Jednak zanim dojdzie do pożegnania starego i przywitania nowego roku, tradycyjnie świętujemy Boże Narodzenie. Oczywiście nie inaczej jest w domu rodzinnym golkipera Śląska Wrocław. - Święta co roku spędzamy razem z moją żoną, najpierw u jej rodziny, a potem u mojej. Nasze rodziny mieszkają w jednym mieście, w Końskich, które serdecznie pozdrawiam przy okazji, zatem już "oblecieliśmy" dwie wigilie jednego dnia - uśmiecha się zawodnik.
- Na brak dań nigdy nie narzekam. Na wigilii mam ich zwykle dwadzieścia cztery zamiast dwunastu (śmiech). W pierwszy i drugi dzień świąt odwiedzamy rodziny w pobliskich miejscowościach. W ciągu roku jest na to mało czasu, ze względu na to, że pracujemy, ale to zawsze dobry czas na nadrobienie zaległości - opowiada bramkarz beniaminka.
Wigilia już co prawda za nami, ale jak przyznaje golkiper, jego ulubioną potrawą wcale nie jest karp: - Hmm... pewnie mnie wszyscy "zabiją" za to, ale najbardziej nie lubię karpia. Za dużo z nim roboty. Za to wręcz przepadam za pierogami. Z tą potrawą wiąże się ciekawa tradycja w rodzinnym domu Stachery. - Mama do jednego z pierogów wkłada dziesięciogroszówkę. Kto ją znajdzie, będzie miał dużo pieniędzy w Nowym Roku. Zatem na pierwsze danie zwykle biorę pierogi, zjadam ich kilkanaście. Nieraz udawało mi się znaleźć monetę, ale wtedy brakuje miejsca na pozostałe potrawy (śmiech) - kończy Stachera.