Puławianie wyruszają w podróż zbudowani zwycięstwem nad gorzowskim AZS-em. Tydzień wcześniej Azoty na własnym parkiecie ograły podopiecznych Dariusza Molskiego, inkasując pierwsze tej jesieni ligowe punkty. - Czuliśmy ogromną presję, na szczęście udało nam się przełamać - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl rozgrywający Azotów, Artur Witkowski. Puławianie przerwali tym samym serię ośmiu porażek z rzędu, zwyciężyli po raz pierwszy od 171 dni.
Gorzowianie w drodze do Puław spędzili blisko dziesięć godzin. Niewiele krócej szczypiorniści Azotów jechać będą do Wągrowca - tylko w jedną stronę mają do pokonania 450 kilometrów. W Wielkopolsce czeka na nich zespół wyposzczony, który tej jesieni w lidze jeszcze nie wygrał. - Mają nóż na gardle - przyznaje Witkowski. - Są w sytuacji, z jaką my musieliśmy sobie radzić po dwóch porażkach na początku sezonu. Zrobią wszystko, aby nas pokonać, będą walczyć o każdy metr parkietu - przestrzega doświadczony rozgrywający.
Graczom Azotów trudno jednak uniknąć optymizmu. Po kiepskim starcie sezonu gra wreszcie zaczęła się kleić, w meczu z Gorzowem znakomicie funkcjonował atak. Trener Kowalczyk ma do dyspozycji niemal wszystkich kluczowych zawodników. Przed tygodniem znakomicie spisał się Dymitro Zinczuk, do zespołu powoli wprowadzany jest Oleg Siemionov. Do pełni szczęścia puławianom brakuje tylko Remigiusza Lasonia, który wprawdzie już trenuje z zespołem, do pełni dyspozycji wróci jednak najwcześniej za miesiąc.
Dłuższa przerwa czekać może trzeciego bramkarza, Marcina Gładysza. Po urazie odniesionym w meczu sparingowym wciąż do gry nie nadaje się utalentowany Paweł Grzelak (spaceruje w bucie ortopedycznym), a kłopoty ze ścięgnami Achillesa niezmiennie doskwierają Maciejowi Sieczkowskiemu - wszyscy oni i tak zwykli znajdować się jednak w głębszej rezerwie. Grypa dopadła za to Pawła Sieczkę, a na kłopoty z kostką narzeka Wojciech Zydroń. Obaj w Wągrowcu powinni jednak zagrać.