Po losowaniu grup eliminacyjnych do mistrzostw Europy wydawało się, że Czarnogóra to rywal zbliżony poziomem do Rosjanek z którym nie ma szans nawiązać walki. Reprezentantki Polski zapewniały jednak przed meczem, że nie czują się od nich gorsze i postarają się zwyciężyć. Okazało się, że "nie taki diabeł straszny jakim go malują". Podopieczne Krzysztofa Przybylskiego zrobiły jednak wszystko co było możliwe by to przeciwniczki zdobyły dwa punkty. Wspomnieć trzeba, że w całym meczu popełniły ponad 20 niewymuszonych błędów w ataku (w pierwszej połowie 14). - Nie zagraliśmy tego co mieliśmy zagrać. Popełniliśmy zbyt dużo błędów w ataku. To był nasz najsłabszy mecz od dłuższego czasu - powiedział po meczu trener reprezentacji Polski.
Już początek spotkania w Lublinie zapowiadał duże problemy Polek, które nie potrafiły skonstruować dokładnej akcji. Pierwszą bramkę w meczu zdobyła w Ana Radović, która wykorzystała stratę piłki przez Iwonę Niedźwiedź-Cecotkę. Za chwilę, po trafieniu Joanny Dworaczyk, na tablicy mieliśmy remis. Gospodynie nieźle grały w obronie jednak wysiłki te marnotrawiły w ataku, notując seryjnie bardzo proste straty. Po niespełna 11 minutach było już 2:7 i trener Przybylski postanowił zareagować, prosząc o przerwę dla zespołu. Na nic się to jednak zdało, ponieważ już w pierwszej akcji Polki zgubiły piłkę. Od stanu 4:10 rozpoczęła się pogoń polskich zawodniczek, które w 27 minucie przegrywały już tylko 9:10 i wydawało się, że wreszcie złapały właściwy rytm. Nic z tego. Powrócił koszmar z początku meczu i po 30 minutach to Czarnogórki prowadziły 14:10.
Początek drugiej części spotkania to gra błędów z obu stron. Podopieczne Gyula Zsiga popełniały ich więcej dlatego też po 35 minutach prowadziły już tylko 15:13. W tym momencie Polki kolejny raz wyciągnęły do nich pomocną dłoń, oddając im w bardzo prosty sposób piłkę. Nie potrafiły też wykorzystać gry w przewadze. Nadal jednak wynik oscylował wokół remisu. W 42 minucie ekipa gości prowadziła 19:17. Od tego momentu podopieczne Krzysztofa Przybylskiego totalnie stanęły. Przez 11 minut zdołały rzucić tylko dwie bramki, pozwalając na to przeciwniczkom aż ośmiokrotnie. W tym momencie emocje się skończyły. Nie wytrzymali tego kibice, którzy zdenerwowani powoli zaczęli opuszczać halę. Ostatecznie Polska przegrała 21:31 i by myśleć o jakichkolwiek szansach na awans, musi wygrać w niedzielę ze Słowacją. Z taką grą nie ma jednak co o tym myśleć.
Podsumowując środowe spotkanie ciężko szukać jakiś pozytywów w grze Polek. Ponad prostych 20 strat w ataku, ogromna liczba niecelnych rzutów, słaba gra w obronie. Podopieczne Krzysztofa Przybylskiego wyglądały jak by się pierwszy raz spotkały ze sobą dopiero w dniu meczu. Mało było gry zespołowej a zdobywanie bramek wynikało jedynie z indywidualnych popisów zawodniczek. Szczególnie zawiodły liderki, które miały stanowić o sile drużyny i być motorem napędowym akcji ofensywnych. Karolina Kudłacz zupełnie nie przypominała zawodniczki z Bundesligi, Iwona Niedźwiedź-Cecotka nie mogła sobie znaleźć miejsca na boisku, Dorota Małek niestety potrzebuje jeszcze czasu by dojść do formy. Dodatkowo w ostatnich dniach przyplątała jej się choroba. Na przyzwoitym poziomie zaprezentowały się jedynie Małgorzata Sadowska i Joanna Dworaczyk. To za mało na Czarnogórę, która okazała się nie być tak silną reprezentacją, jak wcześniej sądzono i nie zaprezentowała nadzwyczajnej gry. Na Polki okazało się to jednak wystarczające. - Nie wiem co powiedzieć - stwierdziła po meczu Lucyna Wilamowska.
Teraz trzeba myśleć co dalej. W niedzielę reprezentację Polski czeka wyjazdowy mecz ze Słowacją. Porażka spowoduje, że szanse na awans do mistrzostw Europy będą już czysto teoretyczne. Wyniku nie można przesądzać, ale wiele wskazuje na to, że ciężko będzie Krzysztofowi Przybylskiemu i całej kadrze podnieść się po środowym spotkaniu. Zresztą nawet ewentualne zwycięstwo nie zmieni faktu, że trzeba będzie zastanowić się co dalej. Wydaje się, że formuła zaproponowana przez obecny sztab szkoleniowy już się niestety wyczerpała i trzeba zacząć myśleć nie tylko o najbliższej przyszłości. W obecnej sytuacji należy skupić się już nie na Igrzyskach Olimpijskich w 2012 roku, ale na kolejnych w Rio de Janeiro i na nie budować reprezentację. Kto miałby to zrobić? Kandydat nasuwa się sam. Tylko czy ktoś zaproponuje mu to stanowisko. Tę odważną decyzję podjąć muszą jednak władze ZPRP.
Polska - Czarnogóra 21:31 (10:14)
Polska: Sadowska, Kowalczyk - Dworaczyk 4, Kudłacz 4/4, Niedźwiedź-Cecotka 3, Wilamowska 3, Załęczna 2, Majerek 2, Waga 1, Gunia 1, Tyda 1, Małek, Stachowska, Byzdra.
Kary: 6 min.
Czerwona Kartka: Lucyna Wilamowska (z gradacji kar).
Karne: 4/4.
Trener: Krzysztof Przybylski.
Czarnogóra: Barjaktarović, Vukcević - Savić 7, Radicević 6, Kindl 4, Jovanović 3, Radović 3, Popović 3/3, Lazović 3, Bozović 2, Miljanić, Dragutinović, Mehmedović.
Kary: 6 min.
Karne: 3/3.
Trener: Gyula Zsiga.
Sędziowali: Dennis Stenrand i Anders Kaedund Birch (obaj Dania).
Widzów: ok. 1500.