Chciałbym stać się solidnym ligowcem - rozmowa z Markiem Kubiszewskim, bramkarzem Nielby Wągrowiec

Po odejściu z Nielby Marcina Głębockiego, w wągrowieckiej bramce pojawił się Marek Kubiszewski. Do niedawna występował w ekipie Mistrza Polski, Vive-Targów Kielce. Doświadczony 26-letni Kubiszewski widzi w MKS-ie szansę na dalszy rozwój. Swoją grą pragnie przede wszystkim pomóc zespołowi. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o początkach swojej kariery, pobycie w Vive Kielce oraz o aklimatyzacji w Nielbie.

Piotr Werda
Piotr Werda

Piotr Werda: Powiedz kilka słów o sobie.

Marek Kubiszewski: Urodziłem się w Przasnyszu. Z wykształcenia jestem magistrem wychowania fizycznego. Studia kończyłem na AWF-ie w Białej Podlaskiej. Jestem żonaty - dziecko w drodze. Żona jest teraz ze mną w Wągrowcu. Pochodzi z Białej Podlaskiej. Tam też się poznaliśmy. Moje pozasportowe zainteresowania oscylują wokół motoryzacji. Chciałbym kiedyś realizować w tym kierunku swoje marzenia. Jednak, na tym etapie życia, jest to niemożliwe.

Jakie były początki twojej przygody z piłką ręczną?

- Będąc w szkole podstawowej chciałem uprawiać jakiś sport. Traf chciał, że właśnie zaczęła formować się w szkole sekcja piłki ręcznej. W nowej drużynie brakowało bramkarza. Posiadałem już wtedy dobre warunki fizyczne. Byłem wysoki i masywny. Okazało się, że radzę sobie całkiem nieźle między słupkami. Od tego momentu nawet nie próbowałem grać w polu.

A co było potem?

- Po skończeniu edukacji w Przasnyszu poszedłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Tam zacząłem grać w lidze juniorskiej, a potem ucząc się w ostatniej klasie występowałem już w pierwszej lidze. Po skończeniu SMS-u udałem się na studia do Białej Podlaskiej. Grałem tam również w pierwszej lidze. Po pierwszym sezonie udało się awansować do ekstraklasy. Kolejnym krokiem w mojej karierze była przeprowadzka do Puław. W Azotach rozegrałem jeden sezon. Chyba mój najlepszy w dotychczasowej karierze. Dzięki temu dostałem propozycję z Vive.

Jak wspominasz swój pobyt w Vive Kielce?

- W Kielcach spędziłem cztery lata. Miałem w tym czasie kilku trenerów, począwszy od Zbigniewa Tłuczyńskiego, aż po Bogdana Wentę. Z tym ostatnim pracowałem przez dwa lata. Jest to na pewno dobry szkoleniowiec. Współpraca między nami układała się poprawnie. Jednak, jeżeli nie dostaje się szansy na grę, to pojawiają się wtedy różne animozje. Skończył mi się kontrakt, a chciałem grać. Nie jestem jeszcze na tyle leciwym bramkarzem, aby pozwolić sobie na siedzenie na ławce. Po prostu muszę grać!

Co cię skłoniło, żeby przejść właśnie do Nielby?

- Wągrowieccy działacze zgłosili się do mnie z atrakcyjną propozycją przejścia. Rozpatrywałem jeszcze oferty innych klubów z Polski i drugiej ligi niemieckiej. Wybrałem jednak MKS. Głównym kryterium, które zadecydowało o moim wyborze były po prostu względy finansowe. Trudno w tym przypadku mówić o jakichkolwiek sentymentach. Piłka ręczna to sport zawodowy. Gramy w niej, aby przede wszystkim zarabiać pieniądze. Jak się potem okazało, mój wybór był bardzo dobry. Już od pierwszego treningu czułem się w drużynie jak swój.

Jakie predyspozycje musi posiadać zawodnik grający na twojej pozycji?

- Mówią, że zawodnicy występujący na mojej pozycji są najbardziej odchyleni od standardowych norm zachowania... Osoba, która stoi między słupkami musi mieć przede wszystkim odpowiednią psychikę. Czy ja ją posiadam? Nie mi to oceniać. Pomimo dobrych warunków fizycznych, nigdy nie ciągnęło mnie do gry w polu. Nie czułem chęci zdobywania bramek. Od początku przypadła mi do gustu rola bramkarza.

Czy różni się styl prowadzenia drużyny Edwarda Kozińskiego od Bogdana Wenty?

- Niezwykle ciężko zestawić obydwu trenerów, ponieważ prezentują dwie różne szkoły prowadzenia drużyny. Bogdan Wenta jest dużo młodszy od Edwarda Kozińskiego i ma zupełnie inne podejście do treningu. Koziński jest szkoleniowcem na pewno wymagającym. Obu łączy jednak dyscyplina. Była ona, gdy grałem w Vive. Teraz jest taka sama w Nielbie.

Miałeś wcześniej kontakt, z którymś z nielbistów?

- Znam dobrze Bartka Świerada. Jeździliśmy razem na kadrę w czasach juniorskich. W Nielbie jest kilku chłopaków z Płocka, z którymi miałem wcześniej jakiś większy kontakt. Co do pozostałych graczy, to widywaliśmy się na parkiecie podczas zeszłorocznych rozgrywek ekstraklasy.

Jak minął ci dotychczasowy okres w Nielbie?

- Naprawdę ciężko pracujemy. Nie ma więc czasu na jakieś głębsze refleksje. Miesięczny okres mojego pobytu w Wągrowcu upłynął mi na treningach i odpoczynku. Natomiast współpraca z zawodnikami układa mi się wspaniale.

Jak są twoje relacje z pozostałą dwójką bramkarzy?

- Jako bramkarze dużo pracujemy sami. Dlatego też spędzamy ze sobą więcej czasu, niż z innymi graczami. Relacje między nami są bardzo dobre. Adrian Konczewski i Tomasz Szałkucki to osoby bardzo otwarte i obdarzone dużym poczuciem humoru.

Co chciałbyś osiągnąć z Nielbą w tym sezonie?

- Pragnę przede wszystkim pomóc drużynie. Nie chcę mówić tutaj o nierealnych aspiracjach, jak np. walce z Vive o medale. Na dziś jest to nierealne. Moim osobistym sukcesem będzie, jeśli ustabilizuję swoją formę i będę grał regularnie. Chciałbym stać się solidnym ligowcem.

Myślisz, że możesz rozwinąć się w Nielbie?

- Myślę, że tak. Nie ma większego znaczenia, w jakim klubie się występuje. W Kielcach grałem przecież w tej samej lidze, co w Wągrowcu. Na parkiecie spotyka się tych samych ludzi, te same zespoły. Najważniejsza jest regularność.

Co chciałbyś robić po zakończeniu kariery zawodniczej?

- Cały czas zastanawiam się nad tym, co będę robił po zakończeniu kariery. Na pewno szczytem moich marzeń nie jest bycie nauczycielem w szkole. Będę robił wszystko, żeby zająć się jakimś własnym biznesem, ale co z tego wyjdzie, to czas pokaże.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×