Awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów po wyeliminowaniu HBC Nantes był historycznym sukcesem dla Orlen Wisły Płock. W kolejnej fazie Nafciarzom przyszło rywalizować z niemieckim SC Magdeburg. Barwy tego klubu reprezentuje ich były reprezentant Polski, który w latach 2010-2013 grał w Wiśle, Piotr Chrapkowski.
To właśnie on otworzył wynik tego meczu, co było sporym zaskoczeniem. Grający jako obrońca Polak poszedł do ataku przy okazji kontry i pokonał Ignacio Bioscę. Początek spotkania nie był udany dla płocczan, którzy szybko pozwolili odskoczyć rywalom. W momencie, gdy ci prowadzili 5:2, grę przerwał Xavier Sabate.
Po niej szczęście w nieszczęściu miał Magdeburg. Niemiecki zespół podwyższył prowadzenie (7:2), ale stracił Gisliego Thorgeira Kristjanssona. Zawodnik najprawdopodobniej skręcił kostkę, przez co musiał opuścić boisko przy pomocy kolegów. Wybicie z rytmu gości wykorzystali ich rywale.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
Trzy trafienia z rzędu od tamtego momentu zdobyli gospodarze (5:7). Spory wpływ na to miała taktyka ich szkoleniowca, który zdejmował bramkarza i grał z przewagą w ataku. Mimo że spory udział w odrabianiu strat miał Niko Mindegia, to jego błędy sprawiły, że Magdeburg wrócił na bezpieczną przewagę (9:5).
Przed końcem pierwszej połowy znów lepszy fragment gry zanotowała Wisła. Miejscowi zdobyli trzy bramki z rzędu, a dwukrotnie trafił Siergiej Kosorotow i to za jego sprawą miejscowi złapali kontakt (8:9). W końcówce jednak rozkręcił się Michael Damgaard i to dzięki niemu Magdeburg schodził na przerwę mając trzy trafienia więcej (12:9).
Mimo że przerwa się skończyła, to nie wróciła z niej Wisła. Dopiero w 36. minucie pierwszą bramkę w drugiej połowie zdobył dla niej Tomas Piroch (10:15). Wcześniej trzykrotnie trafił Damgaard, który siał spustoszenie w ataku.
Sygnał do odrabiania strat dali skrzydłowi. Skuteczność Lovro Mihicia i Gonzalo Pereza Arce spowodowała, że Nafciarze tracili już tylko dwa "oczka" (16:18). Na pięć minut przed końcem cztery bramki przewagi miał Magdeburg po trafieniu Matthiasa Musche (22:18).
Wtedy jednak na wyższe obroty wskoczyła Wisła. I to nie tylko zawodnicy z pola, bo również rezerwowy bramkarz, Marcel Jastrzębski. To on zdołał zatrzymać Kaya Smitsa, który po raz pierwszy w tym spotkaniu zmarnował rzut karny. Na dwie minuty przed końcem Nafciarze złapali kontakt za sprawą trafienia Mihicia, a chwilę później do remisu doprowadził inny skrzydłowy, Abel Serdio (22:22).
Wiele działo się w ostatniej minucie. Przy piłce byli goście i nie chcieli oddać jej do samego końca. Przeszkodziła w tym jednak gra pasywna. Mimo to bramkę był w stanie zdobyć Damgaard, jednak nie uznali jej sędziowie. Fakt ten nie dziwi, bo przyznali oni piłkę Wiśle jeszcze przed tym, gdy wpadła ona do siatki.
Z decyzją nie zgadzał się szkoleniowiec gości, przez co otrzymał on dwie minuty kary. W praktyce oznaczało to, że jeden z zawodników niemieckiej drużyny musiał opuścić boisko. Na kilka sekund przed końcem meczu grę przerwał oczywiście trener Wisły i rozplanował ostatnią akcję. Piłkę otrzymał Kosorotow, ale ten... trafił prosto w słupek!
Tym samym sporego pecha mieli Nafciarze, którzy mogli wygrać to spotkanie ostatnim rzutem. Ostatecznie jednak padł remis i przed rewanżem w Niemczech, nic nie jest jeszcze wiadome.
Czy będzie powtórka z poprzedniej fazy turnieju? Wówczas Wisła zremisowała u siebie z HBC Nantes, a następnie wywalczyła we Francji awans po serii rzutów karnych. Żaden kibic z Polski nie obrazi się, jeżeli w Niemczech ta historia się powtórzy. Do rewanżu dojdzie za tydzień, w środę, 17 maja o godzinie 18:45
Orlen Wisła Płock - SC Magdeburg 22:22 (9:12)