Trójmiasto to moje miejsce na ziemi - rozmowa z Moniką Stachowską, reprezentantką Polski w piłce ręcznej

Po kilku latach gry w Vistalu Łączpol Gdynia, a wcześniej w klubach z Gdańska, Monika Stachowska zakończyła swoją przygodę z trójmiejską piłką ręczną. Zawodniczka nie dogadała się ze swoim dotychczasowym klubem.

Michał Gałęzewski: W minionym sezonie zajęłyście trzecie miejsce w lidze. Czy jest to aktualne miejsce dla Vistalu Łączpol Gdynia na handballowej mapie Polski?

Monika Stachowska: Jeśli chodzi o ten sezon, to niestety tak. Myślę, że półfinały mogłyby wyglądać inaczej, gdybyśmy trafiły na SPR Lublin, ponieważ lepiej nam się grało przeciwko obronie 6:0 niż wyższej obronie lubińskiej. Natomiast korzystając z okazji, chciałabym serdecznie pogratulować medali obydwu zespołom.

Jak się okazało tym medalem zakończyłaś - zresztą nie bez nieporozumień - przygodę z trójmiejską piłką ręczną. Te dziesięć lat gry we wszystkich trójmiejskich klubach grających w Ekstraklasie były dla ciebie dobrą drogą do rozwoju sportowego, czy czasem straconym?

- Absolutnie nie był to czas stracony! Wraz z trójmiejskimi drużynami zdobyłam medale każdego koloru, emocje temu towarzyszące pozostaną bezcenne na zawsze. Poza tym Trójmiasto to moje miejsce na ziemi.

Jak przebiegały rozmowy kontraktowe z gdyńskim klubem? Od kiedy je prowadziliście i czy był moment, w którym liczyłaś na powodzenie tych rozmów?

- Nie zakładałam w ogóle, że opuszczę Trójmiasto. Myślałam, że jeśli udowodnię swoją postawą na boisku przydatność w zespole, to porozumienie między mną a klubem zostanie zawarte. Dałam z siebie wszystko, na co mnie stać.

W przypadku odejścia sportowca z zespołu kibice często widzą tylko jedną stronę i mówią "poprzewracało się gwieździe w głowie i chce zarabiać niewyobrażalne kwoty". Jak to wygląda w twoim przypadku i jak reagujesz na takie opinie?

- Jest mi po prostu bardzo przykro. Bez komentarza.

Jak to możliwe, że warunki przedstawione przez gdyński klub różniły się od twoich oczekiwań, jeśli - co nie jest dla nikogo większą tajemnicą - klub ten ma o wiele wyższy budżet, niż kilka lat temu?

- Proszę to pytanie skierować do pracowników klubu.

Patrząc z zewnątrz, Vistal Łączpol Gdynia jest jednym z najprężniej rozwijających się klubów piłki ręcznej kobiet. Czy mimo tego co ciebie spotkało w ostatnich dniach, nadal podzielasz to zdanie?

- Tak. Gdynia jest miastem, które promuje się przez sport. Jest to ogromna zasługa zarówno włodarzy miasta jaki i sponsorów, przede wszystkim firm Vistal oraz Łączpol.

Do twojego zespołu w sezonie przychodziło wiele zawodniczek. Czy te roszady w składzie wpływały na was pozytywnie i dostarczały nowej motywacji, czy wręcz przeciwnie i dziewczyny, które traciły miejsce w składzie wytwarzały wrażenie zniechęcenia do gry i do treningów?

- Oczywiście, że pozytywnie. Rywalizacja sprzyja ciężkiej pracy i jest motorem rozwoju.

Jakbyś pokierowała swoją karierę, gdybyś przeniosła się 10 lat wstecz?

- Wyznaję zasadę, że nie powinno się w życiu niczego żałować. Życie to sztuka wyboru, a szczęśliwi ci, którzy go mają.

W polskiej piłce ręcznej są problemy z ubezpieczeniami dla zawodników, przez co przez kontuzje, czy - w przypadku piłkarek ręcznych - ciąże jest problem i zostajecie na lodzie. Masz pomysł jak zaradzić temu problemowi?

- Warto byłoby skorzystać z doświadczenia niektórych zagranicznych związków sportowych, gdzie wyczynowe uprawianie sportu jest przez prawo traktowane jako świadczenie pracy. Mam nadzieję, że kolejne pokolenia sportowców będą dorastać właśnie w takiej rzeczywistości.

Co ZPRP powinien zrobić, aby rozgrywki piłki ręcznej w Polsce stały się bardziej profesjonalne i aby kluby mające sekcje piłki ręcznej były organizacyjnie na podobnym poziomie do tych z zagranicy?

- Śmiało skorzystać z ich doświadczenia.

W ostatnim czasie były problemy z tym, aby skompletować kadrę narodową na eliminacje do Mistrzostw Europy kobiet. Co było tego przyczyną? Co trzeba zrobić, aby gra w kadrze była łakomym kąskiem dla każdej zawodniczki?

- Odpowiadając na pytanie trochę wymijająco, mam nadzieję że kadra narodowa kobiet najgorsze ma już za sobą, a wszyscy kibice piłki ręcznej w Polsce doczekają chwili, kiedy drużyna narodowa z Karoliną Kudłacz, Iwoną Niedźwiedź-Cecotką i Karoliną Siódmiak dostarczy wielu powodów do dumy.

Przed wami ostatnie mecze nieudanych dla was eliminacji. Zagracie w nich z Czarnogórą i Słowacją. Będziecie chciały zakończyć je pozytywnym akcentem?

- Przegrać wszystko to osobista porażka każdej z zawodniczek. Bardzo nie lubię porażek!

Eliminacje kończą się 30 maja. Co dalej? Gdzie zamierzasz grać w przyszłym sezonie i kiedy kibice mogą się spodziewać rozwiązania sprawy?

- Podzielę się tą informacją wkrótce.

Komentarze (0)