W tym artykule dowiesz się o:
W T-Mobile Ekstraklasie wiosną rozegrał trzy mecze, w każdym spisując się beznadziejnie. Zapamiętany mu zostanie zwłaszcza fatalny błąd ze spotkania w Gdańsku, kiedy dostał piłkę po podaniu od obrońcy i czekał zbyt długo z wybiciem. Ostatecznie futbolówka odbiła się od Macieja Makuszewskiego i wturlała do bramki gości. - Po prostu katastrofa. Mogłem wybić piłkę na trybuny, do kibiców. Byłem jednak przekonany, że uda mi się przelobować gracza Lechii Gdańsk - mówił po spotkaniu sam zainteresowany. Mecz w Białymstoku był w jego wykonaniu jeszcze gorszy, kiedy niemal popisał się asystą przy trafieniu zawodnika gospodarzy. Zajac o tej jesieni w swoim wykonaniu na pewno będzie chciał szybko zapomnieć.
Anestis Argyriou przyszedł do Bydgoszczy latem na polecenie poprzedniego trenera Jorge Paixao. Grek zagrał tylko w 8 spotkaniach w T-Mobile Ekstraklasie oraz w 1 meczu Pucharu Polski. Ile z tych meczów zakończyło się zwycięstwem Zawiszy? Ani jedno spotkanie! Argyriou notorycznie trafiał do najgorszej jedenastki kolejki. Wiosną tego piłkarza w naszej lidze już nie zobaczymy.
Nie chcemy być nieuprzejmi, ale to chyba najgorszy obrońca w naszej lidze. Co występ, to bardzo słaby mecz. Popełniał mnóstwo błędów w ustawieniu, kryciu, wiecznie spóźniony, a do tego bezsensowne faule. W ekstraklasie po raz ostatni zagrał w 11. kolejce. Po tym, jak wypadł ze składu, kielczanie zaczęli odnosić zwycięstwa. Sami zastanawiamy się, co taki "ananasek" robi w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju.
Nie porozumiał się z Lechem Poznań i nie przedłużył wygasającej z końcem roku umowy i od stycznia będzie występował w innej drużynie. W ostatnich miesiącach obrońca nie prezentował zbyt wysokiej formy i wielu kibiców domagało się jego odejścia. Podczas meczu z Lechią Gdańsk został oficjalnie pożegnany. Z tej rundy zapamiętane mu zostaną błędy, jakie popełnił w kilku meczach. Tego zawodnika na pewno stać na lepszą grę.
Oczekiwania wobec tego zawodnika były duże, jednak wydaje się, że nie został odpowiednio przygotowany do rozgrywek i często był najsłabszym punktem gdańskiej defensywy. Przez dłuższy okres czasu musiał leczyć uraz, którego do końca rundy ostatecznie i tak nie wyleczył. Na dodatek Serb w sierpniu stracił matkę, przez co nie potrafił skoncentrować się na grze.
Wieczny talent, który w Kielcach nie potrafi potwierdzić swoich umiejętności. Dobre mecze Janoty w minionej rundzie można policzyć na palcach jednej dłoni. Główny zarzut? 24-latek zamiast nadawać tempo atakom swojego zespołu, niepotrzebnie zwalniał, nieudolnie próbując grać pod publikę.
Zaczynał sezon w pierwszym składzie jako kapitan i to z bardzo mocną pozycją, ale skończyło się to po ósmej kolejce. Potem grał same ogony i za każdym razem co do jego dyspozycji były zastrzeżenia - nie zmienia tego nawet gol z Lechem. Zresztą, w całej rundzie tylko raz znalazł drogę do siatki przeciwnika. Zdecydowanie nie była to dobra jesień w wykonaniu piłkarza, który jeszcze nie tak dawno temu "robił" całą ofensywną grę gliwiczan.
Miał być główną siłą ofensywną Lechii Gdańsk i po rundzie rewanżowej poprzedniego sezonu wydawało się, że Bośniak podoła temu zadaniu. Obecne rozgrywki zweryfikowały pomocnika, który prezentuje się bardzo słabo i często... praktycznie nie biega po boisku. Każdy trener Lechii próbował dla niego innej pozycji - czy to wysuniętego ofensywnego pomocnika, czy bardziej cofniętego. Kilka razy popisał się ładnymi zagraniami, ale od tego zawodnika kibice oczekiwali zdecydowanie więcej.
Jedno z największych rozczarowań tego sezonu. Były wobec niego ogromne oczekiwania. Pawłowski miał po prostu zostać gwiazdą ligi, a Lechia miała być przystankiem w jego karierze. Wszystko potoczyło się jednak nie pomyśli piłkarza, trenerów i kibiców drużyny z Gdańska. - Wiadomo że oczekiwania były. Ja miałem sam przed sobą wielkie oczekiwania. Były pozytywne impulsy w spotkaniach przed sezonem. Wskazywało na to, że pójdzie dobrze, a niestety życie brutalnie zweryfikowało moją postawę. Na obecną chwilę trzeba podejść do tego całkowicie po męsku i patrzeć tylko na siebie. Przede wszystkim spojrzeć w lustro i zapytać się czy zrobiłeś wszystko tak, jak powinieneś zrobić, bo wynik na boisku, postawa na boisku, jest sumą wielu czynników z zewnątrz tak samo i z treningu. Myślę, że czeka mnie porządny rachunek sumienia - mówił pod koniec września w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Bartłomiej Pawłowski. Do końca rozgrywek zbyt wiele się nie zmieniło. Może wiosna będzie lepsza?
Król strzelców minionego sezonu I ligi wciąż czeka na premierowe trafienie w ekstraklasie, w której zadebiutował... w marcu 2005 roku. Od tego czasu rozegrał w niej 36 spotkań, a gola jeszcze nie zdobył. Nie inaczej było jesienią w barwach Cracovii, choć miał wiele okazji bramkowych. Jeszcze jedna ciekawostka statystyczna - Zjawińskiego od debiutu w ekstraklasie minęło już ponad 3500 dni.
Osiem meczów w T-Mobile Ekstraklasie, siedem w podstawowej jedenastce, trzy pełne spotkania, a goli? Zero! Jak na napastnika bilans fatalny. Trudno się dziwić, że Zawisza zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, skoro w tym klubie nie ma kto strzelać goli, a ze swojej roli w ogóle nie wywiązuje się napastnik. Wszystko nie tak miało wyglądać w klubie z Bydgoszczy.