Po porażkach z Norwegią i Słowenią stało się jasne, że poniedziałkowy mecz w ME 2024 będzie dla polskich piłkarzy ręcznych tym pożegnalnym. Do kolejnej fazy przechodziły po dwa najlepsze zespoły z każdej z grup, a ewentualne pokonanie Wysp Owczych przepustki do następnej rundy by nie dawało.
Szcześliwie jednak udało się Biało-Czerwonych zakończyć zmagania w Niemczech zwycięstwem 32:28 (---> RELACJA). Co czują Polacy po pokonaniu Farerów? - Myślę, że satysfakcję, bo przede wszystkim udało nam się zagrać lepiej niż w dwóch poprzednich meczach i to jest budujące - przyznał po ostatnim gwizdku Michał Daszek.
- Tak naprawdę cały mecz postawiliśmy im bardzo trudne warunki w obronie. Gdzieś tam w końcówce pękli, a my nie. A ostatnio bywało z tym różnie - zauważył nominalny skrzydłowy w rozmowie z Eurosportem.
ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie
W odniesieniu zwycięstwa z pewnością pomogła zmiana koncepcji gry w ataku. Polska rozciągała grę do skrzydeł i często współpracowała z obrotowym Kamilem Syprzakiem. Otwierało to także nowe możliwości i rozwiązania naszym rozgrywającym.
- Wiedzieliśmy, co robimy źle w tych dwóch pierwszych meczach. Oczywiście nie robiliśmy wtedy tego świadomie. Teraz chcieliśmy zagrać w ataku płynniej i szerzej. Myślę, że to miało miejsce, stąd też bardzo duża liczba podań do Kamila Syprzaka, wiele pozycji rzutowych dla Szymona Sićki, dużo sytuacji do gry jeden na jeden dla Piotrka Jędraszczyka - wymieniał Michał Daszek.
- Wyciągnęliśmy wnioski, zagraliśmy o wiele lepiej, ale nastąpiło to troszeczkę za późno. Lepiej skończyć turniej w tym stylu niż porażką, i to cieszy - zakończył reprezentant Polski, który na co dzień broni barw Orlen Wisły Płock.
Czytaj także:
Eksperci zgodni po meczu Polaków. Przewijało się jedno nazwisko
Sportowy awans Polaka. Z Piotrkowa Trybunalskiego do Bundesligi