- Najważniejsze zwycięstwo, bo odskoczyliśmy od Gdańska na sześć punktów - komentuje Stachera. - Nie czuję się bohaterem. Dobrze, że chłopaki dobrze zagrali w obronie. Cieszę się, że w końcu zagrałem na jakimś odpowiednim poziomie - przyznaje skromnie.
- Do tej pory miałem wzloty i upadki. Po jednym dobrym meczu z Puławami, nie mogłem do końca się odnaleźć. Niemniej jednak cieszę się, że w końcu udało się nie najgorzej wypaść - mówi bramkarz Śląska.
W drugiej połowie po jednej z interwencji golkiper musiał opuścić parkiet. - Rzucał skrzydłowy, dostałem w twarz. Wydaje mi się, że straciłem przytomność, bo nie wiem, nie pamiętam dokładnie czy upadłem na nogę czy jak to się stało - tłumaczy zawodnik. - Wiem, że jak leżałem i jak się ocknąłem, to poczułem ból w nodze. Potem już nie byłem w stanie grać. Teraz uświadomiłem sobie i rozumiem bokserów leżących na ringu po nokaucie i nie mogących się podnieść. Wiem jakie to uczucie i bardzo im współczuję.