W 2008 roku Vive Kielce drugi raz z rzędu sięgnęło po brązowy medal mistrzostw Polski mimo, że za każdym razem było głównym faworytem do tytuły. Paradoksalnie ten okres wielkich rozczarowań wprowadził kielecki zespół w nową erę sukcesów i niezwykle (jak na polskie warunki) ambitnych planów na przyszłość. I teraz to mistrz Polski dyktuje warunki gry i narzuca tempo przemian w klubowej piłce ręcznej.
Obecnie analogiczna sytuacja ma miejsce w płockiej Wiśle. Ktoś zada pytanie, czy trzeba było takiego rozczarowania, aby zacząć się rozwijać? Odpowiedź jest prosta: skoro było dobrze, to po co coś zmieniać. "Czasem dopiero na skrzyżowaniu człowiek zaczyna zastanawiać się, dokąd idzie" mawiał jeden z polskich satyryków. Miniony sezon pokazał, że system zarządzania i koncepcja rozwoju sprowadzającego się tylko do zmian personalnych nigdy nie wyprowadzi klubu ponad pewien, ogólnodostępny poziom. Okazało się, że kilka spektakularnych transferów nie "załatwi" nikomu powrotu na szczyt, kiedy nie ma solidnych fundamentów i kiedy za kulisami każdy prowadzi swoją prywatną wojenkę.
Płocki klub stoi na progu wielkich zmian. Sekcja piłki ręcznej stanie się niezależną spółką, działającą na zasadach biznesowych. I nie ważne, kto był zwolennikiem takiego pomysłu, a kto nie. Ale już samo pojawienie się "Koncepcji Rozwoju Sekcji Piłki Ręcznej Wisły Płock na lata 2010-2015", poruszającej zagadnienia wizji i misji, celów strategicznych, polityki finansowej czy marketingowej, czyli pojęć fundamentalnych dla istnienia każdej organizacji, a niestety obcych klubowi z Płocka, jest przejawem zachodzących pozytywnych zmian w myśleniu włodarzy. Oczywiście każda rewolucja, bo w tym przypadku chyba należy użyć takiego słowa, pociąga za sobą ofiary i takich ofiar należy spodziewać się także i tym razem. Nie ma jednak co się doszukiwać w tym sensacji, gdyż nie o to chodzi. O wszystkich szczegółach dowiemy się w odpowiednim czasie i tylko czas zweryfikuje słuszność podjętych działań. Normalne jest, że pewnych procedur formalnych związanych z rejestracją spółki, kwestią nazwy, herbu, barw się nie ominie, dlatego kibice Nafciarzy muszą się uzbroić w cierpliwość. Ważne jest jednak, aby Wisła po latach stagnacji porzuciła politykę "Jakoś to będzie" i stworzyła solidne fundamenty dla działania profesjonalnego klubu. Aby pracownicy (zawodnicy, sztab szkoleniowy, zaplecze medyczne) mieli świadomość tego profesjonalizmu, gdyż tylko wtedy będą przekonani o sensie swojego poświęcenia dla klubu. Do tego dojdzie przecież nowoczesny obiekt, który stanie się fantastyczną wizytówką drużyny. Stworzy on praktycznie nieograniczone możliwości kreowania chyba najbardziej namacalnego i spektakularnego produktu sportowego, jakim jest samo widowisko. Wszystkie te elementy muszą służyć jednemu celowi - odnowie wizerunku tego zasłużonego klubu w Polsce. A jak to wszystko będzie wyglądało w rzeczywistości, przekonamy się w najbliższych miesiącach.
Niestety faktem jest, Wisła to obecnie jedyny klub, który dysponuje odpowiednimi zasobami, aby móc realnie zagrozić kielczanom w przyszłym sezonie. Można mieć nadzieję, że niezaprzeczalny sukces MMTS Kwidzyn nie zatrzyma tego klubu w miejscu, lecz pchnie go jeszcze bardziej do przodu. Bez wątpienia przełożyłoby się to na atrakcyjność naszej ligi, gdyż dzisiaj można się zachwycać się sezonem bez porażki Vive (co jest na pewno wielki wyczynem), ale czy kibice naprawdę chcą czekać na tych osiem meczów Ligi Mistrzów, aby odczuć prawdziwe emocje, jakich to byliśmy świadkami w ostatnim spotkaniu w Kwidzynie? Każde zwycięstwo sportowe smakuje bardziej, jeśli odnoszone jest po zaciętej, wyrównanej walce, a gdzieś tego smaczku w tym roku zabrakło.
"Może to dobrze robi człowiekowi, jeśli od czasu do czasu upadnie. Byle tylko nie potłukł się na kawałki" - powiedział laureat literackiej nagrody Nobla z 2003 roku John Maxwell Coetze.