej kwestii. - Trochę może za Sikorskim ciągnie się ten sezon w Polonii Warszawa. Dostał nową szansę więc mógłby w końcu którąś z okazji wykorzystać, bo to nie jest najlepsze jeżeli sam zawodnik się wypowiada, że fajnie że piłka w ogóle w światło w bramki leciała. Jeżeli napastnik się zadowala takimi sytuacjami, że dobrze że ta piłka w ogóle do bramki doleciała, a nie cieszy się i nie dąży do tego, żeby była bramka, to jest to jakiś problem. Trener, który codziennie go widzi, musi nad tym zapanować i ocenić czy jest w stanie wydobyć więcej z tego piłkarza - skomentował Juskowiak.
Sikorski nie jest jednak jedynym, chociaż zapewne tym najbardziej specyficznym. W Lechii Gdańsk też mają problem ze snajperami. Zawodzi przede wszystkim Piotr Grzelczak, który w tym sezonie w meczu ligowym nie zdołał jeszcze ulokować futbolówki w bramce. Nieco lepszy jest tylko Grzegorz Rasiak. On potrafił zdobyć jednego gola. Nie można też zapomnieć o Michale Zielińskim z Korony Kielce. On także szansę na pokazanie swoich umiejętności dostaje w miarę regularnie, ale gdy już znajduje się w dogodnej pozycji strzeleckiej to... No właśnie, nie może zdobyć gola, a przecież kiedyś potrafił trafiać do bramki.
Jak należy postępować w takich przypadkach? - Pracuję przede wszystkim na przekonaniach w takim wypadku - na tym, że mogę, potrafię. Czasami sugeruję, żeby zawodnik obejrzał na przykład filmiki z poprzednich sezonów czy treningów - takie, które pokazują, że on to potrafi zrobić i to nie jest coś trudnego, tylko nie wychodzi gdzieś w tej chwili, w ostatnim czasie. Kiedyś jednak się udawało, więc dlaczego miałoby tak nie być teraz? - zastanawia się psycholog sportu. W ostatnim czasie "zaciął" się też Andrzej Niedzielan, lecz w tym przypadku nikt jakoś nie wątpi w to, że "Wtorek" wiosną się odblokuje. On bowiem strzelać bramki potrafi i pokazał to już nie raz, i nie dwa. Większe problemy może mieć z tym natomiast Mouhamadou Traore, który regularnie zawodził w KGHM Zagłębiu Lubin, a teraz robi to w Pogoni Szczecin i poza jednym trafieniem - nomen omen przeciwko Miedziowym - nic więcej nie pokazał.
Występują i raz na ruski rok coś strzelą
Są tacy piłkarze, którzy w miarę często dostają szansę i raz na jakiś czas coś strzelą, lecz wydaje się, że tych goli powinni mieć więcej, bowiem niemal zawsze zdołają zmarnować kilka okazji. - Najłatwiej byłoby powiedzieć, że po prostu brakuje im umiejętności. Na pewno coś w tym jest. Jeżeli już gra się w Ekstraklasie, to trzecią czy czwartą sytuację powinno się zamieniać na gola - zaznacza Juskowiak.
Jednym z takich zawodników jest Łukasz Gikiewicz ze Śląska Wrocław. Nie można mu odmówić waleczności, zadziorności, ale gorzej jest już z kierowaniem piłki do siatki. Na jego korzyść działa jednak to, że za czasów Oresta Lenczyka wielokrotnie wystawiany był na skrzydle, co ewidentnie najlepszą pozycją na boisku dla niego nie jest, a na dodatek Śląsk wówczas nie grał zbyt ofensywnie. - Ani Sikorski, ani Gikiewicz to nie są zawodnicy, którzy sami sobie stwarzają sytuacje. Wtedy też inaczej można byłoby na to patrzeć jeżeli zawodnik sam sobie okazję by zrobił czy wypracował. Jeżeli cała drużyna pracuje na to, żeby on nam z paru metrów nie strzelił bramki, to wtedy sytuacja jest inna. W Bundeslidze czy w lidze angielskiej lub hiszpańskiej taki napastnik zbyt długo by nie pograł. Jednak te bramki, które napastnik powinien zdobyć, mają później wpływ na to, że ten zespół nie wygrywa meczów. To jest chyba problem - zastanawia się Andrzej Juskowiak, były snajper między innymi Sportingu Lizbona.
"Giki" w tym sezonie ligowym dwukrotnie trafił do bramki. Do tego dołożył jeszcze dwa trafienia w Pucharze Polski. Wszystkie te gole strzelił jednak w krótkim okresie czasu. Ostatnio znów się zaciął. - Nie przeszkadza mi, że piszecie, że jestem drewniany, że nie umiem grać w piłkę. Udało się strzelić bramkę, a wy będziecie pisali, że to wypadek przy pracy i że w następnym meczu Gikiewicz nie zagra. Takie jest życie - mówił Gikiewicz do dziennikarzy po meczu z drużyną z Bełchatowa.
Gikiewicz nie jest jednak jedynym typem takiego zawodnika. Nie sposób pominąć w tym aspekcie piłkarza Lecha Poznań, Bartosza Ślusarskiego.
"Ślusarz" w lidze czterokrotnie trafił już do siatki, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tych goli mógł mieć zdecydowanie więcej. W samym Poznaniu mówi się, że gdyby Kolejorz miał lepszych napastników, to... Ślusarski ma jednak dystans do siebie i sam zdaje sobie sprawę, że niektóre ze zmarnowanych okazji po prostu powinien zamienić na gola. Lech ma jeszcze jednego takiego piłkarza na którym już nie raz wieszano psy. To Vojo Ubiparip. Jako napastnik zawodził permanentnie, pudłował w niesamowitych okazjach, a dodatkowo był dość mało widoczny na boisku. Mariusz Rumak wystawia go też na skrzydle, co ogranicza mu jeszcze możliwość wpisywania się na listę strzelców. W Lubinie, w roli ratownika, przez kilkanaście minut zagrał nawet na... boku obrony! Po strzale Serba futbolówka potrafi jednak znaleźć drogę do siatki, co pokazał właśnie starcie przeciwko Zagłębiu.
Czy to brak umiejętności powoduje, że zawodnik nie potrafi regularnie zdobywać goli czy też wpływ na to ma coś innego? - Często zależy to też od trenera. Wielokrotnie działa coś takiego, jak pochwalenie zawodnika. Nie za wynik czy nie za to, że trafił lub nie, tylko jeśli jest jakiś element gry, który nie wychodzi, to jakby dopingowanie i chwalenie każdej próby jest wskazane. Wtedy zawodnik odcina się od tego: Boże trafię czy nie trafię. Wie, że ma w tym momencie wsparcie trenera, który stoi po jego stronie i mu pomaga - komentuje Natalia Pukszta.
- Zawodnicy muszą prezentować jakąś regularność w zdobywaniu bramek, albo wcześniej, albo później - po takim przełamaniu. To jest ważne, żeby były jakieś przesłanki ku temu, żeby on jak strzeli gola, to później regularnie będzie trafiał do siatki rywala - stanowczo podkreśla natomiast Andrzej Juskowiak. Nie do końca jest on jednak przekonany o umiejętnościach strzeleckich Gikiewicza i Sikorskiego. - W jednym i drugim przypadku ja takiej pewności nie mam - powiedział były reprezentant Polski. - Nie mamy prawdopodobnie w tej chwili takiej konkurencji w tych klubach i dlatego grają ci, co grają - dodał.
Nie grają, nie strzelają
Są też i tacy piłkarze do których wszyscy stracili już cierpliwość. Nie grają, bo... No właśnie. Albo długo są kontuzjowani, albo jak już pojawią się na murawie, to tak czy siak nie strzelą gola. I na ich korzyść nie działa to, że potrafią być pomocni drużynie, bowiem od napastnika oczekuje się przede wszystkim strzelenia goli.
Liderem w tej klasyfikacji jest chyba Darvydas Sernas z Zagłębia Lubin. Kibice Miedziowych już stracili cierpliwość, stracił ją chyba i Pavel Hapal, bowiem Litwin od dłuższego czasu nie podnosi się z ławki rezerwowych. Jak już zagrał w niedawnym spotkaniu, to oczywiście nie zdobył gola. W piątek Miedziowi podejmować będą jednak GKS Bełchatów. Może w tej potyczce "Sernik" się przełamie? Oczywiście, o ile zawodnik zarabiający ogromne pieniądze dostanie w ogóle szansę występu. Na razie jednak napastnik Zagłębia wyróżnia się tylko niezwykle efektowną partnerką życiową.
Nie można też zapomnieć o dwóch napastnikach Ślaska Wrocław, którzy ostatnio nie grają praktycznie w ogóle. To Cristian Omar Diaz i Johan Voskamp. Diaz miał przerwę z powodu urazu, teraz już zaczyna wchodzić z ławki, a Holender totalnie jednak przepadł. Obaj mieli być zbawieniem dla wrocławskiej linii ataku. 4 listopada minął jednak rok, odkąd nie zdobyli dla Śląska bramki z akcji...
4 listopada 2011 roku Śląsk Wrocław pokonał na wyjeździe Zagłębie Lubin 5:1. Na liście strzelców bramek znaleźli się właśnie ci dwaj zawodnicy. Od tamtej pory nie zdobywali już bramek z akcji. Oliwy do ognia dolewa fakt, że obaj miesięcznie zarabiają łącznie 100 tysięcy złotych. Diaz i Voskamp zawodzą do tego stopnia, że nie jest wykluczone, iż w przerwie zimowej działacze rozważą wystawienie ich na listę transferową.
Trzeba też wspomnieć o Adrianie Sikorze, który obecnie znajduje się w kadrze Piasta Gliwice. Ten były reprezentant Polski po zagranicznych wojażach zdecydował się na powrót do Polski. W Podbeskidziu Bielsko-Biała totalna klapa - czternaście występów w Ekstraklasie i ani jednego gola. Po sezonie przeniósł się do Gliwic. Tu z ławki praktycznie się już nie podnosi. Rozegrał 52 minuty i oczywiście nie strzelił ani jednej bramki. Czy ten zawodnik zdoła się jeszcze przełamać? To jak na razie pytanie retoryczne.
Prostego lekarstwa na nieskuteczność nie ma. Trzeba w końcu zdobyć gola, albo być może zmienić ligę na słabszą, bo nie zawsze umiejętności idą w parze z ambicjami. Piłkarz musi sobie też umieć poradzić ze stresem.
- U bardzo wielu zawodników wszystko świetnie funkcjonuje na treningach, ale wiadomo, że na zawodach to już jest zupełnie inna sytuacja. Stres jest nieporównywalnie większy od sytuacji treningowej. Tak naprawdę wielu piłkarzy się z tym problemem boryka - zaznacza psycholog sportu. Ma ona jednak specjalną radę dla tych, którym strzelanie goli po prostu nie wychodzi. - Czasami pomaga zorganizowanie sytuacji meczowej w czasie treningu - na przykład włączenie nagrania komentatora lub odgłosów kibiców. Przede wszystkim trzeba się jednak dowiedzieć co konkretnie stresuje, który element, bo u każdego może to być co innego. Dla jednego mogą być to kibice, koledzy z drużyny albo konkretnie rywal, który nie pasuje bądź to, że na trybunach jest mama, tata, dziewczyna czy chłopak. Duża w tym rola trenera, aby o tym porozmawiać i zlokalizować źródło stresu
- podsumowuje Natalia Pukszta.
Już w piątek rozpoczyna się kolejna kolejka T-Mobile Ekstraklasy. Czy opisywani przez nas piłkarze w końcu się odblokują czy też sytuacja nie ulegnie zmianie? Dla nich na pewno najlepsze byłoby to, aby piłkę w siatce rywala udało ulokować jak najszybciej.