Odrodzenie Kamila Adamskiego. "Warto było podjąć takie ryzyko"

Materiały prasowe / Energa MKS Kalisz / Na zdjęciu: Kamil Adamski
Materiały prasowe / Energa MKS Kalisz / Na zdjęciu: Kamil Adamski

Beniaminek rozgościł się na salonach, w Ostrowie Wlk. panuje boom na piłkę ręczną. Ostrovia w świetnym stylu weszła do PGNiG Superligi i buduje swoją markę. - Chcemy być jak Athletic Bilbao - tłumaczy nam jeden z liderów, Kamil Adamski.

Chyba żaden zespół w PGNiG Superlidze nie zapewniał takich widowisk jak Ostrovia. Nie chodzi nawet o sam poziom sportowy czy emocjonujące końcówki (które stały się specjalnością beniaminka), ale o oprawę spotkań. Wiele większych ośrodków może pozazdrościć frekwencji i zainteresowania, atmosfera niosła miejscowych, co miało przełożenie na wyniki. Ostrovia przegrała u siebie z potęgami z Kielc i Płocka oraz MMTS-em Kwidzyn, pokonała m.in. Górnika Zabrze. W rundzie jesiennej zdobyła 17 punktów i jest praktycznie pewna utrzymania.

- Biorąc pod uwagę frekwencję w Lidze Centralnej, spodziewałem się sporego zainteresowania również w Superlidze. To, co się dzieje na trybunach, przeszło jednak najśmielsze oczekiwania. Chyba nie tylko moje, a muszę zaznaczyć, że poprzeczka była wysoko postawiona po wielu sezonach, które spędziłem w kaliskiej Arenie. Ta eksplozja radości, gdy Krzysiek Misiejuk rzucił zwycięską bramkę równo z syreną przeciwko Pogoni...  Ponad trzy tysiące osób na stojąco niosących nas do zwycięstwa po karnych z Wybrzeżem... To na pewno coś, co zapamiętam na długo - opowiada nam Kamil Adamski.

Krok w tył

Rozgrywający beniaminka był jednym z objawień sezonu, chociaż w jego przypadku bardziej wypada napisać o odrodzeniu. 27-latek posmakował Superligi w barwach macierzystego MKS-u Kalisz. W międzyczasie zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, stracił zaufanie w Kaliszu i musiał zrobić krok wstecz, decydując się na przenosiny do Ostrowa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 10 lat temu była królową Euro! Przypomniała się kibicom

- Jest naprawdę wąskie grono osób, których zdanie mnie interesuje, więc raczej nie myślę o tym, że muszę komuś coś udowodnić. W Kaliszu spędziłem wiele wspaniałych lat, które bardzo dobrze wspominam, bo nie dość, że poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, to byłem znaczącym elementem budowania marki, którą teraz jest Energa MKS Kalisz. Czułem się ważną częścią zespołu aż do momentu, gdy zdecydowano się na zakończenie współpracy z Patrikiem Liljestrandem, co wywołało małą burzę w klubie. Ja wracałem wtedy po poważnej kontuzji kolana, a moja rola w zespole została zmarginalizowana. Z tego co wiem, zadecydowały o tym czynniki pozasportowe - opowiada wychowanek MKS-u.

W Ostrowie Adamski przejął rolę lidera, w Lidze Centralnej zespół odprawiał wszystkich jak leci i w wielkim stylu wywalczył awans. Jego pozycja jest właściwie niepodważalna, zresztą nie może być inaczej, skoro w Superlidze kilka razy zapewniał Ostrovii punkty - rzucił najwięcej bramek (59), zaliczył 58 asyst.

- Decyzja o przejściu do Ostrowa nie była łatwa. Mimo straconego roku w Kaliszu, dostałem kilka ofert od klubów z Superligi. Nie jest tajemnicą, że prawie obiema nogami byłem wówczas w Kwidzynie, ale sytuacja organizacyjna klubu na tyle się skomplikowała, że do transferu ostatecznie nie doszło. Ostrovia obdarzyła mnie sporym zaufaniem, swoim planem długoterminowym przekonała do podjęcia ryzyka i zrobienia kroku w tył, aby wygrać Ligę Centralną, a rok później budować swoją pozycję na superligowych parkietach - tłumaczy Adamski.

Stawiają na swoich

Co istotniejsze, w Ostrowie nie działają pod wpływem chwili. Decyzje są przemyślane, zgodne z objętą taktyką. Przed sezonem udało się ściągnąć kilku weteranów z miejscowym rodowodem jak Marek Szpera, Mikołaj Krekora, Łukasz Gierak i Bartłomiej Tomczak. Rutyniarze dołączyli do licznych wychowanków w składzie jak Patryk Marciniak czy Mateusz Wojciechowski. Ostrovia stała się beniaminkiem tylko z nazwy, z wieloma zawodnikami z istotnym doświadczeniem z PGNiG Superligi. Prezes Jakub Kaszuba zapowiadał wielokrotnie, że priorytetem jest zbudowaniem zespołu w oparciu o miejscowych i klub konsekwentnie do tego dąży.

- W Polsce jest tendencja do niedoceniania wychowanków, dlatego tym bardziej imponuje postawa Ostrovii, która stara się być polskim Atletikiem Bilbao i bazować na lokalnych graczach. Czuję się bardzo dobrze, mamy świetną atmosferę i warunki do pracy, organizacyjnie klub wygląda bardzo dobrze i w tym momencie jestem pewien, że podjąłem najlepszą możliwą decyzję. Teraz po prostu mogę cieszyć się grą - mówi nam Adamski, nawiązując do baskijskiego klubu z Bilbao, stawiającego na piłkarzy z baskijskim rodowodem.

Apetyty rozbudzone

O sukcesie Ostrovii najlepiej świadczy... niedosyt, który zapanował po rundzie jesiennej. Beniaminek miał na rozkładzie Azoty Puławy (i to na wyjeździe), zmierzał po zwycięstwo z MMTS-em, ale roztrwonił prowadzenie. Dziewiąte miejsce na koniec 2022 roku to jednak dobra pozycja wyjściowa do ataku nawet na miejsce w czołowej szóstce. Straty są niewielkie, a po dotychczasowych spotkaniach wiadomo już, że Ostrovia jest w stanie wygrać praktycznie z każdym w Superlidze.

- Jestem bardzo zadowolony z pierwszej rundy. Celem do zrealizowania, jaki wyznaczył nam zarząd, jest utrzymanie. Już przed sezonem mówiłem, że nie wziąłbym dwunastego miejsca w ciemno, wiedząc, jaki potencjał drzemie w tym zespole. Myślę, że nie tylko ja mam apetyt na coś więcej. Na koncie 17 punktów i wiemy, ile pracy nas to kosztowało, zwłaszcza biorąc pod uwagę problemy zdrowotne, które nas nie ominęły. Oczywiście, że bolą stracone punkty w Puławach, gdzie prowadziliśmy już siedmioma bramkami, podobnie u siebie z MMTS-em, gdy sześciobramkowa zaliczka została roztrwoniona w katastrofalnej drugiej części. Najbardziej mam jednak w pamięci ostatnią akcję w Kaliszu, gdzie grałem naprawdę dobry mecz, a przewagę w końcówce rozwiązałem tak, że wróciliśmy na tarczy. Mając jednak w pamięci okoliczności meczu inauguracyjnego z Pogonią czy chociażby spotkania z Gwardią i Wybrzeżem, gdy udało się wrócić z wyników 2:10 czy 13:20, to byłbym sporym malkontentem, gdybym teraz narzekał. Dla mnie szklanka jest w 75 proc. pełna, a nie w 25 proc. pusta - ocenia Adamski.

Marcin Górczyński, dziennikarz WP SportoweFakty

ZOBACZ:
Polacy docenieni na świecie
Barcelona skusi lidera kielczan?

Komentarze (0)