W tym artykule dowiesz się o:
Michał Masłowski do Legii trafił w styczniu 2015 roku. Jego poprzednim klubem był Zawisza Bydgoszcz. Ówczesny mistrz Polski zapłacił za niego ok. 800 tys. euro i był to jeden z najwyższych transferów w historii ligi. W Warszawie Masłowski jak na razie rozegrał jednak tylko 24 mecze i strzelił jednego gola.
"Masło" uskarżał się na ból promieniujący do lewej nogi. Okazało się, że powodem problemów był kręgosłup. Konieczny był zabieg, a pomocnik wicemistrza Polski był operowany w klinice Villa Stuart w Rzymie. Piłkarz przeszedł zabieg przepukliny krążka międzykręgowego kręgosłupa.
Michał Masłowski wiosną powinie wrócić do gry i walczyć o uznanie w oczach Stanisława Czerczesowa. Od razu musi wskoczyć na wysoki poziom. Jego umiejętności go do tego predysponują, bo na boiskach Ekstraklasy nie raz i nie dwa pokazał, że w grać potrafi.
Zidane ma już plan na Real Madryt
Można było spodziewać się więcej. Ukrainiec w barwach Stomilu Olsztyn pokazał, że jest błyskotliwym oraz wszechstronnym zawodnikiem. A to pokazał drybling, a to wykorzystał stały fragment. Na dodatek filigranowa sylwetka predestynowała go raczej do czarowania w Ekstraklasie niż w siłowej I lidze. Po ofensywnego piłkarza sięgnął beniaminek Termalica Bruk-Bet Nieciecza i pechowo Kowal z Krymu szybko wypadł z powodu problemów zdrowotnych. Piotr Mandrysz pozwolił mu zagrać pięć ogonów na koniec roku, a Ukrainiec nawet nie odnotował swojej obecności w klasyfikacji kanadyjskiej. To szczęście, że nasz fotoreporter w ogóle uchwycił go w barwach Termaliki Bruk-Bet Nieciecza.
Miał być gwiazdą. W zeszłym sezonie rozegrał 30 spotkań w lidze słowackiej, w których zdobył 11 goli i zanotował 3 asysty. Do Zagłębia dołączył późno, ale gdy pierwszy raz pojawił się na murawie, wypadł okazale. Potem było już gorzej. - W Polsce gra się bardziej siłowo niż na Słowacji. Rywale szukają kontaktów. Choćby w meczu z Piastem, kiedy już w 3. minucie przeciwnik ostro mnie zaatakował. W kolejnych dniach nie mogłem nawet trenować z piłką - mówił.
Vlasko dużo się leczył, rzadko przebywał na boisku.
Na boiskach Ekstraklasy spędził 432 minuty. Zaliczył jedną asystę. Teraz z Zagłębiem przepracuje już cały okres przygotowawczy, dotrze się z drużyną. Wiosną powinien być pewnym punktem lubińskiej drużyny.
- Vlasko był zawodnikiem drużyny, która walczyła w europejskich pucharach i Słowacy dyktowali za niego zaporową cenę. Pracowaliśmy długo nad tym transferem i rozgrywający trafił do nas na kilka dni przed startem ligi. Jan Vlasko potrzebuje okresu przygotowawczego, by zgrać się z drużyną. Niestety Słowak zmagał się też z kontuzją i stracił kilka tygodni na rehabilitację. W kilku meczach Janek pokazał, jaki potencjał w nim drzemie i to nietuzinkowy piłkarz, który jest w stanie zrobić różnicę, pod warunkiem, że będzie zdrowy - mówi o nim dyrektor sportowy Zagłębia, Piotr Burlikowski.
Z wracającym do Polski po dziewięciu latach występów w Anglii Cywką wiązano przy Reymonta 22 spore nadzieje. Ten zaczął sezon w wyjściowym składzie Wisły, ale był kompletnie bezproduktywny. Miejsce w "11" stracił po meczu w Łęcznej, w którym zaliczył asystę... przy golu Górnika.
Cywka nie jest jednak przypadkowym zawodnikiem. Niedawno trenerem w Wiśle Kraków został Tadeusz Pawłowski. Kto jak nie on może odbudować środkowego pomocnika? Coś do powiedzenia w tym temacie mógłby mieć choćby Sebastian Mila.
Nie jest piłkarzem z przypadku, co zdążyli już ocenić kibice w Polsce. Ricardo Nunes ma jedną z najlepiej ułożonych stóp w Ekstraklasie, a może zagrać zarówno na lewej obronie, jak i w drugiej linii. Cały czas coś przeszkadza graczowi Pogoni Szczecin wskoczyć na najwyższy poziom. Nie przepracował okresu przygotowań albo tak jak w rundzie jesiennej nabawił się groźnej kontuzji. "Riki" wrócił już do ćwiczeń i od stycznia pracuje normalnie z zespołem. Kibice czekają na bajecznego gola z rzutu wolnego Nunesa. Na treningach zrywa pajęczynę za pajęczyną, ale w tym cały ambaras, by robić to w meczu.
Reprezentant Macedonii latem związał się z Legią roczną umową z opcją przedłużenia współpracy o dwa lata. Jak na razie gra bez fajerwerków. On jednak także nie przeszedł z zespołem pełnego cyklu przygotowawczego, wszystko musiał nadrabiać w trakcie rundy.
W swoim CV ma występy w znanych klubach. W sezonie 2011/2012 pomógł APOEL-owi w wyrzuceniu za burtę Ligi Mistrzów Wisły Kraków. W pierwszym meczu IV rundy eliminacji Cypryjczycy przegrali w Krakowie 0:1, ale w rewanżu zwyciężyli 3:1, a dwie asysty zaliczył właśnie Trickovski. APOEL dotarł w tamtej edycji rozgrywek aż do ćwierćfinału, a duży w tym udział miał gracz Legii.
Już to pokazuje, że to piłkarz o sporych umiejętnościach. Przed nim ważne tygodnie, bo szkoleniowcowi Legii z dobrej strony musi pokazać się zwłaszcza w okresie przygotowawczym. Jeżeli tak będzie, może mu to otworzyć furtkę do częstych i przede wszystkim regularnych występów.
W Lechii nie brakuje zawodników grających poniżej oczekiwań, jak na przykład Milos Krasić czy Grzegorz Kuświk. Wiosną wszystko dać z siebie powinien jednak przede wszystkim Sławomir Peszko.
Ten wrócił do Ekstraklasy po pięciu latach przerwy i można z nim było wiązać spore nadzieje, bo w końcu przed wyjazdem z Polski mógł się poszczycić bardzo dobrymi statystykami: 154 spotkania, 16 bramek i 32 asysty. Przychodząc do Lechii, miał nie tylko ściągnąć ludzi na trybuny, ale przede wszystkim rozruszać ofensywę gdańszczan.
W gdańskiej drużynie długo nie mógł wejść na właściwe obroty. Nie pomagał mu też trener Thomas von Heesen, który publicznie go krytykował. Trzeba jednak przyznać, że statystyki Peszki Lechii nie są oszałamiające. To bowiem w rundzie jesiennej 14 występów i tylko jedna asysta w postaci wywalczonego rzutu karnego. Peszko jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że aby pojechać na Euro 2016, musi być w dobrej formie i już pod koniec rundy zaczął się prezentować lepiej. - Sławek Peszko miał bardzo słaby początek, ale odzyskał swój wigor - podsumował go po rundzie jesiennej Marek Jóźwiak, menedżer I drużyny.
Rozpoczął sezon w dobrym stylu, czyli od serii goli. To o Zwolińskim mówiło się: jedyny, który może zagrozić Nikoliciowi w klasyfikacji napastników. Szybko jednak wystrzelał się, a na dodatek stracił końcówkę roku z powodu kontuzji. Podpisał kontrakt z Pogonią z nową sumą odstępnego i możliwe, że niebawem zostanie sprzedany do silniejszego klubu. Żeby tak się stało Zwoliński musi przypomnieć światu o swoich walorach. Na początek powinien zadbać o udobruchanie kibiców w Szczecinie. Właśnie na stadionie przy Twardowskiego pada dotychczas najmniej goli w Ekstraklasie. Pogoń będzie potrzebować skutecznego napastnika w grze o wysokie miejsce na koniec sezonu.
O transferze Portugalczyka z Zawiszy Bydgoszcz do Jagiellonii Białystok było głośno. Czas pokazał, że duża część zamieszania była niepotrzebna. Alvarinho miał załatać dziury w składzie Jagi, które powstały po wyprzedaży na początku sezonu. Dostał koszulkę z numerem "10" na plecach. Magiczna dycha nie dodała mu energii. Notuje dużo strat i ma mizerne statystyki.
W meczu z Górnikiem Łęczna Michał Probierz zdjął go z boiska już w 33. minucie. Dla piłkarza to jak wymierzenie policzka.
- Chcieliśmy dać szansę Alvarinho, ale grał słabo. Popełniał bardzo dużo strat na początku. Brakuje nam jakości. Nie da się oszukać tego, że pozyskaliśmy zawodników, którzy walczyli o spadek albo grali w niższych ligach. Nie są w stanie zastąpić tych zawodników, którzy grali w pucharach - tłumaczył Probierz.
Na powrót Marcina Robaka do Ekstraklasy trzeba będzie poczekać do marca. Kibice Lecha Poznań trzymają kciuki, by zdążył dojść do szczytowej formy na pojedynki po sezonie zasadniczym. Być może pomoże Kolejorzowi w walce o wysokie cele mimo beznadziejnego początku ligi. Robak miał sypać golami jak z rogu obfitości, ale jak to często bywa w przypadku napastników, kilka gorszych występów spowodowały, że presja rosła. Na dodatek snajper miał ponownie problemy ze zdrowiem. Gorszy okres miał już w Pogoni Szczecin, ale o tym, że Robak potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu oraz czasie, nie trzeba przekonywać. W końcu ledwie dwa sezony temu miał na skroniach koronę króla strzelców Ekstraklasy.