Michał Gałęzewski: Od początku meczu w Gdańsku graliście bardzo dobrze. Co się stało od środkowej części pierwszej połowy? Przez pewien moment AZS grał od was lepiej...
Paweł Podsiadło: Pierwszą połowę zaczęliśmy bardzo dobrze i wyszliśmy na wysokie prowadzenie. Później może wkradło się jakieś rozluźnienie. Może przez prowadzenie kilkoma bramkami pomyśleliśmy, że ten mecz się już ułoży. Wiedzieliśmy jednak, że Gdańsk to ambitny zespół, zawsze grający do końca, niezależnie od wyniku. Gospodarze doszli nas na jedną bramkę. Doświadczenie i szersza ławka wzięły górę. W drugiej połowie szło wszystko pomalutku do przodu.
Może więc przez pewien czas zlekceważyliście młodych zawodników z Gdańska?
- Nie lekceważymy przeciwnika. Trener nam wpoił, że każdego rywala trzeba szanować. Mieliśmy po prostu nieprzemyślane akcje. Gdy prowadzi się pięcioma golami, to każdy chce rzucić bramkę. Być może to zaważyło. Na szczęście w drugiej połowie było inaczej.
Ze swojej gry jesteś zadowolony?
- Średnio. Zdobyłem parę bramek, ale mogłem lepiej współpracować z kołem. Za dużo kombinowałem i przez to były głupie straty.
Nie nudzi wam się czasami w tej lidze?
- Nie nudzi się. Traktujemy każdy mecz poważnie. Chcemy wygrywać, bo przecież żadna drużyna się przed nami nie położy.
Wielkiego rywala wam chyba jednak brakuje. Trzynaście zwycięstw w tym sezonie mówi samo za siebie...
- Mamy świetną passę, ale spowodowane jest to wspaniałą ławką i wieloma ludźmi do grania. Nie każdy zespół może się pochwalić tyloma zawodnikami. Gdy gra się 8-9 piłkarzami przez cały mecz, to nie jest się w stanie dotrwać do końca.
A jak byś ocenił młodych zawodników z Gdańska, z którymi wygraliście w ostatniej kolejce?
- Mogę o nich powiedzieć tylko i wyłącznie dobre słowo, ponieważ zawsze grają do końca. Niezależnie od wyniku, niezależnie od pieniędzy. Są ambitni i trzeba im to oddać.
Co jest fenomenem Kielc, że organizacyjnie udało się tam stworzyć taką drużynę? Wiadomo, że sukces organizacyjny rodzi prędzej czy później sukces sportowy...
- Przede wszystkim jest to wielka zasługa prezesa. Mam też wielkie słowa uznania dla trenera Wenty, ponieważ on całą drużynę trzyma za gębę. Jest dyscyplina, nie ma zawodników, którzy się wywyższają. Każdy jest równy i tworzymy świetny kolektyw.
Co sądzisz o waszej grze w Lidze Mistrzów?
- Każdy z nas brałby tyle punktów po pięciu meczach w ciemno (śmiech). Mam nadzieję, że po przerwie świątecznej nie wypadniemy z rytmu i nadal będziemy urywać punkty najlepszym drużynom w Europie.
Mimo wszystko chyba żal porażki z drużyną z Węgier. Po remisie z Niemcami apetyt bez wątpienia wzrósł...
- Rzeczywiście, lecz przyznam, że bardzo trudno jest wygrać. To jest na razie drużyna trochę poza zasięgiem w naszej grupie. W Kielcach jednak będziemy się starali o jak najkorzystniejszy rezultat.
Czeka was teraz mecz z Puławami...
- Będzie to fajny mecz, bo gra tam kilku zawodników związanych z Kielcami. Przyjadą tutaj pokazać się i na pewno nie położą się na parkiecie.
Czyli będzie to odwrotna sytuacja do tej, jaka była w Gdańsku? Duża część waszej drużyny, łącznie z trenerem miała wiele do czynienia z tym miastem.
- Rzeczywiście. Mamy kilku zawodników z Wybrzeża, z SMS-u. Gdy tu przyjeżdżają, to czują sentyment do tego miasta. Za każdym razem jak tu jesteśmy, to chłopaki opowiadają o starych czasach związanych z Gdańskiem. Pokazują niektóre miejsca. Dla nich jest to fajne przeżycie i cieszą się z takiego przyjazdu.
Hala w Gdańsku ma jak dotąd jedną z niższych frekwencji. Teraz na meczu przeciwko waszej drużynie niewiele zabrakło do kompletu. Jak się czujesz jako swoisty ambasador piłki ręcznej? Bo przecież w każdym mieście przyciągacie ludzi, którzy normalnie na spotkanie by się nie wybrali...
- Rzeczywiście swoimi wynikami i niektórymi nazwiskami zawodników wraz z trenerem przyciągamy na hale ludzi. Mam nadzieję, że za każdym razem pokazujemy piłkę fajną dla oka. Cieszymy się, że dzięki nam i innym drużynom, jak choćby Wiśle Płock, która się wzmocniła, hale się zapełniają i więcej ludzi interesuje się szczypiorniakiem.
Widać więc, że piłka ręczna wcale nie jest w Polsce niepopularna, tylko brakuje drużyn na poziomie. Wiadomo, że gdyby Gdańsk miał taką ekipę jak Kielce, to tych ludzi przyszłoby jeszcze więcej, bo na dobrą grę swoich ulubieńców patrzy się przychylniejszym okiem.
- Na pewno tak jest. Tym bardziej, że rok temu Gdańsk wygrał i hala wypełniona była po brzegi. Świetnie pamiętam ten mecz. Niestety nie każdy zespół ma duży budżet. Mamy jednak cichą nadzieję, że jakiś sponsor przejmie naszą ligę i wtedy nadejdą bogatsze, lepsze czasy dla szczypiorniaka.