W tym artykule dowiesz się o:
Zatrudnienie Macieja Skorży
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że 42-letni szkoleniowiec to główny architekt sukcesu. Gdy 1 września ubiegłego roku obejmował zespół po odejściu Mariusza Rumaka i krótkim epizodzie Krzysztofa Chrobaka, zajmował on dopiero 9. miejsce w tabeli i choć strata do lidera wynosiła tylko pięć punktów, to sytuacja nie była łatwa, a progres nie nadszedł od razu.
Zanim Kolejorz pod wodzą Macieja Skorży zaczął łapać właściwy rytm, konieczna była odbudowa psychiczna po kompromitacji w eliminacjach Ligi Europy (pamiętny dwumecz III rundy z półamatorskim Stjarnan FC) i dopiero w końcówce rundy jesiennej poznaniacy zameldowali się w czołówce.
27.09.2014 Legia Warszawa - Lech Poznań 2:2 (0:2) 0:1 - Marcin Kamiński 33' 0:2 - Dariusz Formella 39' 1:2 - Tomasz Brzyski 76' 2:2 - Dossa Junior 90'
To był pierwszy poważny sprawdzian lechitów za kadencji Macieja Skorży. Poznaniacy jechali do Warszawy podbudowani kanonadą w ligowej potyczce z Zawiszą Bydgoszcz (6:2), a także łatwym wyeliminowaniem z Pucharu Polski Wisły Kraków (2:0).
Niewiele zabrakło, a również w stolicy Kolejorz sięgnąłby po pełną pulę. Ostatecznie roztrwonił dwubramkowe prowadzenie, tracąc zwycięstwo w 90. minucie, lecz bardzo solidnym występem wysłał pierwszy poważny sygnał Legii, że absolutnie nie wolno go lekceważyć. To podopieczni Henninga Berga mogli się cieszyć z remisu, zwłaszcza że nie osiągnęliby go bez zjawiskowego gola Tomasza Brzyskiego, którego dośrodkowanie z lewego skrzydła niespodziewanie zamieniło się w fenomenalne trafienie, po którym piłka wpadła Maciejowi Gostomskiemu za kołnierz.
Trzy zwycięstwa na koniec jesieni i umocnienie pozycji w czołówce
W 16. kolejce Lech doznał kompromitującej wyjazdowej porażki z Piastem Gliwice, jednak zareagował na nią znakomicie i na finiszu rundy odniósł trzy zwycięstwa z rzędu (3:0 z Górnikiem Zabrze, 2:1 z Wisłą Kraków oraz 1:0 z Lechią Gdańsk).
Efekt? Poznaniacy wskoczyli na podium, które później opuścili tylko raz i to na chwilę (po remisie w inaugurującym wiosnę starciu z Pogonią Szczecin). Wiosną Kolejorz z czołówki już nie wypadał, a jego strata do lidera wynosiła nie więcej niż sześć punktów, przy czym tak duży dystans też był wyjątkiem, bo zazwyczaj różnica była nie większa niż dwa lub trzy oczka.
22.03.2015 Lech Poznań - Legia Warszawa 2:1 (0:0) 1:0 - Barry Douglas 66' 2:0 - Kasper Hamalainen 70' 2:1 - Michał Kucharczyk 84'
41,5 tys. widzów na trybunach i wielkie oczekiwania - w takiej atmosferze toczył się drugi mecz Lecha z Legią w edycji 2014/2015. Tym razem to poznaniacy mieli atut własnego boiska i choć przez ponad godzinę emocji było niewiele, to ostatnie fragmenty całkowicie wynagrodziły długie oczekiwanie.
Czerwona kartka Arkadiusza Malarza obudziła gospodarzy, którzy już chwilę później otworzyli wynik po pięknym strzale Barry'ego Douglasa z rzutu wolnego, zaś drugi i decydujący cios zadał Kasper Hamalainen. Późniejsze trafienie Michała Kucharczyka okazało się tylko honorowym.
- Gdybym miał wskazać spotkanie przełomowe, to bez wątpienia był nim mecz z Legią w Poznaniu. Wygraliśmy 2:1 i zyskaliśmy mnóstwo pewności siebie. Zdobyliśmy też przewagę mentalną, którą już do końca skutecznie wykorzystywaliśmy - ocenił Kasper Hamalainen.
Dramatyczny, ale zwycięski dwumecz z Błękitnymi Stargard Szczeciński w Pucharze Polski
Czy wydarzenia w Pucharze Polski wpłynęły na losy mistrzostwa? Pozornie mogłoby się wydawać, że nie, ale zdaniem Macieja Skorży wyeliminowanie II-ligowca po wielkich problemach w pierwszym starciu na jego stadionie (kompromitująca porażka 1:3) odegrało ogromną rolę.
- Wyjście z tej trudnej sytuacji i zwycięstwo w rewanżu dopiero po dogrywce było może nie trampoliną, ale bardzo ważnym momentem. Umiejętność radzenia sobie z takimi kryzysami - zwłaszcza że przegrana w Stargardzie Szczecińskim była wyjątkowo wstydliwa - to był punkt zwrotny. Uważam, że gdybyśmy wtedy odpadli, to dziś nie cieszylibyśmy się z tytułu mistrza Polski - nie ma wątpliwości trener Kolejorza.
Poznaniacy polegli na obiekcie II-ligowca 1:3, w dodatku w rewanżu jako pierwsi stracili gola. Mimo to wyszli na prowadzenie 3:1, zaś w dogrywce dołożyli dwie kolejne bramki i awansowali do finału.
09.05.2015 Legia Warszawa - Lech Poznań 1:2 (0:0) 0:1 - Darko Jevtić 47' 0:2 - Karol Linetty 49' 1:2 - Ivica Vrdoljak 54'
Trzecie i ostatnie starcie dwóch najpoważniejszych kandydatów do tytułu miało miejsce na samym początku fazy finałowej. Dla Lecha była to doskonała okazja, by powetować sobie porażkę w finale Pucharu Polski i taki właśnie rewanż miał miejsce.
Po bezbarwnej pierwszej połowie poznaniacy zaliczyli piorunujący początek drugiej, a Legia potrafiła odpowiedzieć tylko honorowym trafieniem Ivicy Vrdoljaka. Kto wie jednak, czy zespół ze stolicy nie sięgnąłby ostatecznie po mistrzostwo, gdyby w doliczonym czasie fenomenalnej szansy na wyrównanie nie zmarnował Guilherme. Brazylijczyk miał na nodze piłkę meczową, a ratując dla swojej drużyny remis zapewniłby jej też pozostanie na pozycji lidera. Porażka natomiast sprawiła, że po 1820 dniach przerwy Kolejorz znów poczuł smak samodzielnego liderowania, a 1. lokaty nie oddał już do końca rozgrywek.
Cztery zwycięstwa z rzędu na koniec
Seria czterech zwycięstw była najlepszą poznaniaków w całym sezonie i przypadła na wręcz idealny moment. Rozpoczęła się po porażce w 32. kolejce z Jagiellonią Białystok 1:3 (której Legia nie potrafiła wykorzystać, bo sama tylko zremisowała ze Śląskiem Wrocław) i sprawiła, że goniący poznaniaków Wojskowi nie mieli żadnego marginesu błędu.
Kolejorz nieustannie wywierał presję na najgroźniejszym konkurencie, aż w końcu ten w 36. serii "pękł" i stracił dwa punkty w Gdańsku. To sprawiło, że na finiszu lechitom do pełni szczęścia wystarczył remis i tej szansy już nie zmarnowali.
Wysoka forma kluczowych piłkarzy w najważniejszym momencie rozgrywek
Nie tylko najdłuższa seria wygranych w całym sezonie, ale także wysoka dyspozycja kluczowych piłkarzy sprawiła, że Kolejorz może świętować zdobycie tytułu. Maciej Gostomski, który po kontuzji Jasmina Buricia wskoczył do bramki z marszu, bronił kapitalnie i uratował zespołowi wyjazdowe zwycięstwo z Lechią Gdańsk.
W obronie prym wiódł notujący najlepszy okres w Lechu Paulus Arajuuri, w drugiej linii wysoki poziom utrzymywał zaś Łukasz Trałka, a nieskuteczny dotąd Karol Linetty zaczął strzelać bramki (trafiał do siatki w potyczkach z Legią oraz Pogonią).
Największym motorem napędowym był jednak Szymon Pawłowski. W starciu z Górnikiem Zabrze doświadczony skrzydłowy zanotował gola oraz trzy asysty, zaś jego wysokie umiejętności techniczne niejednokrotnie robiły różnicę w ofensywie.
Bramek zabrakło paradoksalnie tylko u napastników. Zaur Sadajew nie zdołał w tym sezonie dojść do wysokiej formy strzeleckiej, ale nawet mimo tego mankamentu zbierał na finiszu wiele pochwał. W starciu z Wisłą Kraków - niczym rasowy defensywny pomocnik - notował mnóstwo odbiorów i skutecznie przytrzymywał piłkę, męcząc obronę przeciwnika i ograniczając mu pole manewru w rozegraniu.
Tak jak Legia w kluczowej fazie sezonu nie trafiła z formą najważniejszych piłkarzy, tak Lech wycelował z nią idealnie. Efekt? W fazie finałowej zdobył ponad dwukrotnie więcej bramek i zasłużenie sięgnął po siódme w swojej historii mistrzostwo Polski.