Walka z wiatrakami - rozmowa z Justyną Zagrodzką, zawodniczką Sambora Tczew

Piłkarki ręczne Sambora Tczew były rewelacją rozgrywek I ligi. W nagrodę zespół z niewielkiego miasteczka na Pomorzu w przyszłym sezonie wystąpi w ekstraklasie. Najskuteczniejszą zawodniczką Sambora była Justyna Zagrodzka, która w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl opowiada o minionych rozgrywkach oraz wielkim wyzwaniu, jakie stoi przed klubem z Tczewa.

Sławomir Bromboszcz: Zespół Sambora Tczew ma za sobą bardzo udany sezon. Tak świetnej postawy drużyny z Tczewa chyba nikt się nie spodziewał?

Justyna Zagrodzka: Tak, sezon był bardzo udany. Chyba nikt się nie spodziewał, że zajmiemy pierwsze miejsce w grupie. Miałyśmy postawiony cel przed sezonem, żeby walczyć o pierwszą czwórkę i w 100% wykonałyśmy zadanie.

Sezon zasadniczy Sambor przeszedł "jak burza". W 14 spotkaniach zdobył 24 punkty. Co było powodem tak świetnej gry? Może przeciwniczki walczące o awans do ekstraklasy nie do końca traktowały Was poważnie?

- Rzeczywiście w pierwszej rundzie straciłyśmy tylko cztery punkty. Każda drużyna zostawia na parkiecie serce i myślę, że wszystkie zespoły chcą walczyć o ekstraklasę. Od pierwszego meczu dawałyśmy z siebie wszystko, serce które włożyłyśmy w grę zapunktowało.

W drugiej części sezonu było zdecydowanie trudniej. Samborowi grało się pod przysłowiową górkę. Czyżby świadomość bliskości ekstraklasy, presja i inne czynniki miały na to wpływ?

- Zawsze druga runda jest trudniejsza. Przeciwne drużyny oglądają nasze mecze i wychwytują swoje błędy, wprowadzają zmiany w życie. Wydaje mi się, że zabrakło nam trochę siły i wiary w to, że możemy wygrać ze wszystkimi. Oczywiście świadomość gry w ekstraklasie trochę przeraża, presji nie było, gdyż celem była walka o pierwszą czwórkę.

Do ostatniej kolejki Sambor musiał walczyć o awans do ekstraklasy. Zapewne w przypadku porażki bolesny w skutkach okazałby się remis przed własną publicznością z AZS AWF Warszawa?

- Tak, walka trwała do końca. Mecz z Warszawą powinnyśmy wygrać i nie było by tyle niepotrzebnego stresu. Jednak warszawianki walczyły do końca i nie łatwo się z nimi gra. Łatwiej się gra, jeżeli nie czuje się stresu związanym z byciem liderem. Warszawa grała o prestiż, a to często uskrzydla zawodniczki i wszystko idzie po ich myśli.

Co pani sądzi o rozgrywkach pierwszoligowych, czy podział na dwie grupy jest dobrym rozwiązaniem?

- Z mojego punktu widzenia jest to rewelacyjny układ. Ze względu na mecze wyjazdowe, naszą najdalszą wyprawą były Oborniki, Szczecin i Warszawa, a nie ukrywajmy to nie są dalekie wyjazdy.

Jak pokazały zakończone rozgrywki istnieje ogromna przepaść pomiędzy najlepszymi zespołami I ligi a resztą stawki. Niewątpliwie wpływa to negatywnie na atrakcyjność i poziom ligi. Może czas wreszcie na jakieś reformy?

- Tak przepaść jest, ale taka sama jest pomiędzy zespołami w ekstraklasie. Nigdy się nie zastanawiałam nad reformami, ale myślę że to powinno zacząć się od odpowiedniego wyszkolenia dzieci. Często zdarza się, że trener np. nigdy nie grał w piłkę ręczną, a w książkach wszystkiego się nie napisze, nie ma wypisanych wszystkich możliwych sytuacji na boisku. I tak szczerze to przydałoby się więcej młodszych trenerów.

Jak wygląda sytuacja organizacyjna i finansowa klubu? Czy Sambor jest przygotowany, by stanąć do rywalizacji z najlepszymi drużynami w Polsce?

- Jest to już mój trzeci awans. Jeden nie doszedł do skutku, drugi był i nie było aż tak źle, jak się mogło wydawać. Miasto Tczew zapewnia, że pieniądze są, a co tak naprawdę z tego będzie, to się dopiero okaże. Organizacja to prawdopodobnie najczęstszy problem każdego klubu w Polsce, nie mam pojęcia jak Tczew sobie poradzi z tą kwestią.

Nie boicie się scenariusza, jaki związany jest z wieloma beniaminkami? Drużyny, które dość niespodziewanie trafiają do ekstraklasy, zbierają od wszystkich "tęgie lanie".

- Nie wiem jak koleżanki z drużyny, ale ja obawiam się strasznie. Większość beniaminków bez konkretnego wzmocnienia tak naprawdę nie ma szans, żeby się utrzymać. Z tego co się orientuje Kielce i Olkusz spadają do pierwszej ligi, zagrały jeden sezon i koniec. Takie same losy podzieliły Słupsk oraz Warszawa. Gdynia bez konkretnego zastrzyku pięciu doświadczonych zawodniczek i trenera, który przez długi czas trenował w Niemczech, a później w polskiej ekstraklasie, tak samo by spadła po jednym sezonie. Jednak wszystkie bardzo byśmy chciały się utrzymać i na pewno będziemy walczyć. Mam nadzieję, że nie będzie to walka z wiatrakami.

Jak wygląda sytuacja kadrowa Sambora? Które zawodniczki z obecnego składu odejdą do innych klubów?

- Z tego co się orientuję, to chyba nikt nie odchodzi do innych klubów. Mamy około 16 zawodniczek.

Jeśli Sambor myśli o utrzymaniu w ekstraklasie musi dokonać poważnych wzmocnień. Kto w przyszłym sezonie zasili szeregi MKS-u?

- Szczerze nie mam zielonego pojęcia. Trener z zarządem prowadzi rozmowy, ale co z tego wyniknie to nie wiem.

Jak pani oceni swoją grę w minionych rozgrywkach?

- To pytanie nie do mnie tylko do trenera. Ja oceniam ten sezon jako w miarę dobry w moim wykonaniu, oczywiście były mecze lepsze i gorsze. Kocham grać w piłkę ręczną i wkładam całe serce w to co robię, gdy jestem na boisku. Czasem jednak nie wszystko wychodzi tak jak by się chciało.

Czy w nowym sezonie zobaczymy panią w barwach Sambora?

- Tak. Dalej będę reprezentować barwy Sambora.

Jakie ma pani plany sportowe, cele na przyszłość?

- Teraz najważniejszym celem będzie utrzymanie się w ekstraklasie. Plany sportowe, kto wie co po przyszłym sezonie się wydarzy. Na razie mam plan grać do końca studiów, czyli jeszcze rok.

Komentarze (0)