Reprezentant Artur Boruc - spektakularne wzloty i bolesne upadki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Artur Boruc zamknął w piątek reprezentacyjny rozdział w karierze. Jego trzynastoletnia przygoda z drużyną narodową to historia spektakularnych wzlotów i bolesnych upadków. Oto najważniejsze z nich.

1
/ 10

Odchodzi jako rekordzista

Artur Boruc zakończenie reprezentacyjnej kariery ogłosił 1 marca, a swój niespodziewany ruch tłumaczył tak: - Podjąłem decyzję, którą nosiłem w sobie od pewnego czasu. Ze względu na zdrowie i już "podeszły" wiek oraz konkurencję, która pozwala spać spokojnie, ze względu na spokój ducha mojego i mojej rodziny - kończę piękna przygodę z reprezentacja Polski.

Koniec reprezentacyjnej kariery Boruca to równocześnie koniec pewnej epoki w polskim futbolu. 38-latek jest bowiem bramkarskim rekordzistą Biało-Czerwonych pod względem spotkań rozegranych w bluzie z białym orłem na piersi. Występ w piątkowym meczu z Urugwajem będzie już jego 65. w narodowych barwach, co oznacza, że od drugiego w klasyfikacji Jana Tomaszewskiego odskoczy na dwa występy.

W aż 23 z 64 meczów w narodowych barwach Boruc nie puścił ani jednej bramki. Pod tym względem ustępuje tylko jednemu golkiperowi - Józefowi Wandzikowi, który czyste konto zachował w 25 meczach Biało-Czerwonych.

Boruc jest jednym z najwybitniejszych polskich bramkarzy wszech czasów, a jego reprezentacyjna kariera to historia wzlotów i upadków. - Niczego nie żałuję - stwierdził w swoim stylu po przyjeździe na ostatnie w piłkarskim życiu zgrupowanie kadry. Oto najważniejsze wydarzenia z burzliwego reprezentacyjnego rozdziału kariery 38-letniego golkipera.

2
/ 10

[b]

4 944 dni[/b]

Artur Boruc przebił się drużyny narodowej stosunkowo późno, bo dopiero jako 24-latek. Do kadry wprowadził go Paweł Janas, który szukał zmiennika dla Jerzego Dudka. Boruc zadebiutował w reprezentacji 28 kwietnia 2004 roku w towarzyskim meczu z Irlandią (0:0). Między jego pierwszym a ostatnim meczem w kadrze minęło dokładnie 4944 dni - to cała epoka. A wrażenie upływającego bezlitośnie czasu potęguje przypomnienie, że w tamtym spotkaniu zagrali też m.in. Tomasz Hajto, Tomasz Kłos czy Tomasz Rząsa.

W debiucie Boruc zmienił Dudka, który był wtedy niekwestionowanym numerem jeden, ale niedługo później bramkarską hierarchię w drużynie narodowej zburzyły jego problemy w Liverpoolu. W sezonie 2005/2006 Dudek stracił miejsce w bramce The Reds na rzecz Pepe Reiny, co dało Janasowi powód do zastąpienia go właśnie zbierającym pierwsze reprezentacyjne szlify Borucem.

Siedlczanin kończył el. MŚ 2006 jako numer jeden w bramce, a kompletując kadrę na mundial w Niemczech Janas poszedł już na całość i w ogóle pominął Dudka, co wstrząsnęło polskim środowiskiem piłkarskim. Boruc znalazł się niekomfortowym położeniu, ale z zamieszania, jakie powstało wokół tej sprawy, wyszedł z wdziękiem. Pytany o kontrowersyjną decyzję Janasa, odpowiadał tylko "pomidor". Za sprawą Boruca ta riposta na stałe weszła do piłkarskiego kanonu zachowań.

3
/ 10

Bohater w cieniu tragedii

Gdy Paweł Janas nie powołał Jerzego Dudka na mundial w Niemczech, wiadomo było, że postawi na mało doświadczonego na międzynarodowej scenie Artura Boruca. Przed rozpoczęciem MŚ 2006 Boruc miał na koncie tylko trzy występy w meczach o stawkę reprezentacji, ale udźwignął mundialową presję.

Biało-Czerwoni w Niemczech mocno rozczarowali, ale dwóch reprezentantów wróciło do Polski z tarczą: Bartosz Bosacki, który w meczu pocieszenia z Kostaryką (2:1) ustrzelił dublet, i właśnie rzucony na głęboką wodę właściwie bez przeszkolenia Boruc.

W spotkaniu z Ekwadorem (0:2) dwukrotnie skapitulował, ale i tak uchronił Biało-Czerwonych przed wyższą porażką. To było jednak tylko preludium do tego, co miał pokazać pięć dni później w Dortmundzie. Przed starciem z gospodarzami turnieju Polacy byli skazywani na porażkę, ale zespół Juergena Klinsmanna przez ponad dziewięćdziesiąt minut bił głową w mur, który tworzył jednoosobowo Boruc.

Polak wyczyniał cuda na linii bramkowej i kolejnymi interwencjami doprowadzał Niemców do rozpaczy. Gdy był już bliski uratowania bezbramkowego remisu i zyskania miana "Człowieka, który zatrzymał Niemcy", Oliver Neuville wślizgiem wepchnął piłkę do polskiej bramki. Boruc nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję po sytuacyjnym zagraniu Niemca.

Boruc przejechał się w czasie mundialu na emocjonalnym rollercoasterze, bo kilka dni po spektakularnym występie przeciwko Niemcom dowiedział, że jego ówczesna żona poroniła. Został jednak nad Renem i dzień po tej tragedii zagrał w "meczu o honor" z Kostaryką.

4
/ 10

Powtórka z rozrywki

Po mistrzostwach w Niemczech Artur Boruc był bohaterem narodowym, ale Leo Beenhakker, który zastąpił Pawła Janasa, odkurzył Jerzego Dudka, z którym na przełomie wieków pracował w Feyenoordzie Rotterdam. Po kompromitującym występie Dudka w inaugurującym el. Euro 2008 meczu z Finlandią jednak także i Holender zrezygnował z jego usług.

Nie oznaczało to jednak powrotu Boruca do bramki. Beenhakker najpierw postawił na Wojciecha Kowalewskiego, a szalony golkiper Celtiku na swoją szansę czekał do listopada 2006 roku, kiedy wrócił do kadry na wygrany 1:0 mecz z Belgią. Miejsca między słupkami już nie oddał i był jednym z bohaterów zakończonych historycznym awansem el. Euro 2008.

Na turnieju w Austrii i Szwajcarii reprezentacja rozczarowała nie mniej niż dwa lata wcześniej w Niemczech, ale akurat Boruc na Euro 2008 potwierdził swoją klasę. W pierwszym mistrzostw meczu Biało-Czerwoni ulegli Niemcom 0:2, ale Boruc sprawił, że Polacy uniknęli kompromitacji. W drugim spotkaniu z Austrią (1:1) tylko dzięki jego interwencjom do końca zachowywaliśmy szansę na korzystny wynik. W kończącym naszą przygodę z Euro 2008 spotkaniu z Chorwacją (0:1) znów był najlepszy na boisku, choć i tym razem musiał wyciągnąć piłkę z siatki.

- Naprawdę jest mi strasznie przykro, że to wszystko się tak potoczyło. Jestem nawet solidnie wkur*** - może tak to ujmę. Nie ma żadnych powodów do zadowolenia - tak skwitował występ Polski na Euro 2008.

5
/ 10

Lwów to nie Las Vegas

Po drugim bardzo udanym w jego wykonaniu mistrzowskim turnieju przyszedł czas próby. Artur Boruc, który swoje najlepsze mecze w drużynie narodowej rozegrał pod największą presją, zaczął staczać się po równi pochyłej. Zarówno pod względem sportowym, jak i dyscyplinarnym, a wpływ na to miały problemy w życiu osobistym.

Dwa miesiące po Euro 2008 został wyrzucony z reprezentacji Polski. Podczas zgrupowania z okazji towarzyskiego meczu z Ukrainą Boruc, Dariusz Dudka i Radosław Majewski przesadzili z alkoholem i Beenhakker usunął wszystkich trzech z drużyny narodowej. Do zdarzenia doszło już po spotkaniu, ale według selekcjonera piłkarze przekroczyli granicę.

Lwów to nie Las Vegas, więc "to, co tam się zdarzyło, nie zostało tylko tam", a Boruc nie otrzymał powołania na wrześniowe mecze el. MŚ 2010 ze Słowenią (1:1) i San Marino (2:0), a krótko po tych spotkaniach Beenhakker osobiście udał się do Glasgow, by spotkać się z krnąbrnym bramkarzem, do którego miał słabość. Dudka i Majewski publicznie przeprosili selekcjonera i wyrazili skruchę. Tego samego Holender oczekiwał od Boruca, który publicznie słowa "przepraszam" nie wypowiedział, ale widocznie musiał zrobić to w prywatnej rozmowie z Beenhakkerem, bo na kolejne zgrupowanie zaproszenie już dostał.

6
/ 10

Kosztowna wpadka

Na MŚ 2006 i Euro 2008 Artur Boruc ratował Polskę przed kompromitacją, ale wszystko, co najgorsze w trakcie el. MŚ 2010, zaczęło się właśnie od niego. Bramkarz przestał być bohaterem, a zespół zaczął słono płacić za jego wpadki.

Do 70. minuty wyjazdowego meczu 3. kolejki ze Słowacją Biało-Czerwoni prowadzili 1:0 po golu Euzebiusza Smolarka, ale wrócili do Polski z niczym. W 85. i 86. minucie Boruc popełnił dwa proste błędy, które gospodarze skrzętnie wykorzystali i zwyciężyli 2:1 po dublecie Stanislava Sestaka.

- Robię to, co w mojej mocy i nie ważne z kim, to gram jak najlepiej umiem. Nie wolno jednak też bezgranicznie ufać w moje umiejętności, bo ja jestem tylko Boruc - mówił po pechowym meczu w Bratysławie.

Wtedy zawiódł w reprezentacji po raz pierwszy, ale najgorsze dopiero miało nadejść.

7
/ 10

Ten przeklęty Belfast

28 marca 2009 roku Polska grała na wyjeździe z Irlandią Północną. Do przerwy remisowaliśmy z gospodarzami 1:1, ale tuż po zmianie stron drugiego gola dla rywali strzelił Jonny Evans. Biało-Czerwoni ruszyli do odrabiania strat, a ich przewaga rosła z minuty na minutę, ale po godzinie gry powietrze z Polaków uszło. Michał Żewłakow odebrał piłkę rozpędzonemu rywalowi i z koła środkowego wycofał ją w kierunku Artura Boruca. Ten chciał szybko wybić futbolówkę na połowę gospodarzy, ale w nią nie trafił, a ta powoli wtoczyła się do polskiej bramki.

Koledzy z drużyny próbowali usprawiedliwiać Boruca, ale eksperci nie zostawili na nim suchej nitki.

- Boruc zawalił już przy pierwszym golu i jeszcze miał pretensje do Wawrzyniaka. To, co później zrobił to już jakaś totalna żenada. Chwilę po swoim popisie dostał kolejne podanie i po raz kolejny, mając mnóstwo czasu, kopnął z "pierwszej". Piłka przeleciała między nogami Irlandczyka. Dlaczego to zrobił? By pokazać światu, że ma wszystko w d... A na koniec nie miał jaj, by stanąć przed kamerą i przyznać się do błędu - komentował ostro Maciej Szczęsny.

Po spotkaniu w Belfaście Boruc został zwolniony ze zgrupowania i nie wziął udziału w kolejnym spotkaniu z San Marino (10:0).

- Ten wielki chłop, mierzący ponad 190 centymetrów, w szatni po meczu nie miał nawet metra. Zamiast wielkiego Artura, widziałem dziecko. Wszedłem do szatni wściekły, ale gdy zobaczyłem tego faceta, serce mi pękło. Popełnił błąd, ale to nie znaczy, że jest słabym bramkarzem. Nie wiem, co się dzieje z Borucem, ale jestem pewien, że wróci do formy. Nie skreślam go, wciąż jest na mojej liście - mówił po kilku miesiącach Beenhakker.

Sam Boruc na łamach "Rzeczpospolitej" tak tłumaczył swoje wpadki w Bratysławie i Belfaście: - Na moją formę wpłynęła sytuacja osobista. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, zapomnieć - szantażowania, grania na uczuciach. Chociażby takich, jak wiadomość od żony, że nie zobaczę więcej swojego syna. Ona wychodzi z założenia, że jest poszkodowana i jej jedynym zajęciem jest zepsucie mi życia. Skończyła psychologię i wie, w jaką uderzyć strunę, by nagle wszystko przestało mieć sens.

8
/ 10

Dyzma i wino w samolocie

Po pięciu miesiącach Artura Boruc wrócił do reprezentacji, ale awans na MŚ 2010 był już tylko odległym marzeniem. Po klęsce w Słowenii (0:3) Leo Beenhakker został zwolniony, a w dwóch ostatnich meczach eliminacji Biało-Czerwonych poprowadził Stefan Majewski, który zrezygnował z Boruca, stawiając na Jerzego Dudka i Wojciecha Kowalewskiego. Franciszek Smuda, który został selekcjonerem z misją przygotowania drużyny na Euro 2012, też nie miał zamiaru powoływać bramkarza Celticu.

Smuda bał się konfrontacji z mającym silną osobowość Borucem, ale nie mógł w nieskończoność pomijać będącego w dobrej formie bramkarza i we wrześniu 2010 roku golkiper Celticu wrócił do kadry, ale - jak się okazało - przeleciał przez nią jak meteor, bo już półtora miesiąca później został z niej wyrzucony.

Pretekstem do tego było zachowanie Boruca i Michała Żewłakowa w locie powrotnym ze zgrupowania w Stanach Zjednoczonych. Smuda wściekł się na piłkarzy za to, że ci zdecydowali się zamówić na pokładzie samolotu wino, choć on kategorycznie tego zabronił i zapowiedział, że nigdy już ich nie powoła.

Boruc nie mógł się pogodzić z prowadzoną przez selekcjonera nagonką i udzielił głośnego wywiadu stacji "nSport". Puściły mu hamulce i wyrzucił z siebie wszystko, o co miał żal do selekcjonera. To podczas tamtej rozmowy padło legendarne określenie: "Smuda jest Dyzmą polskiej piłki".

- Smuda nie radzi sobie z osobami, które mają mocny charakter i mają coś do powiedzenia. Nie dam się w dupę kopać i nie będę chodził ze spuszczonym czołem. Smuda nigdy nie przebierał w słowach i pamiętam, jak spotkałem się z nim w Legii. Delikatnie mówiąc, nie przypadliśmy sobie wtedy do gustu. Smuda nie potrafi rozmawiać, wysłuchać rozmówcy. Ile wytrzymałbym w kadrze, gdyby nie ta afera? Nie wiem, pewnie do momentu, kiedy trener, by mi naubliżał. A jak ktoś mi ubliża, to nie potrafię siedzieć spokojnie - tłumaczył Boruc.

Ówczesny prezes PZPN, Grzegorz Lato umył ręce, sugerując jedynie, że to Boruc powinien wyciągnąć rękę na zgodę: - Ja nie będę interweniował, jeśli chodzi o Boruca. Decyzja należy wyłącznie do Smudy. Mam do niego pełne zaufanie.

A Smuda słowa dotrzymał i już nigdy nie powołał Boruca. Numerem jeden w bramce reprezentacji Polski został Wojciech Szczęsny, a Borucowi koło nosa przeszedł udział w Euro 2012.

9
/ 10

Nieformalny lider

Artur Boruc przeczekał Franciszka Smudę i wrócił do drużyny narodowej za kadencji Waldemara Fornalika, u którego był pierwszym wyborem. Adam Nawałka postanowił jednak na nowo otworzyć rywalizację o miejsce w bramce. O miano numeru jeden walczyli Boruc i Wojciech Szczęsny.

- Mamy jednych z dwóch najlepszych bramkarzy w Europie, na świecie. Do pierwszego meczu (el. Euro 2016 - przyp. red) będziemy musieli podjąć decyzję co do numeru jeden. Rozmawiałem z zawodnikami - oni doskonale o tym wiedzą. Rywalizują, a ta rywalizacja jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie, jest wzajemny szacunek - mówił Nawałka.

Aż do inaugurującego eliminacje meczu z Gibraltarem Boruc i Szczęsny bronili na zmianę, a tuż przed spotkaniem w Faro Nawałka postawił na Szczęsnego, który był numerem jeden w bramce Arsenalu. To był strzał w "10", bo Szczęsny był jednym z bohaterów pierwszych spotkań el. Euro 2016. Boruc z klasą przyjął decyzję selekcjonera.

- Trener absolutnie nie musi się z niczego tłumaczyć. Wiemy, jaka jest sytuacja w kadrze. Trener postawił na Wojtka. Ja walczę po to, żeby do tej bramki wrócić. Jak będzie, zobaczymy. Na razie Wojtek radzi sobie całkiem nieźle - mówił.

Gdy w styczniu 2015 roku Szczęsny przestał grać w Arsenalu, jego miejsce w kadrze zajął Łukasz Fabiański, a Boruc spadł w hierarchii na trzecie miejsce. Z godnością znosił rolę rezerwowego, pełniąc przy tym rolę nieformalnego lidera drużyny narodowej. Nawałka powtarzał przy każdej okazji, że charyzmatyczny golkiper jest ważną częścią jego reprezentacji i nie wyobrażał sobie tego, by jego drużyna miała funkcjonować bez najbardziej doświadczonego zawodnika.

10
/ 10

Ostatnia szansa

Artur Boruc nie byłby jednak sobą, gdyby na własne życzenie nie wpakował się w kłopoty. W październiku ubiegłego roku był jednym z głównych bohaterów "afery alkoholowej", która zostawiła rysę na mozolnie budowanym wizerunku reprezentacji spod znaku Zbigniewa Bońka i Adama Nawałki.

Selekcjoner nie ukarał jednak Boruca wyrzuceniem z reprezentacji, a dał mu kolejną szansę. Jak się miało okazać, ostatnią, bo pół roku później jeden z najlepszych polskich golkiperów w historii podjął decyzję o rezygnacji z gry w drużynie narodowej.

Po raz ostatni w meczu o punkty Biało-Czerwonych Boruc zagrał 11 października 2013 roku przeciwko Ukrainie w el. MŚ 2014, a 10 listopada 2017 roku zakończył karierę reprezentacyjną.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski: Zawsze staramy się pomóc każdemu nowemu zawodnikowi

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (30)
Rav00
11.11.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Janusz Skorny Jest kilka fajnych tematów,które zrealizowałem głównie dla dzieci. Nie zależy mi na rozgłosie. A co on takiego zrobił aby żegnać go jak króla A królem nigdy nie był i dla repre Czytaj całość
Marek Laser
11.11.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
stary jest 40 lat prawie ma  
avatar
jeży
11.11.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
najlepszy kiksiarz!!!  
avatar
bukmacher007
11.11.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Za nim Karol Kłos rozpoczął karierę w reprezentacji Polski na parkiecie siatkarskim, był czołowym zawodnikiem reprezentacji Polski w piłce nożnej. Pozazdrościć wszechstronności :D  
avatar
intro
11.11.2017
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
eech Szkoda, że Nawałka nie wpuścił go na karne z Portugalią...