- W Polsce w zasadzie wszystko mi odpowiadało. Liga w tym kraju jest dosyć wyrównana. Dwa czołowe kluby miejscowej ekstraklasy - SPR Lublin oraz Zagłębie Lubin - nieco odstają od innych, ale nawet z nimi Vistal Łączpol walczył niemal jak równy z równym [...]. Grałam dużo, rzadko kiedy na parkiecie spędzałam mniej niż 30 minut meczu. Normalnie było się można zabić - stwierdziła Ałła Kotowa.
Zawodniczka powróciła już do swojej ojczyzny i rozpoczęła treningi z Ładą Togliatti. Trzeba wspomnieć, że Rosjanka musi mieć zgodę włodarzy Vistalu Łączpol na to, aby podjąć grę w innej drużynie. Obie strony nie rozstały się chyba w najlepszej atmosferze, o czym świadczą słowa rosyjskiej piłkarki ręcznej.
- Vistal Łączpol rozpoczął przygotowania do nowego sezonu. Zaczęłam treningi, ale potem wszystko nagle się zmieniło. Trzy kolejne tygodnie siedziałam w wynajętym mieszkaniu, a nikt z klubu nawet do mnie nie zadzwonił, choć takie postępowanie jest nie do zaakceptowania. W końcu moja cierpliwość się wyczerpała. Udałam się do szkoleniowca i powiedziałam mu, że odchodzę - ujawniła szczypiornistka w krótkim wywiadzie dla oficjalnej strony Łady Togliatti.