- Chyba, a raczej na pewno zabrakło skuteczności - powiedziała po meczu kapitan lubelskiej drużyny, Sabina Włodek.- Były sytuacje, których po prostu nie wykorzystałyśmy - dodała.
Rzeczywiście, w pierwszej części spotkania lublinianki z czystych pozycji kilkakrotnie nie trafiały do bramki przeciwniczek. Mimo tego, grały dobrze w obronie i z tego wypracowały efektywne kontry. Sama kapitan była autorką kilku z nich, przecinając podania Węgierek. - Uważam, że w pierwszej połowie grałyśmy falami, bo prowadziłyśmy różnicą dwóch czy trzech bramek, a potem te bramki traciłyśmy. Grałyśmy dobrze w obronie i stąd też było tych kilka kontrataków - komentuje fakt lubelska skrzydłowa.
W drugiej połowie lubelskie piłkarki z większą trudnością zdobywały bramki, natomiast Węgierki trafiały po dwie lub trzy z rzędu (35. minuta) - W drugiej połowie nie chciałabym powiedzieć, że opadłyśmy z sił, chociaż ja na pewno. Przez kontuzję, nie przepracowałam całego okresu przygotowawczego, łapały mnie skurcze i musiałam schodzić z boiska - tłumaczy kapitan zespołu mistrzyń Polski, po czym dodaje: - Tak naprawdę to był równorzędny przeciwnik dla nas i mogłyśmy się pokusić o zwycięstwo.
Przed drużyną z Lublina jeszcze dwa spotkania, w których wszystko może się zdarzyć. Jak zapowiada Sabina Włodek, zespół będzie walczył do końca. -To jest turniej i na pewno wszystko jeszcze może się zdarzyć. Węgierki mogą przegrać, a my mam nadzieję, że w sobotę powalczymy.