Mówi się, że wyniki meczów sparingowych nie mają większego znaczenia, ale trudno nie niepokoić się, kiedy Polki przegrywają ze Szwecją aż 22:38 (---> WIĘCEJ TUTAJ), a za rogiem ważna impreza - ME 2024 piłkarek ręcznych.
Biało-Czerwone grały z zespołem Trzech Koron aż 48 razy, ale jeszcze nigdy tak wysoko nie przegrały. Mimo że półfinalistki igrzysk olimpijskich w Paryżu i mistrzostw świata zdobyły blisko 40 bramek, były dla siebie... dość krytyczne.
- To wygląda jak typowy pierwszy mecz dla nas. Jesteśmy trochę niechlujne przy wykończeniu akcji, a ja sama zmarnowałam kilka sytuacji, ale uważam, że gramy w dobrym tempie. Czasem jednak trudno jest grać przeciwko przeciwnikowi, którego styl gry jest nieprzewidywalny - nie wiesz, czy będzie ostre starcie, czy jesteś wolny - powiedziała Tyra Axner w rozmowie z SVT.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
I dodała: - To sprawia, że mamy trochę takich "połowicznych" sytuacji. Straciłyśmy przez środek trochę za dużo bramek, ale poza tym dobrze radziłyśmy sobie w obronie.
Tomas Axner był jednak zadowolony z tego, co zaprezentowały jego podopieczne. Mimo że grały bez jednej ze swoich największych gwiazd - kapitan Jaminy Roberts, wygrały bardzo wysoko.
- Polska trzymała się przez około kwadrans, ale potem brakowało im sił, by wracać do obrony. Mają kilka utalentowanych zawodniczek i dużo fizyczności w zespole, ale my możemy grać w takim tempie przez pełne 60 minut, i to robi różnicę. Z biegiem czasu stajemy się trudni do pokonania, a dystans bramkowy rośnie - zaznaczył selekcjoner.
W niedzielę o godzinie 14:00 Polki rozegrają kolejny sparing ze Szwecją, tym razem w Lund, a następnie przeniosą się do Bazylei, gdzie 28 listopada, na inaugurację mistrzostw Europy zmierzą się z zespołem mistrzyń świata i wicemistrzyń olimpijskich - Francją.