Łukasz Luciński: Obecnie jesteś w trakcie rekonwalescencji. W jakich okolicznościach doznałeś kontuzji?
Łukasz Achruk: - Doznałem tego urazu na jednym z treningów, podczas wykonywania ćwiczeń szybkościowych. Sportowiec przy takich właśnie obciążeniach jest najbardziej narażony na naciągnięcia, naderwania lub nawet zerwania mięśni. W tym wypadku mnie niestety dopadł pech. Nastąpiło naderwanie włókien mięśnia przywodziciela, co uniemożliwiło mi treningi w pełnym zakresie przez około dwa i pół tygodnia.
Kiedy będziemy mogli znów zobaczyć Cię na parkiecie?
- Jeżeli zdążę nadrobić zaległości treningowe spowodowane tym urazem, to myślę, że już w najbliższych meczach. Chciałbym już wystąpić przeciwko Azotom Puławy. Taka kontuzja powoduje bardzo duży głód gry na najwyższym poziomie.
Przez kibiców jesteście nazywani brutalami, drwalami, bokserami... Czy Ty zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że gracie najbrutalniejszy handball?
- Chrobry zawsze słynął z twardej obrony i każdej drużynie grało się przeciw nam bardzo ciężko, ale to nie znaczy, że jesteśmy brutalami, drwalami, czy bokserami. Takie określenia bardziej biorą się z oceny gabarytów poszczególnych zawodników, niż z samej gry. Niestety w Polsce tak się utarło, że jak ktoś gra twardo i do tego jest trochę większy niż inni zawodnicy to jest traktowany jako brutal, któremu trzeba pokazać gdzie jego miejsce. Oczywiście zdarzają się błędy w obronie i czasami taki błąd wygląda jak zagranie specjalne, często bardzo brutalne, ale jesteśmy profesjonalistami i nikt nikomu nie chce zrobić krzywdy, bo to nie oto w tym sporcie chodzi. Wiadomo piłka ręczna to bardzo kontaktowa dyscyplina i o kontuzję przy zderzeniach nie jest trudno. Chyba nie znam piłkarza ręcznego, który by tego nie doświadczył na własnej skórze. Są to jednak z reguły efekty nieszczęśliwych wypadków, a nie specjalnych, chamskich zagrań.
Rywalizowaliście już zarówno z Wisłą, jak i Vive. Która z tych ekip jest silniejsza?
- Ciężko powiedzieć, która ekipa jest silniejsza. Obie mają w swoich składach światowej klasy zawodników, takich jak Samhdal, Madsen, Kuzelev, Seier w Wiśle, czy Jurasik, Knudsen, Cleverly i Stoiković w Vive. Stanowią oni o sile swoich zespołów i jeszcze nie raz będą decydować o stylu gry i wynikach końcowych swoich drużyn. Tak samo szkoleniowcy obu ekip są jednymi z najlepszych na świecie. Dzięki temu dużo korzystają także zawodnicy Polscy będący pod ich skrzydłami, którzy umiejętnościami bardzo szybko doganiają gwiazdy swoich zespołów. Myślę, że jeżeli Vive i Wisła spotkają się w finale to o Mistrzostwie Polski mogą decydować szczegóły, takie jak dyspozycja danego dnia.
Podczas waszego spotkania z Kielczanami wiele kontrowersji wzbudzało zachowanie trenera Wenty. Jaki jest Twój stosunek do jego osoby?
- Niestety, nie miałem okazji zagrać w tym meczu z powodu kontuzji i jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że trener Wenta czasami za bardzo wybuchowo reaguje na decyzje sędziów. To był mecz walki, zdarzały się ostre starcia, ale jak mówiłem wcześniej, nikt nikomu nie chciał zrobić krzywdy specjalnie, a groźniejsze faule wynikał z ferworu walki i chęci odniesienia zwycięstwa. Sędziowie kontrolowali grę i raz po raz starali się studzić gorące głowy zawodników obu drużyn. Zarówno jedna, jak i druga drużyna grały bardzo ostro, lecz po zakończonym meczu nikt z zawodników nie miał do siebie pretensji. A jeżeli chodzi o zachowanie trenera Wenty w końcówce i po zakończeniu meczu, to uważam, że tak doświadczony szkoleniowiec nie może dać się ponieść emocjom i zachowywać się w taki sposób w stosunku do zawodników drużyny przeciwnej. Jest on zbyt dużym autorytetem w świecie piłki ręcznej i powinien wystrzegać się takich zachowań.
Swoją karierę rozpoczynałeś w MKS MOS Wrocław, kontynuowałeś ją w Śląsku. Planujesz kiedyś wrócić na "stare śmieci"?
- Dokładnie, swoją przygodę zaczynałem w IV klasie Szkoły Podstawowej nr 46 pod okiem trenerki Anny Wodzińskiej, następnie kontynuowałem ją w Śląsku Wrocław. Pewnie, że kiedyś chciałbym wrócić do Wrocławia, bo oprócz klubu, który mnie wychował mam tam wielu znajomych, przyjaciół i oczywiście rodzinę, więc jest do czego i przede wszystkim kogo wracać. Na razie jednak skupiam się na grze dla Chrobrego, a co będzie za rok, dwa, czy za dziesięć lat nikt nie wie, a tym bardziej ja (śmiech).
W bieżących rozgrywkach beniaminek z Wrocławia jest jedną z czerwonych latarni rozgrywek. Czy zawodników tego legendarnego klubu stać na coś więcej?
- Jasne, że stać chłopaków na coś więcej! Mają dobry skład, złożony z młodych, perspektywicznych zawodników, jak i z graczy bardzo doświadczonych, ogranych nie tylko w Polskiej lidze. Jest to intrygująca mieszanka wybuchowa, która zapewne niedługo może eksplodować. Na razie widać, że wszystko jeszcze nie jest tak jak powinno, ale myślę, że Śląsk jeszcze bardzo dużo namiesza w naszej lidze.
Dużo mówiło się o kłopotach finansowych WKS-u. Czemu tak duże miasto jak Wrocław nie stara się za wszelką cenę pomóc takiemu utytułowanemu zespołowi, który przez lata sławił miasto?
- Trudno, mi odpowiedzieć na to pytanie, bo powinno ono być skierowane do władz miasta. Wiem tylko, iż we Wrocławiu oprócz piłki ręcznej jest jeszcze masa innych klubów i sekcji, które tak samo potrzebują pomocy finansowej od miasta, a są równie zasłużone dla niego. Większość środków na sport we Wrocławiu jest teraz inwestowana w piłkę nożną- zarówno w drużynę miejscową, jak i w przygotowania do Euro 2012 i podejrzewam, że ktoś tam na górze zapomniał o innych dyscyplinach, a w szczególności o piłce ręcznej, która ostatnimi czasy ma o wiele więcej sukcesów niż futbol.
Wiem, że lubisz jeździć na nartach. Czy władze klubu nie mają nic przeciwko tak niebezpiecznemu dla szczypiornisty hobby?
- Nikt o niczym nie musi wiedzieć (śmiech). A tak poważnie- mamy tak napięty grafik treningów i meczów, że nawet nie mam kiedy pojechać na narty. Przyjdzie jeszcze i na to czas, ale zapewne dopiero po zakończeniu kariery, bo jak sam stwierdziłeś jest to niebezpieczne hobby, a wiadomo, że aby trenować i grać na 200 procent trzeba być w pełni zdrowym. Ja próbuje zrealizować te cele i staram się unikać niepotrzebnych urazów, więc ograniczam narty do minimum.
Należysz do miłośników horrorów. Jaki film grozy poleciłbyś naszym czytelnikom?
- Ostatnimi czasy mam dość niewiele czasu na oglądanie filmów, ponieważ oprócz obowiązków klubowych kształcę się na studiach dziennych we Wrocławiu i dużą część dnia zajmują mi właśnie te zajęcia. Wieczorami staram się skupić nad pisaniem mojej pracy magisterskiej i to pochłania mnie na tyle, że na filmy brak czasu. Film, który jakoś tak wyjątkowo utkwił mi w pamięci to "Klątwa"- może dlatego, że w niektórych scenach było naprawdę strasznie. Jeśli ktoś lubi filmy twórców "The Ring" oraz klimat w nich panujący, a nie miał okazji zobaczyć tej produkcji, to serdecznie polecam! Jest się czego bać (śmiech).
Masz 23 lata i już jesteś jednym z najważniejszych ogniw Chrobrego. Planujesz na dłużej zostać w Głogowie, czy może myślisz o przenosinach?
- Czy jednym z najważniejszych to nie wiem, ale ogniwem jestem na pewno (śmiech). Oczywiście chciałbym bardzo stanowić o sile mojego zespołu, ale niestety tamten rok spisałem na straty, bo nie mogłem się odnaleźć po kontuzji łydki i nie wnosiłem tyle, ile bym chciał do gry SPR-u. Teraz też miałem kontuzję, na szczęście nie na tyle poważną i już wróciłem do normalnych treningów. Teraz ciężką pracą i wytrwałością będę się starał spełnić warunki bycia "jednym z najważniejszych ogniw" mojego klubu. Na razie, żyję chwilą i tak jak powiedziałem wcześniej nie wiem co będzie w przyszłości, gdzie będę występował za rok czy za dwa. Oczywiście w Głogowie mi się bardzo podoba, ale nie mam pojęcia, co los przyniesie.
Kim był dla ciebie Jacek Olejnik?
- Ciekawe pytanie. Był dla mnie swego czasu jednym z najlepszych środkowych rozgrywających w naszym kraju. Występował w najlepszych drużynach Polski: Śląsku Wrocław, Iskrze Kielce i Petrochemii Płock (tak się wtedy nazywały). Mimo, że był niewielkiego wzrostu, jak na rozgrywającego, to potrafił nie raz zaskakiwać szybkim, precyzyjnym i mocnym rzutem o wiele wyższych rywali. Z tego, co pamiętam jego specjalnością był rzut z odchylenia, opanował go do perfekcji! Był bardzo waleczny, zadziorny i ambitny, te cechy pozwalały mu nadrobić braki fizyczne. Wielu młodych piłkarzy w dalszym ciągu mogłoby się wiele od niego nauczyć.
Kiedyś powiedziałeś, że klasowy szczypiornista musi być wszechstronny. Czy zatem Łukasz Achruk jest wszechstronnym i klasowym szczypiornistą?
- To prawda, klasowy szczypiornista musi być wszechstronny. Bardzo dużo straciłem przez tą kontuzję w zeszłym sezonie, a nieobecność podczas meczów i treningów czasami trudno nadrobić w krótkim czasie. W tym momencie brakuje mi do klasowego szczypiornisty jeszcze dużo, ale wiem, że tylko ciężką pracą mogę się taki stać. Bardzo się cieszę, że właśnie do Polskich drużyn przyszły gwiazdy światowego handballu. Jest od kogo się uczyć, a w bezpośrednim kontakcie z nimi na boisku człowiek może wykrzesać z siebie jeszcze więcej niż normalnie, może obudzić umiejętności, których sam się nawet nie spodziewał (śmiech). Jednak podstawą jest bardzo ciężka praca na treningach według zasady: "Im więcej wylejesz potu na treningach, tym więcej będzie łez po wygranej".
W obecnych rozgrywkach spisujecie się poniżej oczekiwań. W czym tkwi problem?
- Wiele osób zadawało mi już to pytanie, a ja nie wiem, co powinienem odpowiedzieć. Wydaje mi się, że to siedzi w naszych głowach, a nie w przygotowaniu do sezonu, bo widzę po sobie i chłopakach, że nikt nigdy na treningach nie odpuszczał i każdy pracował na maksymalnych obrotach. Każdy z nas wychodząc na parkiet, chce zagrać jak najlepiej, niestety coś nas blokuje i sami nie wiemy, co to jest... Mam nadzieję, że już niedługo wyjdziemy z tego dołka i pokażemy pełnię naszych umiejętności.
Czy życie młodego szczypiornisty znacząco różni się od tego, jak żyją rówieśnicy?
- Na pewno, bo jako sportowcy i profesjonaliści powinniśmy raczej imprezy omijać szerokim łukiem. Wszystko jest jednak dla ludzi i kiedy dostajemy wolne lub trwa przerwa w rozgrywkach, to jakaś niewielka impreza się zdarzy. To jest normalne, bo w jakiś sposób też trzeba korzystać z młodości, oczywiście w granicach rozsądku. Jeżeli chodzi o życie codzienne to wiadomo, że jest mniej czasu dla siebie niż maja go moi rówieśnicy. My mamy wyjazdy, mecze, turnieje w weekendy, czyli wtedy, gdy nasi rówieśnicy mają wolne i pożytkują z reguły ten czas na zabawę i relaks. Całe nasze życie jest podporządkowane cyklom treningowym oraz meczom. Jeżeli chodzi o życie towarzyskie, czyli spotkania ze znajomymi i tym podobne, to na pewno różni się ono znacząco od tego, jakie prowadzą moi rówieśnicy.
Niedawno głośno było o Sebastianie Zaporze i Irku Żaku, którzy podobno swoim głośnym imprezowaniem mieli zakłócać spokój... Jaki jest twój stosunek do tej sprawy?
- Nie nazwałbym tego imprezowaniem. Chłopaki po meczu zaprosili do swojego domu kilku znajomych. Z tego co wiem to siedzieli, rozmawiali, śmiali się, muzyka była puszczana cicho z telewizora - normalne spotkanie ze znajomymi, a zostało rozdmuchane na nie wiadomo jaką imprezę, której notabene nie było. Większość sąsiadów nie słyszała żadnych hałasów, nic im nie przeszkadzało. Niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto ma jakieś "ale" i tak było również i tym razem. Sądzę, że ta osoba, jeżeli tak bardzo przeszkadzało jej zachowanie chłopaków, mogła to załatwić trochę w inny sposób, niż pisząc w mediach i od razu wzywając policję. Cóż stało się to, co się stało. Chłopcy przeprosili i myślę, że wszystko jest już w porządku.
Które miejsce w tabeli będzie dla Ciebie sukcesem?
- Jestem optymistą i myślę, że pomimo słabego startu, odbudujemy się w końcówce i zajmiemy takie miejsce w tabeli, o jakim rozmawialiśmy przed rozpoczęciem rozgrywek. Przykładem jest drużyna z Kwidzyna. Tamtejszy MMTS, który w zeszłym sezonie też miał słaby początek, a zakończył rozgrywki z medalem. Wierzę w siebie i swoich kolegów i czuję, że jesteśmy w stanie taki wynik osiągnąć.
Co podnosi Cię na duchu w trudnych chwilach- po słabszym meczu, porażce?
- Po słabszym meczu, czy porażce staram się przeanalizować, co zrobiłem źle, skąd wynikły błędy i jak można było się ich ustrzec. Następnie staram się w jakiś sposób zrelaksować i nie myśleć o tym, co było, tylko zacząć zbierać energię na to, co będzie. Lubię właśnie wtedy spotkać się ze znajomymi, wyjść gdzieś z nimi, obejrzeć jakiś film, oderwać się na moment od sportu i codzienności. W bardzo trudnych chwilach pomaga mi zawsze takie jedno zdanie: Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą...
Jak odnosisz się do zwolnienia trenera Cieślikowskiego?
- Wszyscy wiedzą, że w tym sezonie coś niedobrego dzieje się z naszą drużyną. Staramy się grać jak najlepiej, ale nam nie wychodzi od samego początku... Fizycznie jesteśmy bardzo dobrze przygotowani, lecz wydaje mi się, że w meczach brakuje tego czegoś, co pozwala nam wygrywać. Zarząd widocznie stwierdził, ze trener Cieślikowski nie da rady znaleźć w nas w tym sezonie tego czegoś i postanowił dać szansę nowemu szkoleniowcowi Jackowi Okpiszowi. Trener Cieślikowski jest bardzo dobry w tym, co robi, więc na nowe oferty pracy na pewno nie będzie musiał długo czekać. Liczę, że jako trener kadry spełni się jeszcze bardziej w swoim rzemiośle i przyniesie mu to same korzyści. Bardzo sobie chwalę współpracę z tym szkoleniowcem i życzę mu jak najlepiej w dalszej karierze. Jednocześnie cieszę się, że teraz będziemy trenowali pod okiem trenera Okpisza. Bardzo cenię jego umiejętności kierowania zespołem. Widać, że potrafi on nawet z przeciętnych graczy wykrzesać więcej niż inni. Liczę, że z takim sternikiem uda nam się zdecydowanie poprawić grę i zająć wysokie miejsce w tabeli.