Spotkanie decydujące o mistrzostwie Polski rozbudziło apetyty kibiców. Szczypiorniści Orlenu Wisły Płock byli niezwykle blisko przerwania dominacji kielczan, ostatecznie fantastycznym pościgu to żółto-biało-niebiescy cieszyli się z osiemnastego tytułu. Nafciarze byli jednak zdeterminowani, żeby sezon zakończyć pozytywnym akcentem - finał Pucharu Polski był do tego doskonałą okazją.
Zawodnicy Łomży Vive znów rozpoczęli systemem 7 na 6 w ataku. Tym razem Wiślacy byli do tego znacznie lepiej przygotowani. Chociaż to kielczanie rozpoczęli od prowadzenia 2:0, zawodnicy Orlenu Wisły bardzo szybko doprowadzili do wyrównania i po chwili to oni mieli przewagę dwóch trafień.
Wybrany przez mistrzów Polski styl gry przynosił im więcej szkód niż pożytku. Szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego mieli problemy w ataku. Wiślacy z łatwością zabierali im piłkę, wyprowadzali szybkie kontrataki i dzięki rzutom na pustą bramkę błyskawicznie zdobywali kolejne gole. Nafciarze stosowali szybkie wznowienia i gdy poczuli, że rywale są w słabszej dyspozycji, robili wszystko, by zbudować wysoką przewagę.
ZOBACZ WIDEO: Legenda polskiego kolarstwa przestrzega przed Rosjanami! "Będzie wielka tragedia"
W Płocku wielkim atutem żółto-biało-niebieskich była fantastyczna postawa Andreasa Wolffa. W Tarnowie bramkarze Łomży Vive odbijali jednak zdecydowanie mniej piłek. Wiślacy szybko to wykorzystali i dzięki dobrej grze Siergieja Kosorotowa i Dmitrija Żytnikowa odskoczyli rywalom na pięć trafień.
Kielczanie męczyli się w ofensywie i mieli ogromne problemy z pokonaniem Krystiana Witkowskiego. Nafciarze tymczasem grali swoje i to przynosiło efekty. Na jedenaście minut przed końcem Wiślacy prowadzili siedmioma trafieniami (28:21), a mistrzowie Polski nie mieli żadnego pomysłu na przerwanie passy rywali.
Żółto-biało-niebiescy podejmowali złe decyzje, w kluczowych momentach za bardzo się spieszyli. Brakowało im tego, co było ich mocną stroną w poprzednich starciach z Orlenem Wisłą - zimnej krwi. Były momenty, gdy wydawało się, że będą jeszcze w stanie odwrócić losy pojedynku, ale w ich grze brakowało iskry.
Na nieco ponad dwie minuty przed końcem Orlen Wisła prowadziła już ośmioma trafieniami i na trybunach jej kibice mogli zaczynać fiestę.
Orlen Wisła Płock - Łomża Vive Kielce 34:26 (17:13)
Orlen Wisła: Witkowski, Morawski - Czapliński 2, Daszek 4, Fernandez, Jurecić 1, Kosorotov 5, Krajewski 1, Lucin 1, Mihić 5, Mitrović, Serdio 6, Susnja, Szita 4, Terzić, Żytnikow 3
Łomża Vive: Wolff, Kornecki - A. Dujshebaev 4, D. Dujshebaev, Gębala, Karacić 4, Karalek 2, Moryto 7, Nahi 1, Olejniczak, Paczkowski 1, Sanchez-Migallon, Sićko 4, Thrastarson, Tournat 4, Vujović
Czytaj też:
Mistrzostwo Węgier sprawą otwartą
Blisko dwie dekady posuchy. SC Magdeburg wraca do Ligi Mistrzów po 17 latach