W tym artykule dowiesz się o:
Wszystko mogło potoczyć się inaczej
Gdyby tylko Robert Lewandowski chciał, mógłby dziś zarabiać wielokrotnie więcej, nawet jeśli sumy jego kontraktów i tak wydają się szokujące. Ale zawsze wybierał rozwój sportowy. Trzeba przyznać, że kariera zawodnika jest poprowadzona wzorowo. A mogłoby być różnie, bo na początku współpracy piłkarza z jego agentem Cezarym Kucharskim, próbowano ich skłócić. Mocno w tej kwestii działał prezes Jagiellonii Białystok, Cezary Kulesza, który rozpowiadał, że były zawodnik Legii chce na piłkarzu tylko zarobić i nie interesuje się jego rozwojem. Oczywiście wynikało to z faktu, że Kucharski nie chciał puścić piłkarza do Białegostoku. Zresztą była to tylko jedna z ofert, bo zawodnika chciała tak naprawdę "cała liga". Ostatecznie Kucharski i Lewandowski spotkali się w jednej z warszawskich restauracji i wyjaśnili sobie wszystkie kwestie sporne. Kucharski, co już wiemy z biografii piłkarza, pokazał mu oferty, które odrzucił, mimo że mógł zarobić znacznie więcej na prowizji. Od tego momentu piłkarz idzie krok po kroku z góry zaplanowaną drogą. Trudno dziś znaleźć klub z europejskiej czołówki, który choć nie pytał o Polaka. Oto lista najlepszych ofert, które odrzucił piłkarz i jego przedstawiciele. Wśród nich oczywiście ta najważniejsza, z Realu Madryt, który jest rywalem Bayernu Monachium w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
W 2009 roku przedstawiciele ukraińskiego klubu proponowali za polskiego piłkarza Lechowi Poznań 6,5 miliona euro. Zbliżało się zakończenie okna transferowego. Po meczu Ligi Europy z Brugge szefowie klubów długo negocjowali we Wronkach. W książce "Lewy. Jak został królem" Łukasza Olkowicza i Piotra Wołosika, czytamy, że na spotkanie do hotelu Olympic we Wronkach przyjechał przedstawiciel Rinata Achmetowa. W trakcie negocjacji wypito sporo alkoholu, szefowie Lecha już liczyli zyski.
Następnego dnia Ukrainiec złapał za telefon i zadzwonił do Kucharskiego. "- Nie jesteśmy zainteresowani tym kierunkiem - sucho zakomunikował (Kucharski - red.)
Informacja, że klub może zarobić 6,5 miliona euro, była dla niego sprawą drugorzędną. - Robert nie wyjedzie na wschód - zapowiedział twardo. Dla niego i jego klienta liczył się odwrotny geograficznie kierunek.
Ukrainiec był mocno zawiedziony. Szachtarowi rzadko kto odmawiał, ale musiał przekazać złe wieści do ojczyzny. Zadzwonił do szefa. - Zaproponuj 7,5 miliona euro - nakazał głos z drugiej strony słuchawki".
[b]ZOBACZ WIDEO PSG gromi, świetny mecz Cavaniego. Zobacz skrót spotkania z EA Guingamp [ZDJĘCIA ELEVEN]
[/b]
Zaoferowano też znacznie lepsze warunki samemu piłkarzowi i Kucharskiemu, ale transferowy rekord Polski tego dnia nie został pobity.
Była to kolejna odrzucona oferta ze wschodu. Wcześniej 5 milionów oferował turecki Fenerbahce.
Ciekawe, że mogła to być druga oferta z Ukrainy za Polaka. Andrzej Trzeciakowski z Delty Warszawa twierdził, że w dawnych czasach piłkarz miał też możliwość przejścia do Dynama Kijów, ale w związku z trudną sytuacją rodzinną (krótko po śmierci ojca) nie chciał wyjeżdżać. Pytany o to Lewandowski zareagował dość alergicznie i nie chciał odnieść się do sprawy.
Nieco wcześniej zawodnikiem zainteresował się angielski Blackburn Rovers. Tony Mowbray, menedżer klubu, zakochał się w młodym polskim piłkarzu oglądając go w młodzieżówce, ale wkrótce ten przeszedł ze Znicza do Lecha. Mowbray zaproponował Lechowi 600 tysięcy euro za wypożyczenie z możliwością wykupu piłkarza, ale oferta została odrzucona. Potem Mowbray został menedżerem Celticu i próbował ściągnąć Lewego do Szkocji, ale w tym czasie polski snajper to były już "za wysokie progi". Tym bardziej, że do zawodnika odezwało się kilka klubów, m.in. ponownie Blackburn. Tym razem menedżerem angielskiego klubu był Sam Allardyce, który dostał zgodę na to, by położyć na stole 3 miliony euro. Mówiło się, że drużyna z północy Anglii jest bliska pozyskania piłkarza. Zawodnik dostał nawet zgodę od Lecha na wyjazd na mecz z Evertonem, ale... powstrzymał go wybuch wulkanu Eyjafjallajokull. A potem nie było już sensu jechać, gdyż Polak odrzucił ofertę Anglików.
Latem 2010 roku włoska Genoa oferowała za Polaka 3,5 miliona euro. Dyrektor generalny klubu, Fabio Preziosi, był nawet w Warszawie gdzie, w hotelu Mariott przy lotnisku, spotkał się z Cezarym Kucharskim, przedstawicielem piłkarza.
Lewandowski poleciał nawet na derby Genui, żeby poznać klimat miasta.
Ostatecznie Włosi nie porozumieli się w kwestiach finansowych z Lechem, który chciał 4,5 miliona euro. Gian Piero Gasperini, ówczesny trener Genoi, po latach w jednym wywiadów, powiedział: - Kiedy odszedł Diego Milito, Polak przybył do nas na testy razem z Rodrigo Palacio i niemal wypuściliśmy obu z rąk.
W tym czasie Lewandowski rozpatrywał tylko trzy oferty. Obok Blackburn i Genoi jeszcze BVB, gdzie ostatecznie przeszedł za 4,8 mln euro (choć początkowo BVB dawała tylko 2,5 miliona). Było też mocne zainteresowanie ze strony Hoffenheim, ale ówczesny menedżer klubu, Ralf Rangnick, uznał, że klubu nie stać na kwotę żądaną przez Lecha.
Jeszcze jako trener Realu Madryt, Jose Mourinho (na zdjęciu) wysyłał do Lewandowskiego sms-y o treści "Chcę cię". Tyle, że nie w Realu a w Chelsea Londyn, gdzie miał wkrótce pracować.
Zresztą, w dniu gdy Lewandowski strzelił 4 gole Realowi, Mourinho podszedł do niego i coś mu szepnął do ucha. To był dla reporterów pierwszy sygnał.
Zresztą już wcześniej o sprowadzeniu Polaka na Stamford Bridge myślał Carlo Ancelotti.
- Uważnie przyglądałem się jego postępom, szczególnie w pierwszej fazie jego kariery, kiedy grał w Borussii Dortmund. Kiedy byłem w Chelsea, śledziłem jego poczynania, ale Lewandowski był obserwowany przez wiele europejskich klubów, nie tylko przeze mnie - mówił Włoch, który jednak w 2011 roku odszedł z londyńskiego klubu. O możliwej przeprowadzce Polaka do Londynu spekulowano jeszcze w 2016 roku. jak informowała miejscowa prasa, miał kosztować 70 milionów euro i zastąpić Diego Costę.
W tym samym czasie Polak miał podobne oferty z klubów z Manchesteru: United oraz City. Zwłaszcza do tego pierwszego było mu "blisko". Już sir Alex Ferguson (na zdjęciu) jeździł za Polakiem przez 18 miesięcy.
"Pod koniec sezonu 2011/2012 wybrałem się do Berlina na finał Pucharu Niemiec. Chciałem przyjrzeć się trzem piłkarzom BVB: Lewandowskiemu, Kagawie i Hummelsowi. Bardzo chcieliśmy Lewego, ale Borussia nie była tym zainteresowana. Polak to naprawdę dobry piłkarz. Ma świetne warunki fizyczne i bardzo dobrze porusza się po boisku. Na pewno sprawdziłby się w Manchesterze. Zamiast niego sprowadziliśmy jednak Robina Van Persiego. Tylko tych dwóch graczy brałem pod uwagę" - opisywał Ferguson w swojej autobiografii.
Oferta United za Polaka wynosiła wówczas 30 milionów euro.
Od stycznia 2013 roku można było znaleźć informacje, że Lewandowski porozumiał się z Bayernem, choć to było oczywiście nieoficjalne. Faktycznie przeszedł tam 1,5 roku później. Wiadomo, że w pewnym momencie Kucharski ograniczył zainteresowanie piłkarza do kilku klubów. Zgłaszały się różne, które dawały naprawdę zawrotne kwoty, jak choćby PSG. Ale Francja nie była kierunkiem dla Polaka, nawet jeśli szejkowie, właściciele klubu, oferowali zawodnikowi pieniądze, których nie zarobiłby nigdzie indziej. Jednym z najważniejszych kierunków był Real. Na transfer piłkarza bardzo mocno naciskał m.in. Carlo Ancelotti (na zdjęciu).
Pierwsza oferta "Królewskich", w wysokości 81 milionów euro (i sześcioletni kontrakt), została odrzucona. Kucharski argumentował, że idąc z BVB do Realu zawodnik nie będzie miał tak silnej pozycji i może skończyć na ławce. Chciał klubu pośredniego. Sam Kucharski przyznał w książce "Nienasycony" Pawła Wilkowicza, że piłkarza odrzucenie oferty kosztowało... 20 milionów euro. Real miał wielką presję, zwłaszcza po tym jak piłkarz strzelił "Królewskim" cztery bramki.
Hiszpański gigant kilkakrotnie podchodził pod Polaka, zresztą otoczenie zawodnika bardzo naciskało. Tomasz Zawiślak, przyjaciel piłkarza i jego specjalista od social media, wyrażał się wielokrotnie, publicznie, że chciałby zobaczyć Lewego w Realu. Cezary Kucharski wielokrotnie latał do Madrytu. Ale Bayern piłkarza puścić nie chce, bo wychodzi z założenia, że jest równie wielkim klubem a nie klubem tranzytowym.
Klubów, które mogły ściągnąć Lewandowskiego w dawnych czasach dziś wymienia się wiele. Anegdotycznie wypada wspomnieć norweski Hoedd. Lars-Petter Roennestad, były trener zespołu, opowiadał, że gdy Polak był jeszcze w Zniczu, Norwegowie proponowali mu przyjazd na testy.
- To był nieznany piłkarz z polskiej trzeciej ligi. Zapłacenie mu w tamtym czasie za przybycie albo za testy było niemożliwe. Na pewno jednak był za dobry dla Hoedd, jeśli nie trafił do nas. Byłoby wspaniale, gdybyśmy go mieli, ale dobrze dla niego, że stało się inaczej - mówił trener.
Oczywiście takich propozycji było więcej, już w późniejszych czasach o Polaka pytały choćby Panathinaikos, Zenit St. Petersburg, a z czasem poważniejsze - Arsenal, Totenham, Juventus. Jak mówi Kucharski, właściwie wszystkie liczące się z Premier League. Sporo mówiło się też o rosnącej potędze ligi chińskiej.
- Dzwonił do mnie agent zajmujący się ściąganiem gwiazd do chińskiej ligi. Nie padła nazwa klubu, poruszyliśmy tylko kwestię możliwości finansowych. Gdyby "Lewy" zdecydował się na przejście do Chin już teraz, mógłby liczyć na pensję wyższą niż otrzymał Carlos Tevez, byłoby to grubo ponad 40 milionów euro rocznie - opowiadał nam Kucharski. Jeśli Chińczycy naprawdę nie rozbiją banku, do transferu nigdy nie dojdzie. Wiadomo, że na zakończenie kariery Lewandowski chciałby spróbować swoich sił w Stanach Zjednoczonych.