Całe życie związany jestem z Płockiem - rozmowa z Łukaszem Białaszkiem, zawodnikiem Nielby Wągrowiec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

<I>- Całe życie związany jestem z jednym miastem - Płockiem. Tam się urodziłem, wychowałem, a potem również studiowałem</i> - mówi Łukasz Białaszek, skrzydłowy wągrowieckiej Nielby w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Od wielu lat zawodnik ten kojarzony jest z płocką Wisłą. Do Nielby trafił dzięki namowom swojego przyjaciela, Adriana Konczewskiego. Dziś, jak mówi, nie żałuje swojej decyzji.

Piotr Werda: Powiedz kilka słów o sobie.

Łukasz Białaszek: Całe życie związany jestem z jednym miastem - Płockiem. Tam się urodziłem, wychowałem, a potem również studiowałem. Jestem magistrem wychowania fizycznego. Z rodzinnego miasta pochodzi także moja narzeczona - Lidia. Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum. Jesteśmy więc ze sobą już kawał czasu. Planujemy ślub w czerwcu przyszłego roku. Odbędzie się on tam, gdzie są nasze wspólne korzenie, czyli oczywiście w Płocku. Lidia ukończyła studia magisterskie - bankowość na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka ze mną w Wągrowcu od roku. Bardzo mnie wspiera i pomaga. Mamy prześliczną suczkę - pekińczyka. Wabi się Pamelka. Zmusza nas do wspólnych spacerów. Bardzo to lubimy z narzeczoną. W Wągrowcu jest gdzie wybrać się na przechadzkę. Są przecież piękne lasy i jeziora.

Czemu właśnie piłka ręczna?

- W Płocku jest dużo szkół, które na zajęciach wychowania fizycznego kładą duży nacisk na tą właśnie dyscyplinę sportu. Postanowiłem również spróbować. Wszystko zaczęło się w szkole podstawowej. Najpierw uczestniczyłem w rozgrywkach szkolnych. Potem, będąc w młodzikach zacząłem uczęszczać na treningi do ówczesnej Petrochemii. Przeszedłem tam wszystkie kategorie wiekowe. W Płocku grałem z Adrianem Konczewskim oraz Bartkiem Świeradem. W 2002 roku trenował nas Edward Koziński.

Jak potoczyła się twoja dalsza kariera?

- Znaczenie mojej osoby w Wiśle wiązało się z niższymi kategoriami wiekowymi. Mogę powiedzieć, że wtedy coś ugrałem... Zdobywaliśmy medale począwszy od młodzika. Szczególnie wspominam wywalczenie w juniorach Mistrzostwa Polski. Potem przeszedłem do seniorów. Miałem tam już tylko epizodyczne występy. Przez rok siedziałem na ławce. Następnie zostałem wypożyczony z Wisły do Piotrkowianina. W Piotrkowie Trybunalskim spędziłem dwa udane sezony. Niestety potem, kiedy powróciłem do Płocka, złapałem poważną kontuzję wiązadeł krzyżowych. Przez rok wcale nie grałem. Kiedy zakończył się okres rehabilitacji, chciałem wrócić na parkiet. W Wiśle była jednak wtedy bardzo duża rywalizacja na mojej pozycji. Wymagania klubowe nie pozwalały trenerom, abym mógł spokojnie ogrywać się po kontuzji. Trafiłem więc z powrotem na wypożyczenie do Piotrkowianina. Kolejne dwa lata grałem u boku trenera Krzysztofa Kisiela. Wtedy to poznałem Kubę Płócienniczaka. Rozegraliśmy ze sobą wiele wspaniałych spotkań. Mieszkaliśmy nawet razem. Niezwykle miło wspominam pobyt w Piotrkowie Trybunalskim. Spędziłem tam w sumie cztery lata. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Nauczyłem się prawdziwego życia. Dużym wsparciem dla mnie był wtedy także Bartek Świerad.

Dlaczego rok temu wybrałeś właśnie Nielbę?

- Bardzo chciałem systematycznie grać. Po rozmowie z Adrianem Konczewskim, który przetarł szlaki do Nielby, dowiedziałem się, że tworzy się ciekawa ekipa w Wągrowcu. Powiedział mi, że jest tu klub, który ma interesującą wizję stworzenia zespołu ekstraklasy. Stwierdziłem, czemu nie! Dziś absolutnie nie żałuję tej decyzji. Z trenerami: Edwardem Kozińskim oraz Pawłem Galusem bardzo dobrze mi się pracuje. Ze wszystkimi zawodnikami mam świetne relacje. W klubie wszystko jest na swoim miejscu. Nie trzeba martwić się żadnymi sprawami poza graniem.

Jak się ci układa współpraca z Przemysławem Krajewskim, graczem z twojej pozycji?

- Przemek jest bardzo miłym i szczerym chłopakiem. Dodatkowym atutem, który cenię u niego jest skromność. Współpraca na lewym skrzydle układa się nam bardzo dobrze. Jest to świetny gracz. Rywalizacja między nami, może prowadzić tylko do podniesienia własnego poziomu gry.

Na początku sezonu zdobywałeś dużo bramek. Potem było z tym różnie. Czym to było spowodowane?

- Zawodnicy występujący na skrzydle oraz na kole są mocno uzależnieni od podań rozgrywających i bramkarza, jeśli chodzi o grę z kontry. Na początku sezonu sporo piłek szło właśnie tam, gdzie grałem, czyli na lewe skrzydło. W kolejnych meczach większość podań kierowano na prawe skrzydło, w kierunku Aloszy Szyczkowa i Jacka Szulca.

Zawsze grałeś na skrzydle?

- W juniorach występowałem na środku rozegrania. Gdy zdobywaliśmy wtedy Mistrza Polski, grałem na tej właśnie pozycji. Wybrany zostałem nawet królem strzelców. Po przejściu do seniorów moja postura sugerowała, aby grać na skrzydle.

Jak spędzasz czas, gdy nie trenujesz?

- Sport pochłania bardzo dużo czasu. Nawet jeśli trenujemy po dwie godziny dziennie, to potem musimy regenerować się przez kilka następnych. Jeżeli jednak mam trochę wolnego czasu, to chętnie spędzam go na spacerze. Lubię też obejrzeć dobry film. Nieraz pogrywam sobie również na gitarze.

Jak oceniasz kibiców Nielby?

- Prawdziwy kibic, to taki, który dzięki dopingowi jest ósmym zawodnikiem. To motor napędowy drużyny. Tak było w hali, w Płocku. Tak jest tutaj. Wągrowieccy sympatycy piłki ręcznej zawsze wspierają cię i pomagają. Nielba ma grono kibiców, którzy są z nią na dobre i złe. Jeżdżą z zespołem tworząc wspaniałą atmosferę na wyjazdach. Czujemy się wtedy nieraz, jak na własnym terenie. Jak rozmawiam z kolegami z innych drużyn, to zawsze twierdzą, że nasi kibice są z górnej półki.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)