Mamy środki do końca sezonu - rozmowa z Jerzym Kasprzakiem, prezesem Nielby Wągrowiec

wyjdzie z rozgrywek obronną ręki i zdoła utrzymać się w ekstraklasie? Kto zasiądzie na sterami klubu, jeśli zabraknie jej "kapitana" - Jerzego Kasprzaka? W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Nielby odpowiada na zadane pytania.

Piotr Werda: Co spowodowało, że Nielba po pierwszej rundzie znalazła się w strefie spadkowej?

Jerzy Kasprzak: Wpływ na nasze obecne miejsce w tabeli miało kilka niesprzyjających czynników. Tydzień przed wznowieniem rozgrywek, niespodziewanie zachorował Edward Koziński. Nie był on w stanie dalej prowadzić zespołu. Przez okres miesiąca, w drużynie panowała wielka niepewność, wręcz okres "bezkrólewia". Paweł Galus - drugi trener, przy całej sympatii dla jego osoby oraz niepodważalnych kwalifikacji, nie był jednak pierwszym szkoleniowcem. Przytrafiły się nam niespodziewane porażki. Najbardziej bolała nas ta z Miedzią Legnica na naszym terenie. Będąc w tym czasie za granicą, nie miałem żadnego wpływu na drużynę. W pierwszym meczu ze Stalą Mielec zdyskwalifikowany został na cztery spotkania Alosza Szyczkow. Po moim powrocie i późniejszej interwencji, zmniejszono karę o połowę. Na treningu, przed drugą kolejką złamał nagle rękę Łukasz Gierak. Ze składu "wyleciał" też kontuzjowany Michał Tórz. Po przyjściu nowego trenera - Giennadija Kamielina, próba wprowadzenia przez niego swoich metod szkoleniowych, napotkała podświadomy opór zawodników. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że po okresie półtora miesiąca starań Kamielina forma zawodników zaczyna się wreszcie stabilizować. Nowy szkoleniowiec musiał poznać m.in. mentalność oraz zachowanie zawodników na parkiecie. Z kolei sami gracze potrzebowali czasu, aby nabrać do niego zaufania.

Dlaczego klub zdecydował się na zatrudnienie Giennadija Kamielina. Wcześniej mówiło się o innych kandydatach?

- Rozmawialiśmy "na poważnie" z trzema kandydatami. W tej grupie był właśnie wspomniany Giennadij Kamielin. Był on zainteresowany współpracą z Nielbą już po pierwszym odejściu Edwarda Kozińskiego. Warsztat jego pracy zna doskonale Sławomir Faustmann, który miał roczny epizod w karierze zawodniczej w Zagłębiu Lubin. Klubem tym kierował właśnie wtedy Kamielin. Drugi kandydat nie mógł prowadzić Nielby, ponieważ był związany kontraktem z naszą kadrą narodową. Przysłowiową kropkę nad "i" postawił Edward Koziński. Pytając go, kogo widziałby na swoje miejsce z trójki kandydatów, bez zastanowienia odpowiedział - Kamielin.

Same nazwiska i pieniądze nie grają. Jednakże, bez odpowiedniego wsparcia finansowego w dzisiejszym sporcie trudno cokolwiek osiągnąć. Czy Nielba dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi, aby spokojnie grać do końca sezonu?

- Mamy środki do końca sezonu. Do czasu wyborów samorządowych, czyli do 21 listopada zawiesiliśmy wszelkie rozmowy finansowe z władzami miasta, które są głównym sponsorem klubu. Nie wiemy, jak ustosunkują się do nas nowe władze. Jeżeli miasto nie zadeklaruje większych pieniędzy, to będzie niezwykle trudna sytuacja w Nielbie. Nie sposób znaleźć już bowiem nowych sponsorów z terenu Wągrowca. Spoza miasta nikt nas nie chce wesprzeć. Osiągnięcia Nielby w Wielkopolsce są solą w oku ludzi związanych z piłką ręczną. Małe, 25-tysięczne miasteczko dopracowało się ekstraklasy. Tam, gdzie kiedyś królowała piłka ręczna - w Poznaniu, nie mogą niczego osiągnąć. Dlatego też, nie widać żadnego wsparcia dla MKS-u ze strony władz Wielkopolski. Jesteśmy generalnie odcinani od wszystkiego. Z wieloma działaczami Związku Piłki Ręcznej w Polsce, czy też Wielkopolskiego Związku Piłki Ręcznej wielokrotnie rozmawiałem już nawet nie o wsparciu finansowym, lecz o pomocy w celu szukania sponsorów. Niestety, bez żadnego odzewu... Gdyby Nielba spadła z Superligi, to przez lata Wielkopolska nie będzie miała swojego przedstawiciela w najwyższej klasie rozgrywek.

Czy jest Pan zadowolony z dotychczasowej pracy trenera Kamielina?

- Na początku czułem psychiczny opór ludzi, którzy nie wierzyli, że wszystko zacznie się wreszcie układać. Jeżeli jednak ktoś oczekiwał, że przyjdzie do nas Kamielin i już po tygodniu będzie wygrywał, to był w błędzie. Nowy szkoleniowiec nie "przerobił" okresu przygotowawczego. Wszedł do drużyny z marszu, w bardzo trudnej sytuacji. Zupełnie nie znał zawodników. Oceniając tak krótki okres jego pracy, obserwuję autentyczną poprawę w grze. Zawodnicy widzą, że to, czego zaczął ich uczyć, przynosi efekty. Idziemy więc do przodu!

Czy zawodnicy, którzy przyszli w przerwie międzysezonowej, spełnili pokładane w nich nadzieje?

- Na grę Kamila Sadowskiego wszyscy narzekali na początku sezonu. Proszę popatrzeć na jego postawę dziś. Jest on wybijającą się postacią w drużynie. Reprezentant Polski, były gracz Vive Targów Kielce, Marek Kubiszewski też nie miał rewelacyjnego początku. Każdy bramkarz jest jednak skazany na funkcjonowanie obrony. Jeśli defensywa jest "dziurawa", to nawet Sławomir Szmal niewiele by wskórał. Widać po ostatnich meczach, że Kubiszewski broni zdecydowanie lepiej. Oceniać Michała Tórza na razie nie mogę. Złapał on bowiem na początku sezonu kontuzję i nie mógł grać. Z kolei Andrzej Wasilek przyszedł do Nielby w trudnym dla nas okresie. Zastąpił Tórza i Gieraka. Zagrał w pierwszym meczu rewelacyjnie, choć zbyt indywidualnie. Potem zetknął się z szarą rzeczywistością - musi zgrać się z resztą drużyny. Aby wydobyć z zawodnika to, co najlepsze, potrzeba mu czasu na aklimatyzację.

Czy ma Pan kontakt z Edwardem Kozińskim?

- Tak. Edward Koziński wraca do zdrowia. Po każdym meczu dzwonię do niego i informuję, jak nam poszło. Jest zawsze żywo zainteresowany naszymi występami. Obiecał, że jeśli będzie się dobrze czuł, przyjedzie do nas w grudniu na mecz z Kwidzynem.

Szansę na grę otrzymują juniorzy Nielby. Czy klub będzie stawiał na swoich wychowanków?

- Dla nas - Zarządu, wychowankowie zawsze są i będą bardzo ważni. W spotkaniu z Vive Targami Kielce szansę na grę otrzymał 16-latek, Dariusz Widziński. Spędził on na parkiecie aż pół godziny. Była to niebywała nobilitacja dla zawodnika w jego wieku. Jeżeli nie ma zagrożenia wyniku, to nasza utalentowana młodzież dostanie szansę na grę. Mając własnych wychowanków, klub może być spokojny o swoją przyszłość. Z kolei dzięki nim, wągrowieckie społeczeństwo przyjdzie na mecz oglądać swojego syna, kolegę, rodaka z "małej ojczyzny". Jest to motor napędowy atrakcyjności widowiska. Młodzież, która trenuje u nas w ilości dwustu osób, musi widzieć, że ma szansę na grę w Superlidze.

W grudniu czeka nas transmisja meczu Nielby z MMTS-em Kwidzyn, którą przeprowadzi Polsat Sport. Czy ma ona związek z lepszą postawą MKS-u?

- Na początku sezonu byliśmy przewidywani do transmisji telewizyjnych. Jednak nasze wyniki przekreśliły wszystko. Telewizja to rzecz komercyjna. Na tydzień przed naszym meczem z Orlen Wisłą Płock, z którego miała być transmisja, bardzo wysoko przegraliśmy z Zagłębiem Lubin. Dlatego ktoś w Polsacie pomyślał: dlaczego mamy pokazywać mecz z Wągrowca, gdzie Wisła będzie "lać" Nielbę. Zdecydowano się pokazać inne spotkanie. Nie mam do Polsatu jednak pretensji. Takie są prawa rynku. Teraz nam idzie zupełnie inaczej, dzięki czemu planowana jest transmisja.

W grudniu kończy się kadencja Zarządu Nielby. Czy będzie Pan kierował klubem przez kolejne cztery lata?

- Jest to bardzo trudne pytanie... Brutalna prawda jest taka, że w przyszłym roku będę już w wieku emerytalnym. Mając 65 lat chciałbym mieć trochę czasu dla siebie. Musi nastąpić przecież kiedyś zmiana pokoleniowa. Niech przyjdą nowi ludzie, nowy zapał i inne, świeże spojrzenie... Najbliższe tygodnie zadecydują o mojej decyzji. Jedno jest pewne. Aktualny Zarząd chce zostawić uregulowane sprawy finansowe, które pozwolą do końca sezonu występować w Superlidze. Kolejny Zarząd będzie mógł więc spokojnie pracować. Na moją decyzję wpływ będą miały nowe władze miasta, stosunek nowych radnych do sportu.

Jak żona znosi Pana nieobecność w domu, związaną z prowadzeniem, obok własnej firmy, również spraw Nielby?

- Gdyby nie profesja mojej żony, która prowadzi działalność stomatologiczną do godzin wieczornych, to obawiam się, że już dawno miałbym wystawione walizki. A tak, gdy małżonka pracuje w gabinecie, ja idę do klubu. Żadna żona nie pozwoliłaby swojemu mężowi na zaangażowanie i poświęcanie takiej ilości czasu, jak ja na Nielbę, gdyby miało ucierpieć na tym życie rodzinne. Na szczęście dla mnie, moi synowie są już samodzielni.

Komentarze (0)