Nie czuję się na tyle dobry - rozmowa z Łukaszem Szlingerem, zawodnikiem MTS-u Chrzanów

Nowy rozgrywający MTS-u Chrzanów, Łukasz Szlinger szybko wywalczył sobie miejsce w składzie zespołu z Małopolski. Zawodnik wypożyczony z NMC Powenu Zabrze w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o ostatnich występach, postawie macierzystego klubu w ekstraklasie oraz perspektywach na przyszłość.

Sławomir Bromboszcz: Jak pan oceni postawę MTS-u w meczu z ASPR-em?

Łukasz Szlinger: Do meczu z ASPR Zawadzkie przystąpiliśmy skupieni, każdy z nas chciał wygrać. Myślę, że zabrakło nam trochę szczęścia i przede wszystkim w niektórych momentach zdecydowania. Każdy z zawodników był dobrze przygotowany psychicznie z nastawieniem na zwycięstwo. Niestety małe niedociągnięcia zniwelowały to wszystko. Miało to duży wpływ na rezultat, kiedy wyszliśmy na prowadzenie trzema bramkami i niestety nie utrzymaliśmy przewagi do końca. W tym momencie zabrakło nam zdecydowanej gry na bramkę i przez późniejsze nieskuteczne rzuty ASPR ciągnął kontratak, który zniwelował przewagę. Wygrali z nami mądrą grą. Myślę, że mecz mógł się zakończyć naszym zwycięstwem nawet na, jak to się mówi, trudnym polu bitwy, czyli na wyjeździe. No cóż, zabrakło szczęścia.

Była to wasza druga porażka w sezonie. Czy uważa pan, iż ASPR pokazał MTS-owi miejsce w szeregu?

- ASPR pokazał nam, że w tym dniu był lepszym zespołem, jeśli chodzi o wynik na tablicy. Natomiast jeśli chodzi o umiejętności, to nie odstajemy wcale od ASPR-u, który jest teoretycznie lepszym i silniejszym zespołem. Nie da się ukryć, że dużą zasługę w tym meczu mieli sędziowie. Prawda, nie wszystko da się zauważyć i człowiek jest omylny, ale w niektórych momentach ewidentnych fauli i błędów ASPR-u sędziowie nie dostrzegali, a przede wszystkim dostrzegali je z naszej strony. ASPR zwyciężył - gratuluję im, lecz będziemy czekać na rewanż u nas i mam nadzieję, że będzie to równie emocjonujący mecz jak w Zawadzkiem.

MTS po 5. kolejkach ma na swoim koncie 5 punktów. Jak pan oceni początek sezonu w wykonaniu chrzanowian?

- Początki sezonu bywają różne. Wiadomo, każdy chce zwyciężać jednak nie zawsze jest mu to dane. Start w lidze uważam za udany i oby tak trzymać do końca. Drużyna bez porażki to jak żołnierz bez karabinu. Mam nadzieję, że każda porażka będzie nas mobilizowała do lepszego przygotowania się do następnego meczu i pokazania, że MTS nie jest gorszy od innych zespołów.

Przed wami kolejne trudne spotkanie wyjazdowe. Czy MTS ma szansę na punkty w pojedynku z ChKS-em Łódź?

- Myślę, że mamy szansę na zwycięstwo, to zależy tylko od naszego skupienia i dyspozycji zawodników. Każdy z nas może mieć lepszy lub gorszy dzień, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. W każdym bądź razie na pewno podejmiemy walkę i damy z siebie wszystko, aby przywieźć dwa punkty.

Które miejsce po pierwszej rundzie zajmie MTS?

- Hmm... trudne pytanie, to tak jakby ktoś mi zadał pytanie, jakie liczby wytypować w Lotto. Myślę, że trudno jest określić miejsce, na którym znajdziemy się po pierwszej rundzie. Każdy z nas ma nadzieję, że będzie to jak najwyższa lokata.

Jak pan oceni swoje dotychczasowe mecze w barwach MTS-u?

- Zawodnikowi trudno jest oceniać własną grę. Wiadomo, nowy zespół, zgranie, motywacja, umiejętności - wszystkie te czynniki mają wpływ na grę. Mam nadzieję, że po prostu nie byłem najgorszy i wniosłem coś do zespołu, gdyż to się liczy, aby każdy każdemu pomagał.

Pański były klub, NMC Powen Zabrze występuje obecnie na parkietach ekstraklasy. Chyba pozostaje lekki niedosyt, iż po awansie w kadrze beniaminka zabrakło dla pana miejsca?

- Czy zabrakło? Hmm... myślę, że byłby to jednak dłuższy temat do rozmowy, gdyż grają tam moi rówieśnicy i nie czuję się gorszy od nich. Po prostu wypadło na mnie z powodu kontuzji, jakiej doznałem w trakcie przygotowań do sezonu. Uraz uniemożliwił mi udział w obozie przygotowawczym i między innymi z tego powodu trenerzy byli niezadowoleni. Czy czuję niedosyt? Niby każdy z zawodników czułby niedosyt, gdyby nie mógł się pokazać w konfrontacji z najlepszymi, ale ja nie czuję się jeszcze na tyle dobry, aby móc zaprezentować pełnię swoich możliwości w gronie ekstraklasowiczów. Jestem bardzo zadowolony, że mam miejsce w szeregach MTS-u i będę walczył tutaj. Mam nadzieję zyskać nowe umiejętności i przede wszystkim doświadczenie.

Wydawało się, iż po kilku wzmocnieniach beniaminek z Zabrza nie będzie "chłopcem do bicia", tymczasem po siedmiu kolejkach NMC Powen ma na swoim koncie tylko dwa punkty...

- Sport często bywa nieobliczalny. Wydawało się, że NMC Powen po sporych zmianach w kadrze pokaże się z lepszej strony w ekstraklasie, ale kadra nie jest zgrana. Myślę, że po pierwszej rundzie Zabrze pokaże klasę i jak się gra w handball. Udowodni, że nie jest "chłopcem do bicia".

Jakie ma pan plany sportowe na przyszłość?

- Wszystko pokaże czas, bo tak naprawdę człowiek rożne rzeczy planuje, a wychodzi inaczej. Chciałbym dalej się rozwijać i po prostu być coraz lepszym.

Ma pan swojego idola sportowego, szczypiornistę, na którym stara się pan wzorować?

- Na dzień dzisiejszy nie mam jakiegoś ulubionego zawodnika. Pamiętam, że jak byłem młodszy, był to Pascal Hens, lecz wraz z wiekiem było ich coraz więcej, a teraz nie ma w sumie żadnego konkretnego.

Ma pan swoją ulubioną drużynę handballową?

- HSV Hamburg.

Ma pan jakieś hobby poza piłką ręczną?

- Niestety typowego hobby nie mam.

Źródło artykułu: