W Mielcu nie mają pretensji do sędziów

Chyba żadne z dotychczas rozegranych spotkań sezonu 2010/2011 nie wzbudziło tylu emocji, ile starcie BRW Stali Mielec z Azotami Puławy. Zawodników, trenerów i kibiców niemal do czerwoności rozgrzał duet sędziowski, jednak nikt z drużyny beniaminka PGNiG SuperLigi porażką nie obarcza arbitrów.

- Jak zwykle po przegranym meczu mamy w pewnym sensie sportowego kaca - mówi prezes klubu Antoni Weryński. - Zdajemy sobie jednak sprawę, że wygrał lepszy. Mieliśmy swoje okazji, których nie wykorzystaliśmy i to się na nas zemściło. Taktyka Azotów oparta na zwalnianiu tempa gry i często brutalnym jej przerywaniu przyniosła gościom wymierne efekty. Na koniec musimy jednak schylić głowy i obiecać, że w rewanżu postaramy się o lepsze humory - dodaje.

Sędziowie spotkania beniaminka z czwartym zespołem poprzedniego sezonu ukarali szczypiornistów obu drużyn w sumie aż pięćdziesięcioma minutami kar, pokazując przy okazji sześć czerwonych kartek! Notoryczne przerywanie gry było szczególnie nie pomyśli gospodarzy, którzy bazują głównie na szybkim ataku. Piłkarze ręczni BRW Stali w pewnym momencie nie mogli złapać przysłowiowego wiatru w żagle, a używając żargonu sportowego po prostu nie byli w stanie "się nakręcić". - To spotkanie nie należało dla sędziów do najłatwiejszego jeśli chodzi o ocenę. Z jednej strony stała drużyna dysponująca słabymi warunkami fizycznymi, której głównymi atutami są szybkość, zwinność, przebojowość i spryt. Na przeciwko kompletne przeciwieństwo. Wysocy, atletyczni faceci. Nowe wytyczne nakazują nieco inny sposób interpretacji przepisów stąd taka ilość kar i kartek. To wszystko ma na celu ukrócenie brutalności w piłce ręcznej, bo ta nie oszukujmy się przez ostatnie lata poszła w zdecydowanie zaostrzonym kierunku - zauważa Antoni Weryński, notabene były zawodnik Stali.

Nie jest jednak tajemnicą, iż "rozjemcy" tego pojedynku byli wyraźnie nie w formie. "Sternik" klubu z Mielca podobnie jak drużyna nie obwinia ich jednak za porażkę, ale przyznaje, że w kilku sytuacjach przesadzili. - W pewnym momencie arbitrzy stali się zbyt nadgorliwi i drobiazgowi. Kiedy mówi się "a", to trzeba powiedzieć "b". Tak było właśnie w ich przypadku. Najpierw ukarali jednego zawodnika, a później chcąc się być może zrehabilitować wlepiali upomnienia kolejnym. Skończyło się to utratą kontroli nad meczem i nieprawdopodobnym chaosem. Szkoda - ocenia prezes beniaminka PGNiG SuperLigi.

Spotkanie z Azotami okazało się także niejako przez przypadek egzaminem dla kibiców ze stolicy podkarpackiego szczypiorniaka. Egzaminem zaliczonym na +5. Dlaczego? Mielczanie ponownie udowodnili, że należą do ścisłej czołówki polskiego dopingu. Kiedy Stal miała problemy fani w sile ok. 1700 pobudzali do lepszej gry swoich ulubieńców. W tym momencie pojawia się pytanie o nową halę w Mielcu mogącą pomieścić co najmniej 3 tys. ludzi, która w myśl nowych przepisów powinna powstać na przestrzeni kilku najbliższych lat. - Sam pomysł uważam za trafiony, jednak to nie bajka i na pstryknięcie palcami nowy obiekt nie powstanie - mówi pół żartem, pół serio prezes Weryński. - W Mielcu jest jedna z najlepszych publiczności w Polsce. Hala maksymalnie przyjmie do 2,5 tys. widzów i póki co to wystarcza. Klub nie jest właścicielem obiektu, także gdybym z miejsca stwierdził, że zrobimy halę na 10 tys. to wszyscy by mnie wyśmiali - skoro brakuje na bieżące wydatki. Byłaby to świetna promocja szczypiorniaka, jednak należy pomyśleć o innych rozwiązaniach. Negatywnych przykładów daleko szukać nie trzeba. Hale w trakcie spotkań SuperLigi kobiet świecą pustkami. Po co budować obiekt na 10 tys. skoro przyjdzie 300 osób? Takie rzeczy powinny być wykonywane metodą małych kroczków - kończy Antoni Weryński.

Komentarze (0)