W tym artykule dowiesz się o:
Po końcowym gwizdku "Mały" wpadł w objęcia Smoka Wawelskiego i dołączył się do 33 tys. osób na trybunach, które śpiewały "Legła, Legła Warszawa". Wychwyciły to kamery NC+ i choć przyśpiewka, do której dołączył się Małecki nie jest zdrożna ani wulgarna, nadgorliwa Komisja Ligi zamierza pochylić się nad sprawą zachowania wiślaka (materiał wideo TUTAJ).
Przed rokiem za obrażanie stołecznego klubu Komisja Ligi surowo ukarała piłkarzy Śląska Wrocław, którzy fetując zdobycie mistrzostwa Polski, śpiewali: "Gdzie twoje berło? Berło i korona? Gdzie twoje mistrzostwo? Legio p***?". Na pięć spotkań zostali zdyskwalifikowani Sebastian Mila, Łukasz Gikiewicz, Rafał Gikiewicz, Patrik Mraz, Mariusz Pawelec i Dalibor Stevanović.
Przewinienie - jeśli w ogóle można tak mówić akurat o tym zachowaniu Małeckiego - nie może się równać z tym, co zrobili zawodnicy WKS-u i Komisja Ligi wykazuje się nadwrażliwości, ale sam Małecki jednak solidnie zapracował na wizerunek złego chłopca T-Mobile Ekstraklasy. To już bowiem... 15. (!) tego rodzaju występek 25-letniego ledwie zawodnika. Przypominamy te poprzednie.
Największym echem odbiło się zachowanie Małeckiego w czasie rozegranego 17 lutego 2012 roku pierwszego meczu 1/16 finału Ligi Europejskiej ze Standardem Liege (1:1) i wydarzenia z kilku następnych dni.
Ówczesny trener Białej Gwiazdy Kazimierz Moskal w 56. minucie postanowił ściągnąć "Małego" z boiska, na co ten zareagował kopniakiem w bandę okalającą operatora kamery i zejściem bezpośrednio do szatni z pominięciem podania ręki szkoleniowcowi, albo chociaż pozostania na ławce rezerwowych.
Dzień później Małecki przeprosił trenera i kolegów z drużyny, ale zakomunikował równocześnie, żeby nie brać go pod uwagę przy ustalaniu składu na niedzielny mecz z Zagłębiem Lubin. Po spotkaniu w Lubinie głos w tej sprawie zabrał sam Moskal: - Patryk ogłosił w szatni, przy wszystkich zawodnikach i sztabie, że nie chce być brany pod uwagę przy ustalaniu "18" wyjeżdżającej do Lubina i nie chce trenować z nami. To jego decyzja. Trudno mi w takiej sytuacji takiego zawodnika na siłę brać do autobusu. Ta decyzja w ogóle nie miała związku z tym, co się stało na meczu, czyli z tym, że on czuł się rozżalony tym, że został zmieniony i nie podał mi ręki. To podanie ręki nie ma w ogóle wpływu na to, co się dalej wydarzyło. Ważne było to, co się stało następnego dnia, a więc to, że Patryk dalej będąc rozżalony tym faktem, że został zmieniony, podjął taką decyzję, iż nie chce jechać na mecz i nie chce trenować z nami.
W wyniku zajścia Małecki został przesunięty do drużyny rezerw, ale gdy Moskala zastąpił Michał Probierz, piłkarz został objęty amnestią i wrócił na łono drużyny. Nie na długo, bo trzy miesiące później został niemal siłą wypchnięty do tureckiego Eskisehirsporu.
Okazanie braku szacunku dla trenera w czasie meczu ze Standardem i odmówienie występu w spotkaniu z Zagłębiem to nie pierwsze i też nie ostatnie takie zachowania Małeckiego. Ostatnio nawet postanowił nie podawać ręki Franciszkowi Smudzie, gdy ten ściągnął go z boiska w meczu z Lechią Gdańsk. Małecki zamiast zejść do środka boiska, przeciął linię boczną na wysokości ławki rezerwowych, kompletnie ignorując czekającego na jakikolwiek gest "Franza". Po tym spotkaniu stracił miejsce w wyjściowej "11".
W czasie przygotowań do sezonu 2010/2011 Wisła grała sparing z Hannover 96. Prowadzący wówczas zespół Henryk Kasperczak chciał wpuścić wychowanka Wigier Suwałki do gry z ławki,ale ten ogłosił, że nie ma na to ochoty. Po powrocie ze zgrupowania w Niemczech "Mały" trafił na dywanik do prezesa Bogdana Basałaja, który kilka tygodni wcześniej wrócił do klubu, a parę lat wcześniej podczas swojej pierwszej kadencji przy Reymonta 22 sprowadził Małeckiego-trampkarza do Wisły i roztaczał nad nim ojcowską opiekę.
Po rozmowie dyscyplinującej zawodnik przeprosił - według oficjalnego oświadczenia - właściciela Wisły Kraków, Bogusława Cupiała, trenera Henryka Kasperczaka, kolegów z drużyny oraz wszystkich kibiców Białej Gwiazdy, "obiecując, że nigdy więcej taka sytuacja się nie powtórzy". Na 22-letniego wówczas Małeckiego nałożono również bardzo wysoką karę finansową.
Małecki się pokajał, więc nie został odsunięty od drużyny i wystąpił w meczach eliminacji Ligi Europejskiej z FK Szawle i Karabachem Agdam. Wiśle nie udało się przejść tej drugiej ekipy, a za niepowodzenie posadą zapłacił Kasperczak. Chwilowo zastąpił go Tomasz Kulawik, który bez zawahania stawiał na "Małego", ale docelowo pierwszym szkoleniowcem Białej Gwiazdy został Robert Maaskant, który nie ukrywał, że słuchy jakie doszły do niego o dyscyplinie Małeckiego, nie napawają go optymizmem.
Holender szybko na własne oczy przekonał się o krnąbrnym charakterze swojego podopiecznego. W pierwszej przerwie na mecze reprezentacji podczas jego kadencji na Reymonta 22 Wisła zagrała towarzysko z Koszarawą Żywiec i Małecki wyleciał w tym sparingu z boiska z czerwoną kartką za... zwyzywanie sędziego.
Maaskant przeprowadził z zawodnikiem rozmowę dyscyplinującą, a w następnym meczu ligowym z Jagiellonią Białystok posadził go na ławce rezerwowych, wpuszczając do gry w II połowie. W 8 minut po pojawieniu się na boisku Małecki dostał żółtą kartkę za... krytykę decyzji sędziego. Holender wybuchł przy ławce rezerwowych i niesiony złością pędził wzdłuż linii bocznej do swojego podopiecznego. W kolejnym spotkaniu z Koroną Kielce na otwarcie stadionu przy Reymonta 22 Małecki zaliczył minutowy epizod.
Mecz z Koszarawą był tylko sparingiem, ale Małecki nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy też w spotkaniach oficjalnych. W sierpniu 2009 roku po zejściu z boiska wdał się w przepychankę z dyrektorem sportowym Arki Gdynia Andrzejem Czyżniewskim. Cztery miesiące później podczas meczu z Ruchem Chorzów zwracał się tymi słowami do Tomasza Brzyskiego: Wstawaj, k..., śmieciu! Wstawaj, ch...!, a tymi do Macieja Sadloka: - Kim ty k... jesteś, kim ty k... jesteś, ped...?
Z kolei w maju 2011 roku w 10. minucie 183. derbów Krakowa zaatakował wślizgiem Saidiego Ntibazonkizę, a po wstaniu z murawy zaczął krzyczeć w stronę Burundyjczyka. Realizatorzy transmisji nie zdołali wychwycić słów Małeckiego, ale z ruchu ust zawodnika Wisły dało się odczytać, że odniósł się do rywala w mało wybredny sposób i przede wszystkim okrasił swoją wypowiedź słowami: "j... czarnuchu".
Wezwany na dywanik przez zarząd Wisły Małecki przyznał, że obraził Ntibazonkizę i za pośrednictwem ówczesnego kapitana Pasów Arkadiusza Radomskiego przeprosił rywala. Wisła ponadto nałożyła na niego karę finansową.
To dopiero półmetek. Po derbach Krakowa z listopada 2010 roku rozegranych na stadionie Cracovii, w strefie mieszanej, gdzie z piłkarzami mogą spotkać się przedstawiciele mediów, Małecki w żołnierskich słowach przekazał dziennikarzowi Gazety Wyborczej Piotrowi Jaworowi, co sądzi o jego pracy i "radził" mu nie przychodzić więcej na Reymonta 22. Słownie oberwało się też próbującej uspokoić "Małego" pracownicy biura prasowego Wisły. Przy Kałuży 1 zaleciało rynsztokiem.
Gorąca głowa sprawiła też kiedyś, że w czasie spotkania "młodzieżówki" z Holandią nie zastosował się do zaleceń trenera Andrzeja Zamilskiego i zmarnował rzut karny, którego w ogóle miał nie wykonywać. Oberwało się też kolegom z reprezentacji, i samemu selekcjonerowi: - Holandia pokazała nam, gdzie jesteśmy. Z zespołem przebywałem 10 dni i mówię otwarcie, że połowa nie nadaje się do reprezentacji. I to nie jest tylko moja opinia. Trener też to powinien wiedzieć. Skład z Holandią był pozmieniany i nawet na ławce siedzieli lepsi zawodnicy od tych, którzy występowali. Trener na pewno wie, że popełnił błąd, wystawiając taki skład. Przez 30 minut jakoś to wyglądało, ale później był wielki dramat.
"Mały" przez długi czas był ulubieńcem WSZYSTKICH kibiców Wisły, ale tylko do czasu, kiedy część z nich - nazwaną przez siebie piknikami - wyprosił na "drugą stronę Błoń", czyli dla nieznających topografii Krakowa - na Cracovię.
Działo się to po meczu z Lechią Gdańsk w ramach 5. kolejki sezonu 2011/2012. Biała Gwiazda po kiepskiej grze przegrała u siebie 0:1, a część kibiców dała wyraz swojemu niezadowoleniu z postawy drużyny.
- Mamy wspaniałych kibiców, ale tym piknikowym, którzy przychodzą, żeby zjeść kiełbasę i pooglądać mecz, proponowałbym , żeby poszli na drugą stronę (Błoń, czyli Cracovię - przyp. red)... Takich kibiców nie potrzebujemy. To jest niedopuszczalne, bo kibice powinni być z drużyną nawet jak przegrywamy. To co zrobili kibice z trybuny wschodniej pokazuje, że to nie są kibice. Chciałbym, żeby nie przychodzili na mecze - naprawdę wolałbym grać przy pięciu tysiącach. Tacy kibice niech nie przychodzą na mecze, bo nam nie pomagają, a przeszkadzają - mówił wówczas Małecki.
I klub znów musiał sprzątać po swoim zawodniku: "W związku z pomeczowymi wypowiedziami zawodnika Patryka Małeckiego klub Wisła Kraków podkreśla, że każdy kibic przychodzący na stadion przy ul. Reymonta 22 jest dla niego bardzo ważny. Zachowania wszystkich pracowników klubu, a w szczególności piłkarzy, które niosą znamiona braku szacunku dla kibiców, są w klubie traktowane jako najwyższe przewinienia dyscyplinarne. Wisła Kraków przeprasza wszystkich kibiców, którzy poczuli się urażeni słowami Patryka Małeckiego po meczu z Lechią Gdańsk.
Małecki został za to odsunięty od drużyny, ale tylko na moment, bo wrócił do niej przed pierwszym meczem fazy grupowej Ligi Europejskiej z Odense BK, podczas którego samowolnie nie wyszedł na rozgrzewkę. Sprawę łagodził trener Maaskant: - Zawodnicy mogą się dowolnie rozgrzewać przed meczem, nie muszą wychodzić na murawę. Patryk dokonał mądrego wyboru nie pojawiając się na murawie biorąc pod uwagę reakcję kibiców na niego.
Tymczasem "Mały" mało przejmuje się reakcjami kibiców innych klubów, których regularnie prowokuje. Tak "cieszył się", kiedy 11 maja 2010 roku Wisła w 79. minucie meczu Wisła objęła prowadzenie w derbach z Cracovią:
Kwadrans później po samobójczym golu Mariusza Jopa Wisła straciła szanse na mistrzostwo Polski, a Cracovia utrzymała się w ekstraklasie.
2 kwietnia 2012 roku, czyli ledwie sześć tygodni po aferze z Moskalem i odmówieniu gry w Lubinie, Małecki został złapany na tym, jak po meczu z Legią pokazywał w stronę kibiców Wojskowych odwróconą "eLkę". Tak z kolei z murawy pozdrawiał fanów chorzowskiego Ruchu po przegranym półfinale Pucharu Polski sezonu 2011/2012: