Do wrocławskiej hali Orbita zawitała spora grupa fanów szczypiorniaka, która liczyła na dobry i emocjonujący pojedynek. Wydawało się, że zespoły walczące o awans do czołowej ósemki są w stanie stworzyć porywające widowisko. Niestety rzeczywistość pokazała, że obie ekipy nieprzypadkowo znajdują się tak nisko w ligowej tabeli.
Pojedynek rozpoczął się od błędów w ataku. Obie drużyny miały problemy z pokonaniem defensywy przeciwnika. Jeśli już udało się oddać celny rzut to na przeszkodzie stawał bramkarz. I jeśli jeszcze na początku meczu Krzysztof Szczęsny dorównywał Arturowi Baniszowi, tak w dalszych minutach tylko wrocławianin miał powody do radości. Bezapelacyjnie był najlepszym zawodnikiem niedzielnych zawodów.
Pierwszą bramkę w spotkaniu zdobył Mikołaj Szymyślik, który jako jedyny miał patent na obronę gospodarzy. Za chwilę kolejną bramkę dorzucił Maciej Ścigaj. Sygnał do odrabiania strat dał Grzegorz Garbacz. Do remisu doprowadził były zawodnik Chrobrego Adrian Marciniak.Gospodarze nie zwalniali tempa. Banisz bez problemów odbijał sygnalizowane rzuty głogowian, a koledzy z pola krok po kroku budowali przewagę. W 18 minucie gola zdobył Mariusz Gujski i przy stanie 4:7 trener Jacek Okpisz zdecydował się wziąć czas. Szkoleniowiec Chrobrego nie trafił jednak do swoich podopiecznych, którzy w dalszym ciągu nie radzili sobie z obroną gospodarzy, dodatkowo pozwalając przeciwnikowi swobodnie operować piłką w ofensywie. Wskutek takiej gry Śląsk po bramce Haczkiewicza wyszedł na prowadzenie 13:8. Dwie kolejne bramki padły łupem gości jednak ostanie słowo w pierwszej części należało do gospodarzy, którzy po bramce Michała Tórza schodzili do szatni przy stanie 14:10.
Drugą odsłonę otworzył Haczkiewicz. Chrobry odpowiedział trafieniem Ścigaja. Wydawało się, że przyjezdni powinni w końcu ruszyć zdecydowanie do ataku. Niestety zabrakło umiejętności, ale chyba przede wszystkim zaangażowania. Wrocławianie nie mieli problemów ze stworzeniem sobie dogodnej sytuacji bramkowej, natomiast w obronie raz za razem rozbijali nieporadne, wręcz flegmatyczne i bardzo sygnalizowane zagrywki Chrobrego.
Poza Szymyślikiem nie było zawodnika, który postarałby się wziąć na siebie ciężar gry. Próbowali Tomasz Mochocki i Łukasz Achruk, ale spędzili na parkiecie za mało minut, aby móc odwrócić losy pojedynku. Brakowało zagrożenia rzutowego, zwłaszcza z prawego rozegrania i skrzydła. Również obrona gości pozostawiała wiele do życzenia. Rozgrywający Śląska swobodnie rozgrywali piłkę, by w decydującym momencie oddać rzut z podłoża, albo zagrać piłkę do lepiej ustawionego obrotowego. Prosta, konsekwentna i w odpowiednim czasie szybsza gra okazała się wystarczającą receptą na owszem silnych, jednak mało ruchliwych obrońców z Głogowa.
Między 44, a 45 minutą dwukrotnie trafił Haczkiewicz i praktycznie było po meczu (23:15). Śląsk spokojnie kontrolował sytuację i ani na chwilę nie dopuścił do sytuacji, która mogłaby tchnąć ducha walki w przyjezdnych. W 59 minucie piękną bramkę rzutem z biodra zdobył Kamil Sadowski. Za chwilę odpowiedział grający tego dnia niezwykle asekuracyjnie Krystian Kuta, ustalając wynik spotkania na 27:21.
Śląsk zdecydowanie zasłużył na zwycięstwo. Z bardzo krótką ławką rezerwowych nie zaprezentował się wybitnie, ale poprawna i mądra gra wystarczyła na mizernych głogowian. W kolejnej kolejce wrocławianie jadą do Piotrkowa gdzie można spodziewać się niesamowitej walki o awans do czołowej ósemki. Głogowianie muszą pogodzić się z faktem, że w tym sezonie pozostała im walka wyłącznie o utrzymanie. Walka, która z taką grą może zakończyć się fiaskiem.
AS-Bau Śląsk Wrocław - SPR Chrobry Głogów 27:21 (14:10)
Śląsk: Banisz, Stachera, Schodowski - Tórz 2, Kłos, Marciniak 2, Sadowski 6, Gujski 5, Haczkiewicz 4, Swat 3, Garbacz 2, Piętak 3.
Chrobry: Zapora, Szczęsny - Paluch 3, Świtała 1, Kuta 1, Szymyślik 5, Misiaczyk, Stodtko, Wita, Mochocki 3, Piotrowski, Ścigaj 6, Żak, Achruk 2.
Kary: 12 min .
Sędziowie: Mariusz Kałużny, Tomasz Stankiewicz.
Widzów: 1300