W tym artykule dowiesz się o:
Kasprzik zatrzymał Frańczaka. [tag=565]
[/tag]Flota rozpoczęła rozgrywki od siedmiu zwycięskich spotkań bez straconego gola, czym przyciągnęła uwagę piłkarskiego światka. Seria nawet nie rozpoczęłaby się bez Grzegorza Kasprzika, a konkretnie bez jego interwencji w przedostatniej minucie meczu z Olimpia Grudziądz.
Debiutujący przed świnoujską publicznością bramkarz zatrzymał strzał z rzutu karnego Adriana Frańczaka. - Publiczność po meczu skandowała moje personalia, co było miłą reakcją. Nie czuje się jednak bohaterem. Po prostu wykonałem swoją robotę między słupkami - komentował na gorąco Kasprzik. Po zakończeniu rundy golkiper przyznał, że konfrontacja skutecznie zapisała się w jego pamięci.
Być albo nie być młodzieżowcem?
Niemal równolegle do meczu w Świnoujściu toczył się bój Arki z Wartą. A tam małą burzę wywołał inny debiut - Juliena Tadrowskiego. Obrońca pełnił przez dziewięć minut rolę jedynego młodzieżowca wśród gdynian. Zdaniem poznaniaków Tadrowski wcale jednak młodzieżowcem nie jest.
Warta powołała się na zapis regulaminu, według którego piłkarz grający z takim statusem musi być przez minimum trzy lata szkolony w klubie zrzeszonym w PZPN. Tymczasem Tadrowski spędził juniorskie lata we Francji.
Zieloni domagali się walkowera. Takowego do dziś nie otrzymali.
Przemysław Cecherz show.
- Jeżeli na trybunach było 1300 osób, to wszystkie widziały, co się tutaj działo. To był kabaret w wykonaniu pana Karkuta. Gdybym wiedział, że tak będzie, to byśmy nie wyszli na mecz - trener Kolejarza, mówiąc delikatnie: nie był rad z pracy arbitra podczas meczu z Olimpią Grudziądz.
- W takim meczu 11 kartek pokazać? Jeżeli dwóch zawodników zderza się głowami, to żółtą kartkę dostaje dwóch. A tu dostał tylko Szufryn. Dlaczego nie dostało dwóch? Bo nie widział. Dlaczego nie widział? Bo jest słaby! Można przeklinać? Bo jest k**** słaby! Albo tendencyjny - mówił podniesionym głosem podczas konferencji Cecherz.
Outsider poszedł w rekordy.
Polonia Bytom wskoczyła na pierwszoligowy front w miejsce wycofanego Ruchu Radzionków. Spisała się jesienią... koszmarnie. W siedemnastu kolejkach nie doczekała się zwycięstwa. Ugrała zaledwie cztery remisy, straciła niemal trzykrotnie więcej bramek niż strzeliła. W XXI wieku tak złego bilansu półmetka nie miała żadna inna drużyna na zapleczu ekstraklasy.
Nwaogu wziął piłkę w swoje ręce.
Arka była o krok od wywalczenia remisu w spotkaniu z Zawiszą. Wystarczyło tylko i aż zamienić na gola rzut karny. Miał go wykonać Marcus Vinicius Da Silva, ale nie pozwolił mu na to Charles Nwaogu!
Na nic zdały się argumenty trenera Petra Nemca i kolegów z zespołu. Nigeryjczyk odstawił teatrzyk i sam ustawił futbolówkę na jedenastym metrze. Strzelił... obok bramki. - Mogę tylko przeprosić za ostatnią minutę i to co zrobił Nwaogu. Jestem wściekły, bo on w ogóle nie powinien brać się za tego karnego - grzmiał szkoleniowiec żółto-niebieskich.
Niesubordynowanego strzelca spotkała dotkliwa kara. Arka rozwiązała z nim kontrakt za porozumieniem stron. - Bardzo żałuję tego, co się stało. Gdybym strzelił karnego, to pewnie kibice nosiliby mnie na rękach. A tak... Nie mam żalu do Arki - ubolewał Nwaogu, który do dziś pozostaje bez klubu, a ostatnio trenował z rezerwami Floty.
Przerwa w Olsztynie.
Sędzia Łukasz Szczech przerwał na kilka minut potyczkę Stomilu z Zawiszą. Powód? Chuligańskie wybryki w drugiej połowie. Najpierw płot sforsowała część przyjezdnych fanów, następnie na koronę stadionu wbiegli miejscowi.
Do działania przystąpili policjanci, którzy nie dopuścili do starcia stron. Sprawna interwencja pozwoliła opanować sytuację i wznowić zmagania na murawie. Ucierpiało ogrodzenie i kilkanaście plastikowych krzesełek. Wartość zniszczeń szacowano na 10 tys. zł.
Bohaterowie nie byli zmęczeni.
Świnoujścianie po dramatycznym, pucharowym starciu z Cracovią wybrali się na ligowe spotkanie z ŁKS-em. Wyjazdowi towarzyszyły małe obawy, czy lider zregeneruje się w ciągu trzech dni?
Jeszcze przed przerwą mecz był wyrównany, momentami nawet ze wskazaniem na łodzian. W drugiej części Flota zdemolowała przeciwnika, strzelając Bogusławowi Wyparle aż pięć bramek. Końcowy wynik 7:1 to najwyższa wygrana Wyspiarzy w historii pierwszoligowych zmagań. Od czasu reformy rozgrywek nikt wcześniej nie zdobył siedmiu goli na obcym terenie.
Trenowali w samotności.
Fatalna sytuacja finansowo-organizacyjna zmusiła piłkarzy GKS-u Katowice do rygorystycznych ruchów. Na spotkanie z GKS-em Tychy wyszli w koszulkach z hasłem "Oddajcie GieKSę miastu", po nim ogłosili zawieszenie regularnych treningów.
- Jeżeli chociaż jeden z zawodników nie będzie miał pieniędzy na to, żeby dojechać na trening, to nie fair byłoby, żeby reszta drużyny w tym samym czasie trenowała - wyjaśnił wówczas sytuację trener Rafał Górak.
Jego podopieczni stawili się na zajęciach dopiero dwa dni przed konfrontacją z Miedzią Legnica. Do tego czasu trenowali indywidualnie. Sportowy efekt takich przygotowań nie był najlepszy. Katowiczanie przegrali 0:2.
Wróbel jak rasowy snajper.
Dochodziła 94. minuta starcia Olimpii z GKS-em Katowice. Grudziądzanie przegrywali różnicą jednego trafienia i ich szanse na wywalczenie punktu wydawały się niewielkie.
W ostatniej akcji szansy w ofensywie postanowił poszukać bramkarz - Michał Wróbel. - Mam dobre warunki i chciałem pomóc kolegom. Nie liczyłem, że uda mi się strzelić. Chciałem wprowadzić tylko trochę zamieszania, żeby jeden czy dwóch zawodników rywala się na mnie skupiało. Z tego co zauważyłem, to żaden nie zwracał na mnie uwagi - opowiadał golkiper, który strzałem głową zamienił na gola dośrodkowanie z rzutu rożnego.
Wróbel był bez wątpienia bohaterem wieczoru przy Bukowej. Przed zdobyciem gola na wagę remisu popisał się też kilkoma skutecznymi interwencjami.
Zima w październiku.
Runda jesienna miała zakończyć się 18 listopada. Zakończy się tydzień później. A wszystko to z powodu ataku zimy, który nie pozwolił rozegrać meczu pomiędzy Miedzią i Dolcanem. Intensywne opady śniegu praktycznie uniemożliwiały przygotowanie boiska. Po rozmowach sędziów i delegata postanowiono odwołać zawody.