Podczas inauguracyjnego spotkania w Superlidze, kiedy to Nielba grała na wyjeździe ze Stalą Mielec, w 25. minucie Alosza Szyczkow otrzymał czerwoną kartkę. Sfaulował bowiem skrzydłowego gospodarzy, Michała Chodarę. Według Szyczkowa faulu na tak dotkliwą karę po prostu nie było.
- Nie zostaliśmy przed meczem poinformowani o zmianie przepisów gry na bardziej restrykcyjne, jeśli chodzi o atak na zawodnika. Stojąc w obronie, moje zadanie polegało oczywiście na tym, aby za wszelką cenę uniemożliwić przeciwnikowi oddanie rzutu. Postawiłem się pod niego. On skoczył na mnie i przewrócił się. Sędziowie zadecydowali, że ten faul zasługuje na taką, a nie inną karę. Dziwię się, że arbiter od razu wyciągnął czerwony kartonik, a dodatkowo opisał całe zdarzenie w protokole pomeczowym. Przez to zostałem ukarany zawieszeniem na kilka spotkań. Sędziowie mogli najpierw dać mi upomnienie, ukarać 2 minutami lub żółtą kartką. Wiadomo, że za agresywny atak na zawodnika można dać czerwoną kartkę. Ale za taki faul, jaki ja popełniłem? - zastanawia się Szyczkow.
Związek Piłki Ręcznej w Polsce uwzględnił jednak prośbę wągrowieckiego klubu, aby skrócić karę nielbiście. Dyskwalifikację Aloszy Szyczkowa skrócono o połowę. - Gdy dowiedziałem się o tej decyzji, poczułem ulgę. Będę teraz podwójnie zmotywowany w naszym kolejnym meczu z Azotami - przyznaje skrzydłowy.