Wiem, że nie będę grał całe życie - rozmowa z Łukaszem Gierakiem, rozgrywającym Nielby Wągrowiec

Choć ma spore osiągnięcia w dyscyplinie, którą uprawia, to jednak wie, że kiedyś trzeba będzie pożegnać się z karierą zawodniczą. Tego momentu nie pozostawia przypadkowi. Wie, że nauka, zapewni mu fach, dzięki któremu będzie mógł się nadal realizować. Najlepiej by było to związane z tym co kocha - piłką ręczną. Rodowity Wągrowczanin, dumnie noszący na swym dresie białego orła. Mowa o Łukaszu Gieraku - szczypiorniście Nielby Wągrowiec.

Piotr Werda: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z piłką ręczną?

Łukasz Gierak: Swoją karierę sportową rozpocząłem wcześnie - w wieku dziesięciu lat. Moim pierwszym trenerem był aktualny II szkoleniowiec Nielby - Paweł Galus. Chodziłem wtedy do "Czwórki". W mojej klasie miałem czterech dobrych kolegów, którzy trenowali już piłkę ręczną. Namówili mnie, żebym również spróbował.

Co pamiętasz ze swoich pierwszych treningów?

- Zajęcia prowadzone przez Galusa były tak ułożone, że nie można było się na nich nudzić. Myślę, że właśnie dzięki niemu zacząłem uprawiać ten sport. On potrafił nas zainteresować tą dyscypliną. Pamiętam, że na początku, treningi to była jedna, wielka "bieganina" - każdy krył swojego. W szóstej klasie szkoły podstawowej zacząłem grać na pozycji rozgrywającego - i tak pozostało do dziś. Już wtedy wyróżniałem się na tle swoich rówieśników warunkami fizycznymi - byłem bardzo wysoki. Brakowało mi jednak wagi. Jednak na warunki juniorskie to wystarczyło. Z chwilą gdy przeszedłem do seniorów, moja masa mięśniowa zwiększyła się. Obecnie przy wzroście 193 cm mam 96 kg.

Kiedy rozpocząłeś treningi z seniorami?

- Do seniorów przeszedłem mając zaledwie 16 lat. Wtedy to nasza Nielba grała jeszcze w II lidze. Dołączyłem do zespołu w czasie II rundy. Udało się nam awansować do I ligi. Drużynę prowadził wówczas Andrzej Smykowski. Trzy lata graliśmy w pierwszej lidze, aby w obecnym sezonie walczyć już na parkietach ekstraklasy. Trafiłem więc do drużyny w najlepszym dla niej czasie - wspinaczce na najwyższe szczyty.

Kiedy zauważył cię Ryszard Skutnik - trener polskiej reprezentacji młodzieżowej?

- Do kadry powołany zostałem po raz pierwszy w wieku 17 lat, w czasie gdy wągrowiecki zespół prowadził Stanisław Gąsiorek. Z reprezentacją młodzieżową grałem dwa razy na Mistrzostwach Europy: w Tallinie (Estonia) - tam zajęliśmy 4 miejsce, oraz w Rumunii, gdzie wywalczyliśmy 11 miejscu. Najmilej wspominam jednak swój udział na Mistrzostwach Świata w Bahrajnie, gdzie uplasowaliśmy się na 6 lokacie. Przeżyłem wtedy swoją przygodę życia.

Opowiedz o tym coś więcej.

- Kiedy pierwszego poranka, po wieczornym przylocie do Bahrajnu wstałem i wyjrzałem za okno, oczom moim ukazała się bezkresna pustynia. Miałem wrażenie, że rozpościera się nie piasek, lecz śnieg. W wolnym czasie kąpaliśmy się w Zatoce Perskiej, jak również w hotelowym basenie. Temperatura wody w morzu wynosiła +30°C. Dużo zwiedzaliśmy, byliśmy w muzeum Bahrajnu. Wielkim przeżyciem było obejrzenia na własne oczy toru Formuły 1. Oczywiście na każdym kroku widać było inną kulturę - tak odmienną od naszej, europejskiej... Będąc w kadrze młodzieżówki zaliczyłem więc trzy główne imprezy. W grudniu ubiegłego roku powołany zostałem do rezerw kadry Polski seniorów. Uważam, że dzięki ciężkiej pracy oraz przy odrobinie szczęścia uda mi się kiedyś zagrać w I reprezentacji. Na razie koncentruję się na grze w klubie. Co będzie w przyszłości - czas pokaże...

Czy oprócz treningów jest czas na naukę?

- Mam 21 lat. Uczę się obecnie w dwuletniej szkole policealnej w Wągrowcu. Jestem na kierunku technik administracji - w systemie zaocznym. Treningi, które nieraz odbywają się dwa razy dziennie, oraz weekendowe mecze, bardzo ciężko jest pogodzić ze szkołą. Do tego dochodzą zgrupowania kadry. Aby to wszystko wytrzymać należy prowadzić sportowy tryb życia.

Czyli wolnego czasu nie ma za dużo...

- Nie mam zbyt dużo wolnego czasu. Kiedy kończyliśmy rozgrywki ligowe w klubie i koledzy z zespołu rozpoczynali wakacje, ja zaczynałem treningi w kadrze. W ciągu ostatnich pięciu lat, tylko raz udało mi się wyjechać na wakacje. Było to zeszłego lata - byłem nad polskim morzem. W tym roku planuję tygodniowy wypad z dziewczyną - myślę, że zagraniczna wycieczka byłaby najciekawsza.

Jak spędzasz czas wolny?

- W czasie wolnym od sportu oraz szkoły lubię chodzić na spacery z dziewczyną, obejrzeć jakiś dobry filmy. Odwiedzamy z Judytą bardzo często nasze kino. Uwielbiam oglądać horrory, głównie Wesa Cravena, np. "Koszmar z ulicy Wiązów". Nieraz sięgnę po jakąś ciekawą książkę - ostatnio przeczytałem "Ojca chrzestnego". Lubię gotować. Potrafię przygotować różne potrawy. Może nie jest ich wiele, ale ciągle uczę się nowych przepisów. Osobiście przepadam za potrawką oraz spaghetti.

Opowiedz o swojej rodzinie i dziewczynie.

Moja dziewczyna - Judyta pracuje jako masażystka. Ma 23 lata. Wspiera mnie w tym co robię - jest prawie na każdym meczu. Mam trójkę młodszego rodzeństwa: dwie siostry oraz brata. Rodzina zawsze była dla mnie wielką podporą - doceniają mój trud. Są blisko w trudnych chwilach.

Jak znosisz porażki?

- Jak każdy sportowiec dążę tylko do zwycięstwa. Każda porażka niezwykle mnie irytuje. Mam już taki charakter, że nie cierpię przegrywać. Przez to naruszam nieraz przepisy na parkiecie. Myślę, że moja agresywna gra wynika z młodego wieku.

Jakie są twoje plany na przyszłość?

- Wiem, że nie będę grać całe życie. Trzeba się uczyć, bo sport to zajęcie na kilkanaście lat. Potem to się skończy i trzeba mieć wtedy jakiś zawód, sposób na życie. Po szkole pomaturalnej chciałbym kontynuować naukę na studiach. Marzę o skończeniu Akademii Wychowania Fizycznego. Dzięki temu mógłbym zająć się trenowaniem innych.

Komentarze (0)