Trener od A do Z: Claudio Ranieri
Do końca życia zamiast z porażką z Wyspami Owczymi kojarzony będzie z mistrzostwem Anglii. Stanął na czele piłkarskiego gangu i rozbił bank.
Starszy pan o nienagannych manierach i aparycji proboszcza zyskał na Wyspach taką popularność, że jego szkocki sobowtór "pracując" na konto menedżera Leicester w ciągu tygodnia przespał się z 26 kobietami.
Abramowicz Roman - właściciel Chelsea Londyn. Kiedy przejął klub Ranieri pracował na Stamford Bridge. Oligarcha chciał natychmiastowego sukcesu, dał Włochowi 100 milionów funtów na transfery, ale w zamian nie dostał tytułu. Zaczął szukać następcy Włocha, który wiedział, że jego samolot już grzeje silniki, a rejs Londyn Heathrow-Rzym Fiumicino jest bliski realizacji. Mimo wicemistrzostwa Anglii i półfinału Champions League pod koniec maja 2004 roku usłyszał w końcu: arrivederci. Natomiast być może nigdy Abramowicza w Chelsea by nie było, gdyby nie… Ranieri. Pod koniec sezonu 2002-03 The Blues byli bez kasy i bez sponsora. Rosjanin zainteresował się klubem, ale z góry zapowiedział, że wejdzie w ten biznes pod warunkiem, że Chelsea grać będzie w Champions League. I Claudio wygrał mecz o czwarte miejsce w lidze z Liverpoolem. Tym sposobem skusił Abramowicza, a na siebie podpisał, odłożony w czasie, wyrok.
Bocelli Andrea - słynny włoski śpiewak operowy. W marcu zadzwonił do swego przyjaciela Claudio informując go, że jeśli dowiezie pozycję lidera do końca sezonu, to on osobiście przyjedzie, by zaśpiewać na King Power Stadium. Przed ostatnim meczem sezonu, kiedy uroczyście celebrowano tytuł dla Lisów, ubrany w klubową koszulkę stanął obok Ranieriego, a z głośników rozbrzmiały piękne melodie na czele z "Nessun Dorma".
Czek - Możliwości były dwie - albo Lisy zostaną rozebrane i oskórowane, albo pijani ze szczęścia właściciele zarzucą workami funtów klubowe pomieszczenia. Wyszło trochę inaczej. To znaczy faktycznie nie dało się tak zupełnie oprzeć wszystkim ofertom i N’Golo Kante został wytransferowany do Chelsea Londyn, ale też nikt nie sięgnął, choć próbował, po Jamiego Vardy’ego i Riyada Mahreza. Ponoć zaraz po sezonie Ranieri otrzymał od właściciela klubu czek in blanco, by wpisał dowolną kwotę, jakiej potrzebuje na przeprowadzenie letnich transferów. Nie wpisał początkowo nic, ale zadbał o to, by nie uciekli mu najważniejsi z jego punktu widzenia zawodnicy. Kiedy w końcu przyszedł czas na zakupy, Claudio nie żałował grosza - na Bartosza Kapustkę, Rona-Roberta Zielera, Nampalysa Mendy’ego, Ahmeda Musę i zwłaszcza Islama Slimaniego, włoski menedżer wydał ok. 75 milionów funtów.
Dwie - konkretnie ligowe kolejki. Kiedy w maju 2009 roku został zwolniony z Juventusu Turyn, do końca sezonu pozostawały właśnie dwie serie spotkań. Szefowie Starej Damy drżeli jednak o trzecie miejsce gwarantujące start w Lidze Mistrzów, więc nie zawahali się wyrzucić Claudio z posady wypłacając mu milionowe odszkodowanie. Tym samym Ranieri trafił do elitarnego, bo z nim wówczas ledwie czteroosobowego grona szkoleniowców, którzy robotę w Serie A tracili przed przedostatnim meczem sezonu. Wcześniej podobna przykrość spotkała Nilsa Liedholma (Roma, 1987), Roya Hodgsona (Inter, 1997) i Francesco Guidolina (Palermo, 2007).
E. T - o zakładach, które kibice mogli zawierać przed poprzednim sezonem, a które dotyczyły szans Lisów na sukces w Premier League, krążą już legendy. Faktem jest, że mistrzostwo dla Ranieriego & Co było dwa razy wyżej wyceniane (5000:1) niż zakłady na to, że żyje Elvis Presley i nawet znalazło się kilkudziesięciu ludzi na Wyspach, którzy zdecydowali się podobny kurs zrealizować. Rekordzista postawił 68 funtów i zgarnął 300 tysięcy! Do nowych celów włoski szkoleniowiec podchodzi bardzo ostrożnie. Zapewnia, że marzy o 40 punktach, bo to jest granica bezpieczeństwa; ostatni raz w 2003 roku zdarzyło się, że jakiś zespół spadł z Premier League mając więcej niż 40 oczek (West Ham, 42). - Mówienie, że możemy wygrać ligę byłoby nienormalne. Bardziej prawdopodobne od tego, że obronimy tytuł jest to, że na placu Piccadilly Circus wyląduje E. T. - obwieścił doświadczony Włoch.
Filozofia - ma czym oparł swoją pracę z piłkarzami Leicester? - Na wartościach i rzeczach, które uważam za najważniejsze w życiu, takich jak pracowitość, solidarność, lojalność, zaufanie - zdradził. Uwielbiają go kibice, uwielbia właściciel, który właśnie zaproponował nową umowę do 2020 roku, ubóstwiają sami piłkarze. Za to, że uczynił ich nieśmiertelnymi, za to, że w tygodniu dawał im dwa dni wolnego, co nieoczekiwanie zaowocowało najmniejszą liczbą kontuzji w Premier League, i za to w końcu, że kiedy obiecuje zabrać ich na pizzę, to wywiązuje się z obietnicy pozwalając paprać się w mące jak dzieciom, lepić placki, a potem je zjadać. Wszyscy zaś lubią go za maniery starszego pana, który próbując obudzić poruszających się ospale zamiast: Rusz dupę!, krzyczy: - Dilly ding, dilly dong! Wejście do klubu też miał specyficzne. Kiedy pierwszy raz wkroczył do szatni, to najpierw się przedstawił, a potem przez tydzień nie zamienił z nikim ani jednego słowa, wyłącznie obserwował.