W tym artykule dowiesz się o:
Piłkarz-zadaniowiec
W reprezentacji Polski, Sławomir Peszko uważany był przez Adama Nawałkę za zadaniowca. Wchodził często na kilkanaście minut i miał uspokoić grę. Peszko w życiu prywatnym miał swoje za uszami i nie da się obok niego przejść obojętnie. To wśród piłkarzy Lotto Ekstraklasy osoba, o której zrobiono chyba najwięcej memów. O wielu swoich akcjach chciałby chyba zapomnieć.
W piłce klubowej, z tym uspokojeniem sytuacji na boisku często bywa bowiem różnie. Sławomir Peszko co kilka miesięcy udziela wywiadu, że się poprawi, że przestanie łapać bezsensowne żółte i czerwone kartki, a jak przychodzi co do czego, znów kieruje nim demon, który każe zrobić coś, czego nie powinien. Łącznie w 427 klubowych meczach w swojej karierze zobaczył 98 żółtych i 11 czerwonych kartek. To chyba trochę za dużo.
Ostatnia zagraniczna kartka
Przed przejściem do Lechii Gdańsk, Sławomir Peszko grał w 1.FC Koeln. W sezonie 2014/15 jego drużyna w Pucharze Niemiec podejmowała MSV Duisburg. Jeden z piłkarzy z Duisburga przeszkadzał przy wznowieniu rzutu wolnego. Reakcja była jednak nieadekwatna do sytuacji.
Reprezentant Polski widząc, że jego rywal - Tim Albutat - nie pozwala na szybkie wznowienie gry, po prostu go kopnął. Reakcja sędziego była natychmiastowa. Była to ostatnia jego czerwona kartka na arenie międzynarodowej.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 84. Rafał Fronia przeżył zejście dwóch lawin na K2. "Lina ocaliła nam życie"
Jak nie idzie, to łokciem
Po przejściu do Lechii Gdańsk, nerwy Sławomira Peszki wytrzymały dosyć długo. W pierwszym sezonie na polskich boiskach nie schodził przedwcześnie z murawy ani razu. To jednak co wyprawiał na wiosnę 2017 roku, woła o pomstę do nieba. Ponownie były to faule, które bezsensownie osłabiały zespół.
5 marca 2017 roku, ówczesny lider tabeli - Lechia Gdańsk - grał w Poznaniu. Przy stanie 1:0 dla Kolejorza, w 77. minucie Peszko uderzył łokciem w twarz atakującego go Tomasza Kędziorę. W okolicach ławki rezerwowych doszło do zamieszania i w wyniku tego, czerwony kartonik zobaczył też Vanja Milinković-Savić. Peszko został zawieszony na cztery mecze, podczas których jego zespół przegrał dwa razy, raz zremisował i spadł na 4. miejsce w tabeli. Kto wie, może dlatego w ostatecznym rozrachunku zabrakło gdańszczanom jednego punktu do wicemistrzostwa Polski, a dwóch do mistrzostwa?
Główny aktor w finale ligi
Wybryk w Poznaniu niestety niczego nie nauczył Sławomira Peszki. Już po powrocie na boisko po sześciu tygodniach pauzy za faul w Poznaniu, zobaczył żółty kartonik najpierw w meczu z Arką Gdynia, a tydzień później w Szczecinie. To jednak nic go nie nauczyło.
4 czerwca 2017 roku. Lechia Gdańsk w przypadku wygranej w Warszawie zostałaby mistrzem Polski. W 68. minucie, przy stanie 0:0, doszło do sytuacji, której nie da się wyjaśnić słowami. Prawą stroną atakował Vadis Odjidja-Ofoe, a Peszko bezpardonowym wślizgiem przymierzył w kostkę rywala. W konsekwencji Lechia nie miała już armat w końcówce, kiedy trzeba było zaatakować i zamiast mistrzostwa kraju zajęła 4. miejsce i nawet nie awansowała do europejskich pucharów. Peszko miał natomiast dłuższe wakacje, bo pauzował w pierwszych trzech kolejkach sezonu 2017/18.
"Cudowne" wejście w sezon 2018/19
Wreszcie mamy mecz w Białymstoku. Sławomir Peszko po wejściu na boisko w 60. minucie prezentował się nieźle. To po faulu na nim, przy stanie 1:0 dla Lechii, czerwoną kartkę otrzymał Guilherme Sitya. Czas płynął, Lechia miała przewagę. Wystarczyło utrzymać nerwy na wodzy do samego końca. To chyba jednak nie jest w stylu Peszki.
Już w doliczonym czasie gry, piłkarz Lechii bezpardonowo kopnął w nogę Arvydasa Novikovasa. Nie był to nawet zalążek akcji Jagiellonii - stało się to w bocznej strefie boiska. Ciężko tu wytłumaczyć Peszkę, który chyba mógł w inny sposób dać do zrozumienia Piotrowi Stokowcowi, że potrzebuje kilku tygodni przerwy.
W kuluarach mówiło się o zainteresowaniu reprezentantem Polski ze strony klubów amerykańskiej MLS. W Ameryce lubią sporty walki, popularny jest wrestling, ale to chyba było jednak zbyt wiele, by wykładać na niego dolary. Ta sytuacja ma się też nijak do tego, że Peszko przekonywał, że jednak nie rezygnuje z reprezentacji Polski. Jerzy Brzęczek dostał tu chyba koronny argument.