To od nich wszystko się zaczęło. Piłka ręczna była wtedy na topie
Bez ich sukcesu nie byłoby teraz MŚ 2023 w Polsce i Szwecji. 16 lat temu reprezentacja Bogdana Wenty wprowadziła polską piłkę ręczną prawie na szczyt, w kraju zapanowało sportowe szaleństwo.
Nagle piłka ręczna pojawiła się w świadomości kibiców, po latach reprezentacyjnej posuchy kadra w wielkim stylu sięgnęła po srebro MŚ.
Ekipa kumpli
Do czasu przejęcia dowodzenia przez Bogdana Wentę Polacy byli europejskim średniakiem. Wprawdzie wielu z nich występowało w Bundeslidze, niektórzy w klubach czołówki, ale wyników brakowało. Mało kto wierzył, że uda się jeszcze nawiązać do brązowego medalu olimpijskiego z Montrealu z 1976 roku i brązu MŚ 1982.
ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą- Zebrała się świetna grupa. Potrafiliśmy sobie powiedzieć w szatni parę cierpkich słów, ale też wyciągaliśmy z tego wnioski. Zawsze trzymaliśmy się razem - mówi obrotowy Bartosz Jurecki.
Środkowy Grzegorz Tkaczyk: - Nie pamiętam takiej atmosfery i tak świetnie dogadującej się grupy, a grałem w wielu klubach. To była jedność i nie jest to wyolbrzymione, właściwie skoczylibyśmy za sobą w ogień. Lata mijają, a ciągle się spotykamy i świetnie dogadujemy. Za sprawą Bogdana Wenty zmieniło się podejście do sportu, zbudował atmosferę. Nawet na samo wspomnienie, gdy opowiadam o tym, to mimowolnie się uśmiecham.
Koniec z prowizorką
Przełomem okazało się zatrudnienie Wenty w roli selekcjonera, gwiazdy polskiej piłki ręcznej, byłego zawodnika Barcelony i Flensburga. Sukces rodził się jednak w bólach. Wprawdzie Polacy w wielkim stylu wyeliminowali ówczesną potęgę ze Szwecji i zagrali w ME 2006, ale sam turniej okazał się klapą. - Dostaliśmy lanie od Niemców, Hiszpanów i Francuzów. To był jednak zalążek zespołu, który opierał się wówczas na zawodnikach grających na zachodzie i walczących o udział w europejskich pucharach - przyznaje Jurecki.
Sama organizacja zgrupowań pozostawała sporo do życzenia. - To był ciężki czas, związek borykał się z olbrzymimi problemami finansowymi i organizacyjnymi. Obecne standardy w porównaniu do naszych czasów to niebo a ziemia. Te problemy też nas scaliły. Walczyliśmy o swoje na boisku i poza nim. Sukces rodził się w dużych bólach - ocenia Tkaczyk.
Bartosz Jurecki: - Teraz mamy wszystko, co potrzebujemy. Kiedyś tak nie było. Na początku mojej przygody z kadrą trenowaliśmy we własnych koszulach. Pamiętam jak Adam Weiner przyjechał na zgrupowanie i zabrał z Niemiec trochę sprzętu, który zaraz rozszedł się wśród graczy z polskiej ligi. Po prostu nie mieli do niego dostępu. Hotele, jedzenie, praktycznie wszystko się zmieniło.
Rośli w oczach
Przed startem MŚ 2007 nie budzili wielkiego zainteresowania. Ot, kolejna wielka impreza z udziałem ambitnej kadry, która może, a nie musi. Niespodziewane zwycięstwo z Niemcami rozpoczęło nową epokę w dziejach, okazało się początkiem wielkiej popularności.
- Uwierzyliśmy, że możemy wygrać z każdym. Jak się wygrywa mecz po meczu, to przychodzi ogromna pewność siebie i wiara we własne możliwości. Sami czuliśmy, że mało kto może nas zatrzymać - mówi nam Tkaczyk. Jurecki dodaje: - Z drugiej strony niedługo potem dostaliśmy srogie lanie od Francuzów i zostaliśmy ściągnięci na ziemię. Dzięki temu byliśmy jeszcze bardziej zmotywowani.
Każde kolejne zwycięstwo przyciągało przed ekran więcej kibiców. Siatkarze dopiero zaczynali zdobywać medale, w sportach zespołowych nie należeliśmy do potęg i marsz szczypiornistów na szczyt był wówczas swego rodzaju anomalią. Po kapitalnych spotkaniach w ćwierćfinale z Rosją i półfinale z Danią kadra Bogdana Wenty zaczęła wyskakiwać z lodówki.
- Staliśmy się tak popularni, bo ten sukces był tak niespodziewany i długo wyczekiwany. Po wielu latach udało się zrobić to, na co nikt nie liczył. Byliśmy czarnym koniem, szkoda tylko tego finału z Niemcami - wspomina Tkaczyk. Jurecki dodaje: - Czuło się rosnącą popularność, gdy na mecze w Halle przyjeżdżało coraz więcej kibiców. Rodzina mówiła, że coraz częściej pojawiamy się w telewizji. Dostawało się niesamowitą liczbę smsów od kolegów, których dawno się nie widziało. Piłka ręczna nagle wystrzeliła.
Ciąg dalszy nastąpił
Polacy zakończyli turniej ze srebrem, nie wykorzystali swoich szans w finale z Niemcami, ale i tak mieli status bohaterów narodowych. Piłka ręczna była u szczytu, bez tego medalu nie byłoby kolejnych sukcesów (brąz MŚ 2009 i 2015), ani nawet wielkich turniejów w Polsce.
- Mam nadzieję, że ten najlepszy czas piłki ręcznej jeszcze nie minął. Wtedy dyscyplina stała się popularna i nawet po spadku zainteresowaniu czerpiemy z tego korzyści. Przecież takie imprezy jak MŚ 2023 to też efekt wyników naszej generacji. Kiedy wspinaliśmy się na szczyty, to mogliśmy pomarzyć o takim turnieju w naszym kraju, chociażby nie było takich pięknych hal. Bardzo zazdroszczę chłopakom występu przed własną publicznością - przyznaje Tkaczyk.
MŚ 2023 ruszają 11 stycznia. O 21.00 Polacy rozpoczną mecz z mistrzami olimpijskimi Francuzami. Ich rywalami grupowymi są jeszcze Słoweńcy i Saudyjczycy.
ZOBACZ:
Grupa śmierci w MŚ 2023
Duńczycy zaczną od spacerków?