W tym artykule dowiesz się o:
- Najważniejsze na początku sezonu jest spisanie meczów, które są rozgrywane w Krakowie. Potem wpisuję je w kalendarz. Moim menadżerem jednak jest kobieta. Następują więc ciągłe utarczki. Widząc w kalendarzu mecz, pyta, o jaki chodzi. Nie chcę nadużywać grzeczności Wisełki i z racji dużej liczby występów, nie biorę całego karnetu. Prawdziwy kibic wejściówki traktuje jak relikwie. Jesteśmy więc tak umówieni, że zgłaszam, kiedy będę. Muszę tego pilnować. Przynajmniej 10 meczów mam zaklepanych - tłumaczy satyryk, artysta kabaretowy.
Daniec bardzo często w swoje skecze wplata tematy związane ze sportem, a zwłaszcza piłką nożną. Jak dotąd reprezentacja Polski nie dawała mu dużo satysfakcji (choć niedługo to może się zmienić), jednak Wisła, wielokrotny mistrz Polski z ambicjami walki w europejskich pucharach, mogła szybko poprawić nastrój po meczach kadry. Niestety, w ostatnich sezonach sytuacja diametralnie zmieniła się. Niedawno Biała Gwiazda broniła się przed spadkiem. Walkę wygrała w cuglach, jednak zawodnicy z Reymonta niemalże z zasady powinni bić się o tytuł, a nie bronić przed I ligą.
- Gdyby pan widział, ile razy wracam do domu i czytam bilans spotkania np.: strzały - 4 do 3, celnych - 1 do 1... Wtedy moja żona jest świadkiem ślubowania, że więcej nie pójdę. Jaka to jednak musi być ogromna siła, że mijają dwa tygodnie i oczywiście - idę znowu. Moja żona pyta, gdzie się wybieram, a ja ze spuszczoną głową odpowiadam - na mecz.
Kiedy jeszcze na długo przed podziałem grup wielu widziało Wisłę wśród drużyn walczących o utrzymanie, zatrudniono nowego trenera - Dariusza Wdowczyka. Biała Gwiazda, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczęła wygrywać - często kończąc spotkania z pokaźnym dorobkiem bramkowym. Po kilku spotkaniach pojawiła się szansa kończenia rozgrywek w grupie mistrzowskiej, jednak remis z Zagłębiem Lubin przekreślił usilne starania o sukces.
ZOBACZ WIDEO Wspomnienie legendy. Dziesięć lat od śmierci Kazimierza Górskiego (źródło TVP)
{"id":"","title":"","signature":""}
- Najbardziej mi szkoda tego remisu. Jak Wisła lała wszystkich, to żaden kolega z Warszawy ze mną na ten temat nie rozmawiał. W tym roku po meczu nagle miałem telefony ze złośliwymi uwagami. To jest trudne do przełknięcia. Ale wiem, że w sporcie jest jak w życiu. Myślę, że Wisła po przyjściu Wdowczyka radziła sobie bardzo przyzwoicie. Jednak jeśli tak wcześnie wie się, że się nie spadnie, trudno się zmobilizować - przyznaje Daniec.
Kolejny klub ze znanym kibicem to Ruch Chorzów. Kto jest jego zagorzałym fanem?
Aktor filmowy i teatralny, kiedyś spiker (był jednym z najlepszych w swoim fachu na śląskich stadionach), zaznacza, że teraz rzadko chodzi na mecze. Gdy mieszka się w Warszawie nie jest to łatwe. - Druga sprawa jest taka, że w weekendy zazwyczaj pracuję. W rundzie wiosennej udało mi się raz być na meczu. Jesienią też byłem raz. Cały czas jednak udzielam się - piszę felietony zarówno na stronę oficjalną, jak i na stronę prowadzoną przez kibiców, niebiescy.pl, choć na tę drugą rzadziej.
Jego pasja do piłki nożnej rodziła się naturalnie. Tak samo jak miłość do Ruchu. - Na miejscu mieszkałem 38 lat. W mojej młodości stadion był jedną z niewielu rozrywek. Poza tym Chorzów słynie właśnie z piłki nożnej. Nawet za granicą - miasto kojarzy się z Ruchem.
Ruch w sezonie 2015/2016 zakończył rozgrywki na ósmym miejscu. Fatalnie prezentował się pod koniec rywalizacji, jednak dzięki wywalczeniu miejsca w grupie mistrzowskiej, piłkarze nie musieli martwić się o przyszłość w Ekstraklasie.
- Jestem zadowolony z tego, że Ruch nie musiał się bronić przed spadkiem. Przed sezonem mówiło się, że jest jednym z głównych kandydatów do degradacji. Ruch nigdy nie był bogatym klubem, w tej materii nie mógł mierzyć się z innymi. Niestety, był najsłabszy nie tylko po podziale na grupy, ale też w ciągu całego roku, bo zdobył tylko 10 punktów. Z Ruchu zeszło powietrze po tym, jak awansował do grupy mistrzowskiej. Nie zgadzam się z argumentami adwersarzy, że Ruch robił jakieś machloje, że Podbeskidzie znalazło się poza ósemką. Wyszło, jak wyszło. W każdym razie, cieszę się, że Ruch znalazł się w grupie mistrzowskiej - podkreśla Kalus.
Zawodnikom nie pomogły także zawirowania finansowe. Aktor zdaje sobie sprawę, że nie jest to popularne stwierdzenie, ale obawia się, że gdyby klub nie awansował do grupy mistrzowskiej, mógłby ostatecznie podzielić los Podbeskidzia. - Jest jeszcze parę osób, które sądzą tak samo. Nie wiem, czy to kwestia słabszej formy, czy braku szczęścia, jednak np. Stępiński zatracił skuteczność. Z drugiej strony nie można grać na jednego zawodnika. Nie pamiętam sezonu, w którym Ruch stracił 60 bramek. Mam nadzieję, że Waldek [Fornalik - przyp. red.] jakoś to poukłada.
Czas na Śląsk Wrocław. Skojarzenie naszego kolejnego rozmówcy z tym klubem wydaje się oczywiste...
Raper, wokalista, autor tekstów, piosenek oraz konferansjer coraz rzadziej przychodzi na stadion. Powodem jest nie tylko wiek, ale również tryb życia - najczęściej kiedy zawodnicy grają, on pracuje.
- Potem oglądam skróty, wiem, kiedy są rozgrywane spotkania. Ostatnio jednak naszymi meczami rządził kontekst, którego nie lubię, czyli kontekst spadkowy. Zastanawiałem się, czy jest naprawdę tak źle i jak będzie dalej. Jednak przyszło drugie tchnienie - nasz Japończyk Ryōta Marioka zrobił robotę.
Fatalne wyniki i gra sprawiły, że frustracji nie wytrzymali kibice. Fani Śląska po przegranym spotkaniu z Zagłębiem Lubin kazali oddać piłkarzom koszulki. - Daleki jestem od tego, aby schlebiać zachowaniom środowiska kibicowskiego, które odciska swoje piętno na piłkarzach. To było krzywe zwierciadło i zły obrazek, ale... idea słuszna! Jak chcesz grać pod naszym logiem, to lepiej, żebyś gryzł piach - podkreśla Kasta.
Raper nie ukrywa, że kiedyś była mu bliższa koszykówka - sam zresztą grał. Tam nie brakowało zawodników, którzy na parkiecie dawali z siebie wszystko. - Mój serdeczny przyjaciel, Maciej Zieliński, kapitan Polaków, jeden z liderów drużyny wrocławskiej (również Dominik Tomczyk czy Adam Wójcik - dop. red.), to był prawdziwy walczak. Albo Mister Chyży - to jest odpowiednik Wasilewskiego w koszykówce. "Wasyl" zresztą też grał dla Śląska.
Kasta zaznacza, że byłoby istotnym, aby kibice rozumieli przejściowe problemy piłkarzy. Wielu już akceptuje złożoność piłki nożnej, to ile składa się na nią elementów i jak trudno jest je ze sobą zgrać, aby przyszedł sukces. - Problemy finansowe, niemożność dogadania się z miastem, brak sponsora tytularnego - to jest coś, czego kibic nie widzi. Jak nie biegniesz do piłki - to kibic widzi wyraźnie. Jestem piewcą idei, że za Śląsk należy walczyć. Ten klub cieszy się estymą, której po prostu nie można zaprzepaścić niedociągnięciami czy brakiem formy. Nawet za krótka ławka nie gra wtedy roli, bo są faceci, którzy nie odpuszczają.
Na koniec Legia Warszawa. Mistrzowie Polski mają wielu kibiców wśród znanych osobistości. Jednym z nich jest legenda za życia - artysta, którego nie sposób nie znać.
Piosenkarz, autor tekstów, aranżer i felietonista nie chodzi już na mecze. Jak sam mówi - "zdziadział". Wciąż jednak śledzi wyniki, ogląda bramki i jest na bieżąco z tym, co dotyczy Legii.
- Transmisje w telewizji realizowane są teraz tak jak na Zachodzie, więc wygodnie zasiadam w fotelu z niewielką butelką czegoś mocniejszego i śledzę w spokoju mecze. Poza tym, ponieważ głównie oglądam ligę polską, mogę przeskakiwać na inne spotkania i być na bieżąco - jeśli mecze odbywają się w tym samym terminie.
Ponadto, trudno chodzić na mecze, kiedy w trakcie ich trwania, ma się koncerty. - Polskie spotkania głównie pokazuje Canal+, a w hotelach nie jest to powszechny kanał. Z bólem często muszę odpuścić oglądanie. Staram się zerknąć potem na powtórki, jednak nie kręci mnie to, kiedy znam wynik.
Mimo że na stadionach w Polsce właściwie nie bywa, to chętnie odwiedza jeden z obiektów hiszpańskich. Jeździ na mecze Clubu Deportivo Tenerife. Przyznaje jednak, że poziom reprezentowany przez miejscowych piłkarzy jest średni, a mecze zaciekawiają dopiero, kiedy na Teneryfę przyleci zespół z góry tabeli.
Staszewski nie ukrywa swojej radości z mistrzostwa Legii. - Jestem pod wrażeniem strategii, jaką pan Czerczesow wykombinował na sam koniec sezonu. Jednak zastosował on sytuację, jakby Legia była średniakiem. Rozumiem, gdyby to dotyczyło Termaliki, ale Legia przy tak ogromnym potencjale i dominacji organizacyjno-finansowej powinna mieć pozamiatane pięć kolejek przed końcem. Tak, jak to ma miejsce w lidze francuskiej czy włoskiej. Jest ogromna radość z podwójnego sukcesu, ale też rozczarowanie stylem. Niestety obawiam się, że z taką grą może być trudno już na wczesnym etapie europejskich pucharów.
Kazik szybko dodaje jednak, że wiele zależy od łutu szczęścia. Poza tym, piłkarze Legii z trenerem popracują nad grą. Jest jeszcze trochę czasu. - Mam nadzieję, że ci pierwsi dwaj przeciwnicy będą do ogrania. Ale pamiętajmy, że runda przed wejściem do fazy grupowej będzie wymagająca. Wtedy trzeba wspiąć się na wyżyny, które przez cały sezon ligowy mogą nie być aż tak istotne.