Mecz, na który czekali wszyscy kibice szczypiorniaka. Finał turnieju piłkarzy ręcznych na Igrzyskach XXXIII Olimpiady. Na boisku najlepsi z najlepszych - reprezentanci Danii i Niemiec w walce o złoto najważniejszej imprezy czterolecia. Wielkie wydarzenie, ogromne emocje, fantastyczna oprawa. Walka o spełnienie marzeń.
Dla Duńczyków to był trzeci finał z rzędu - w Rio de Janeiro po thrillerze w półfinale pokonali Polaków, a w meczu o złoto pokonali obrońców tytułu Francuzów. Cztery lata później w Tokio Trójkolorowi wzięli odwet za tamten mecz - Skandynawowie musieli więc pogodzić się z drugim stopniem podium. W Paryżu nie wyobrażali sobie innego zakończenia niż zwycięstwa w finale. Wiedzieli, że są gotowi, byli pewni siebie i całkowicie skoncentrowani na celu.
Niemcy jednak śmiało zapowiadali, że interesuje ich tylko złoto. Przyjechali na igrzyska doskonale przygotowani, pokazywali to od pierwszego meczu fazy grupowej, wyrzucili z turnieju gospodarzy i wydawało się, że ich nastawienie przyniesie im sukces. Tym bardziej że dla większości zawodników znajdujących się w kadrze to był najważniejszy mecz w karierze - od mistrzostwa Europy i brązowego medalu igrzysk olimpijskich minęło osiem lat, zespół przeszedł gruntowną zmianę i praktycznie wymianę pokoleniową.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"
Przez moment wydawało się, że gracze Alfreda Gislasona będą w stanie zagrozić Duńczykom. Ci szybko jednak wspięli się na kosmiczny poziom. Niemcy wyglądali na całkowicie przytłoczonych rangą wydarzenia, nie przypominali drużyny, która tak dobrze spisywała się w poprzednich pojedynkach. W 12. minucie mieli już na swoim koncie pięć strat, a te straty przełożyły się na rezultat - przegrywali bowiem taką różnicą bramek (5:10).
Skandynawowie byli o dwa tempa szybsi, grali niezwykle aktywnie w obronie, w ataku byli wręcz bezbłędni, bez najmniejszych problemów pokonywali Andreasa Wolffa, a później Davida Spatha. Od stanu 5:7 zdobyli aż sześć bramek z rzędu i całkowicie zdominowali rywali. Próbował reagować Gislason, ale z minuty na minutę jego zespół wyglądał coraz słabiej. Niemcy popełniali koszmarne błędy w ofensywie, mieli ogromne trudności ze skonstruowaniem ataku, nie radzili sobie z przejściem defensywy Duńczyków, a na domiar złego mieli problemy z komunikacją i zagrywali niedokładnie.
Różnica w obrazie gry była dla Niemców druzgocąca. Duńczycy grali jak z nut, nic nie było w stanie wybić ich z rytmu, prezentowali fenomenalny poziom, a do tego utrzymywali wysoką koncentrację.
W drugiej połowie przewaga Skandynawów błyskawicznie urosła do trzynastu trafień i czas działał na ich korzyść. Im bliżej na tablicy wyników było do 60. minuty spotkania, tym bliżej oni byli złotych medali igrzysk olimpijskich.
Niemcy nie byli w stanie w żaden sposób zagrozić rywalom, Duńczycy na każdy ich atak reagowali w kilka sekund. Gracze Nikolaja Jacobsena szaleli w ataku i już na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem mogli świętować zwycięstwo.
Finał, Paryż 2024: