Kwidzynianie znakomicie zaczęli sezon, zainkasowali komplet punktów w dwóch pierwszych kolejkach, ale prawdziwa weryfikacja miała przyjść w meczu z Górnikiem, szykującym się do gry o ligowe podium. Drużyna Tomasza Strząbały, kadrowo na zupełnie innym poziomie niż MMTS, napotkała jednak opór ze strony rywali. O wszystkim zadecydowała dopiero seria karnych.
Nic doszło do thrillera, zabrzanie nie rozgrywali wielkiego meczu. Do przerwy przegrywali 16:19, swoje akcje pewnie kończył Mateusz Kosmala, w końcówce połowy uaktywnił się jeszcze Bogdan Czerkaszczenko i Taras Minocki nie wystarczył, by Górnik dotrzymywał MMTS-owi kroku.
Wystarczyło, że na początku drugiej części uaktywnił się Kacper Ligarzewski i Górnicy wrócili na właściwe tory. Oskoczyli po serii bramek (10-minutowy fragment wygrali 7:1), a po czerwonej kartce dla Ryszarda Landzwojczaka wszystko zmierzało ku szczęśliwemu finałowi dla zabrzan. Końcówka niespodziewanie należała do zespołu Bartłomieja Jaszki - MMTS głównie za sprawą Czerkaszczenki doprowadził do remisu.
Po karnych dwa punkty na koncie Górników, ze świetnym Minockim (11 bramek). Ukrainiec sposobi się do walki o kolejną koronę króla strzelców.
MMTS Kwidzyn - Górnik Zabrze 31:31 k. 2:4 (19:16)