Maciej Biegajewski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z piłką ręczną?
Agata Szulc: Pewnego dnia mama zaprowadziła mnie do Szkoły Podstawowej nr 9 na zajęcia z piłki ręcznej. Sama kiedyś była zawodniczką i postanowiła zarazić mnie tą dyscypliną. Gdy zaczęłam chodzić na te treningi to była trzecia klasa podstawówki. Początkowo to była tylko zabawa, nawet mi się podobało. Po pół roku jednak zrezygnowałam z gry. Mama w dalszym ciągu namawiała mnie żeby spróbować i znowu w czwartej klasie powróciłam na zajęcia pod okiem trener Ewy Maruszak. To właśnie u niej stawiałam swoje pierwsze kroki w tej dyscyplinie.
Złoty medal mistrzostw Polski obok zeszłorocznego wicemistrzostwa tych rozgrywek to największe sukcesy elbląskiego szczypiorniaka od przeszło 10 lat. Spodziewałyście się tak dobrego wyniku?
Na pewno bardzo chciałyśmy i walczyłyśmy o to złoto od trzech lat. W Jeleniej Górze to się nie udało, zdobyłyśmy tylko albo i aż brąz. Od tamtej pory poczułyśmy, że musimy zdobyć ten tytuł. Jeszcze w zeszłym roku ta sztuka nam się nie udała, po porażce w finale w Elblągu wszystkie postanowiłyśmy, że za wszelką cenę musimy zostać mistrzyniami. Jak wiadomo ten sezon to dla nas koniec kariery juniorskiej i chciałyśmy ten okres czasu ładnie podsumować. Bardzo na to liczyłyśmy i całe szczęście się udało.
Mimo, że zdominowałyście zarówno rozgrywki II ligi, jak i finały MP to w sporcie nigdy nie ma łatwych zwycięstw. Które z rozegranych spotkań w tym sezonie było dla was najtrudniejsze?
Nigdy nie wątpiłyśmy, zawsze wierzyłyśmy w zwycięstwo. Nawet jeżeli zdarzyła się porażka to potrafiłyśmy się po niej podnieść. Uważam, że momentu zwątpienia raczej nie było, cały czas wierzymy w nasze siły. Oczywiście, zdarzały się ciężkie spotkania. Jednym z nich było niewątpliwie spotkanie z Piotrcovią. To był mecz decydujący o awansie do finału. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że w tamtym momencie trzy zespoły miały szansę na wejście do finału. Nasze starcie miało rozstrzygnąć tą walkę. Dopiero na dziesięć minut przed końcem odskoczyłyśmy i wtedy właśnie odczułyśmy wagę tego meczu.
Tamten sezon był również dla was niezwykle udany. Srebrny medal i zajęcie miejsca premiowanego awansem do I ligi to sukcesy, których mogłoby pozazdrościć wiele zespołów. Niestety, nie dane było wystąpić Truso w wyższej lidze z powodu problemów finansowych. Ostatnio jednak otrzymaliśmy obietnice ze strony władz miasta, że fundusze na uczestnictwo na zapleczu ekstraklasy w następnym sezonie się znajdą. Czy to dla was największa nagroda?
Według mnie tak. To daje nam szansę rozwijać się w przyszłości, zdobywać niezbędne doświadczenie. Bardzo chciałyśmy awansować już w zeszłym roku, jednak to się nie udało. Miasto nie miało na to pieniędzy. Myślę, że trzeba było zdobyć to trofeum, by otworzyć co niektórym oczy, że warto inwestować w naszą drużynę. Nawet na te kilka sezonów, byśmy miały okazje ograć się na wyższym szczeblu, nabyć tego boiskowego doświadczenia. Uważam, że przeskakując z rozgrywek młodzieżowych od razu do ekstraklasy to troszeczkę za duże wyzwanie, bo jednak wciąż nasza forma, umiejętności nie mogą równać się z doświadczeniem zawodniczek ekstraklasy. Bez tej 1 ligi mogłybyśmy stanąć w rozwoju, to dla nas najlepsze rozwiązanie.
Utalentowane juniorki to łakomy kąsek dla klubów ekstraklasy, by uzupełnić kadrę perspektywicznymi zawodniczkami. Pojawiły się już jakieś oferty?
Z tego co wiem to nie. Na finałach byli przedstawiciele czołowych zespołów, pewnie starali się kompletować kadrę swoich drużyn, ale czy zgłaszali swoje zainteresowanie to o tym jeszcze nic nie wiemy.
Jako kapitan pełnisz jedną z najważniejszych funkcji w zespole, zaraz po osobie trenera. To na pewno duża odpowiedzialność. Jak współpracowało ci się z koleżankami? Ciężko było je mobilizować przy niekorzystnym wyniku?
Na początku naszej współpracy było ciężko, bo nie znałyśmy się zbyt dobrze. Natomiast te ostatnie lata sprawiły, że naprawdę znalazłyśmy wspólny język i myślę, że bardzo dobrze nam się razem trenowało. Zresztą to są bardzo fajne dziewczyny, łatwo się z nimi dogadać i nadajemy na tych samych falach. Akurat bardzo ważne jest to, że wszystkie jesteśmy niemal identyczne. Dobrze wiemy kiedyś jest pora na zabawę, kiedy postawić na sport, a kiedy to nauka jest najważniejsza. Nie przypominam sobie żadnych wybryków, bądź narzekań trenera. Sądzę, że jest z nas zadowolony.
Były momenty, że miałaś ochotę zrezygnować z noszenia opaski kapitańskiej?
Było tak i zrezygnowałam nawet z tej funkcji. Przez ponad rok przestałam być kapitanem Truso. To był czas, gdy doszły do nas dziewczyny z Mrągowa. Miałam wtedy mały kryzys. Jestem taką osobą, że gdy ktoś mnie zawiedzie, to strasznie mnie to boli. Zdarzyła się wtedy taka sytuacja i powiedziałam sobie „koniec”. Jednakże później dziewczyny bardzo chciały bym to ja była kapitanem naszej drużyny. Po odejściu starszych koleżanek stwierdziłam, że może jednak warto wrócić, koleżanki zresztą bardzo na to nalegały. Nie chciałam robić problemów, bo skoro się dogadywałyśmy i było wszystko w porządku to po co to zmieniać?
Masz jakieś specjalne predyspozycje do bycia kapitanem drużyny? Jesteś osobą, która sprawuje władzę silną ręką czy raczej stawiasz na spokojną rozmowę?
Zdecydowanie bardziej wolę rozmawiać z koleżankami spokojnie, aczkolwiek, jeżeli trzeba to potrafię unieść głos i się zdenerwować.
Do tej pory jednym z największych problemów w elbląskiej piłce ręcznej był fakt braku owocnej współpracy między Truso, a Startem. Przez to m.in. kilka świetnych zawodniczek zasiliło szeregi rywalek Startu w ekstraklasie. Nieoficjalnie wiadomo, że od przyszłego sezonu ta sytuacja ma się zmienić, a na mocy umowy Truso ma stać się zapleczem Startu. Jak oceniasz takie rozwiązanie?
Powiem tak – pierwsza liga to bardzo dobry pomysł, ale jestem pełna obaw czy korzystne będzie żebyśmy trenowały razem z zespołem z ekstraklasy. Z tego co wiem są plany takie żeby trenować w 25 osób na jednym treningu. Moim zdaniem jest to zdecydowanie za dużo, ponieważ w takich warunkach nie wszystko możemy zrobić. Na przykład ćwiczenia rzutowe mogą nie być tak efektywne jak do tej pory. Nie wiem czy to zda egzamin, ale mam nadzieję, że znajdziemy dogodne rozwiązanie dla obu stron.
Masz już plany na najbliższą sportową przyszłość? Rozważasz pozostanie w Elblągu, a może swoją karierę kontynuować będziesz w innym mieście?
Szczerze mówiąc jeszcze pół roku temu nie sądziłam, że dostaniemy szansę na grę w 1 lidze. Jednak to się udało i moje plany całkowicie się zmieniły. Jeszcze kilka miesięcy temu planowałam skończyć swoją przygodę ze szczypiorniakiem. Obecnie wyższa liga daje mi okazje, by przedłużyć tą karierę sportową. Raczej zostanę w Elblągu i dalej będę trenowała z dziewczynami.
Odbiegając trochę od tematu – masz jakiś autorytet, idola?
Moimi sportowymi idolkami są Kinga Polenz i Sabina Włodek. To są zawodniczki grające na mojej pozycji, czyli na lewym skrzydle i podziwiam je za to co robią na boisku, bardzo często ich zagrywki to coś niesamowitego. A w moim życiu prywatnym? Moim największym autorytetem jest moja mama. Pokazuje mi właściwe drogi w moim życiu i mimo, że mam swoje zdanie biorę pod uwagę jej rady i wskazówki.
Największe marzenie, jako sportowiec i jako Agata Szulc?
Tu może być problem, bo mam dużo marzeń, ale drobnych. Najbardziej chciałabym długo uprawiać ten sport i osiągnąć takie sukcesy jak moja ciocia Wioletta Luberecka. Ponadto marzę, by spróbować swoich sił w lidze zagranicznej, może uda mi się też reprezentować Polskę?
Emocje sportowe już opadły, teraz pozostał ciężki i dosyć nerwowy okres przedmaturalny. Co jest bardziej stresujące – perspektywa rozegrania meczu o trofeum, czy egzamin dojrzałości?
Moim zdaniem tego nie da się porównać, bo ważny mecz, spotkanie o puchar czy inne trofeum to są sportowe emocje, radość po zwycięstwie jest na pewno niesamowita. Matura to z kolei egzamin, z którym wiąże się przyszłość. Od niej zależy mój rozwój, wykształcenie. To dwa zupełnie różne uczucia.
Wybrałaś już uczelnię i kierunek studiów?
Zawsze myślałem o fizjoterapii. Fizjoterapia, rehabilitacja to mój pomysł na przyszłość. Wiem, że zaocznie nie da się studiować tego kierunku. Moją przyszłą uczelnią będzie prawdopodobnie AWF w Gdańsku, ale muszę jeszcze dokładnie rozważyć, który kierunek wybrać. Chce żeby moja przyszłość miała „ręce i nogi”, by pogodzić piłkę ręczną i studia.