Krzysztof Podliński: W poprzednim sezonie, broniłeś barw Nielby Wągrowiec. Jak wspominasz czas spędzony w Wągrowcu?
Michał Janusiewicz: W Wągrowcu spędziłem dwa sezony. Kontrakt podpisywałem, kiedy Nielba była jeszcze w pierwszej lidze i miała za cel awans do ekstraklasy. To był jeden z wielu czynników, które zdecydowały o tym, że podpisałem tam umowę. Budowany był fajny, mocny zespół kierowany wówczas przez trenera Jacka Okpisz, którego znałem i wiedziałem, że nie angażowałby się w coś, co nie miałoby celu. Cel został osiągnięty, a mnie wiązała jeszcze umowa na rok. Okazało się, że pierwszy sezon był bardzo udany. Sprawiliśmy wiele miłych niespodzianek, nie obyło się bez sportowych wpadek, ale taki jest sport. Czas spędzony w Wągrowcu będę wspominał bardzo dobrze. Zostawiłem tam dużo zdrowia i potu, poznałem nowych ludzi, z którymi utrzymuje dobre kontakty. Pozdrawiam Adiego, Turka i Bąbli.
Zastanawiający jest fakt, że z Superligi, w której występowałeś z powodzeniem, przeniosłeś się na drugoligowe parkiety. Dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt w Malborku?
- Kontrakt w Malborku podpisałem, ponieważ za późno dowiedziałem się, że w Niebie nie będzie przedłużona ze mną umowa, za co mam żal do działaczy z Wągrowca. Poza tym w końcówce sezonu dwa razy musiałem poddać się operacji barku, podziękowania dla doktora Stawickiego. Ciężko już było szukać klubu z niesprawną ręką, która zanim wyzdrowiała to kluby miały już pozamykane składy. Wróciłem do Kwidzyna, zadzwoniłem do prezesa Pomezanii Malbork i dogadaliśmy się. Zresztą w klubie z Malborka gra wielu moich kolegów z czasów gry w Kwidzynie czy Elblągu.
Czy oprócz oferty z Malborka, były zapytania ze strony innych klubów?
- Oprócz konkretnej oferty z Malborka nie miałem żadnej innej. Może przez tą kontuzję z końcówki poprzedniego sezonu. Choć na początku jeszcze kontaktowali się ze mną działacze reaktywowanego Wybrzeża, pewnie ze względu na moja grę w dawnym klubie z Gdańska, ale na telefonach się skończyło.
Przejdźmy do teraźniejszości. Pomezania na półmetku rozgrywek, w swojej grupie znajduje się na pozycji wicelidera tabeli, tuż za Wybrzeżem Gdańsk. Patrząc przez pryzmat całej rundy, zdobyliście wszystko, z wyjątkiem jednego punktu więcej w meczu z Wybrzeżem...
- Niestety zabrakło tego jednego punktu z Gdańskiem, ale nikt nie załamuje rąk, gramy dalej i czekamy na mecz rewanżowy. Uważam, że ten mecz był spokojnie na poziomie pierwszoligowym. Było wszystko, co w piłce ręcznej najlepsze. Walka w obronie, udane interwencje bramkarzy, szybkie kontry. Żadna z drużyn nie potrafiła zbudować bezpiecznej przewagi i wygrać tego meczu. Najprawdopodobniej o pierwszym miejscu zadecyduje ostatni mecz w Gdańsku, którego już nie mogę się doczekać.
Wasza grupa to Wybrzeże, Pomezania i długo, długo nic... Nie sądzisz, że tak znaczna dominacja obydwu ekip, wpływa niekorzystnie na całą stawkę?
- Nie tyle niekorzystnie na cała stawkę, co bardziej niekorzystnie na nas. To tylko pokazuje, że obie ekipy powinny grac klasę wyżej, co nie oznacza ze pozostałe mecze są bardzo łatwe. Na pewno sporo zdrowia kosztowały nas zwycięstwa w Koszalinie i Gryfinie, a także mecz u siebie z Olsztynem.
O co walczy w tym sezonie Pomezania? Pierwsze miejsce i bezpośredni awans to wasz cel przewodni?
- Pomezania walczy o pierwszą ligę. Najlepiej w wyniku bezpośredniego awansu. Choćby z tego powodu, że dwa tygodnie wcześniej ma się wakacje. Poza tym baraże to zupełnie inne mecze. Po całym sezonie, kiedy organizmy są już pomęczone, trzeba zagrać jeszcze dwa mecze na 110 procent z zespołem teoretycznie lepszym, który zagrał 22 mecze z mocniejszymi przeciwnikami i ma zdecydowanie większe doświadczenie, jako zespół, który grał w wyższej klasie rozgrywkowej. Jeszcze dochodzi to, że pierwszy mecz barażowy jest na boisku drugoligowca.
Czy w przypadku awansu, według Ciebie jesteście gotowi sportowo i organizacyjnie zaistnieć na zapleczu PGNiG Superligi?
- W przypadku awansu, wiele będzie musiało się zmienić w klubie. Przede wszystkim będzie musiał być zwiększony budżet, bo jak wiadomo bez pieniędzy w sporcie jest bardzo ciężko. Ilość jednostek treningowych, także będzie musiała się zwiększyć, może będzie trzeba jeszcze wzmocnić zespół. Ale o to będzie się martwił zarząd wraz ze sponsorem, spółką Polski Cukier. My zawodnicy zrobimy wszystko, aby zarząd miał taki ból głowy. A sportowo? W naszym zespole grają zawodnicy z doświadczeniem z parkietów pierwszoligowych i ekstraklasy, więc myślę, że sobie poradzimy.
W przerwie zimowej Pomezania planuje wzmocnienia?
- Raczej na pewno nikt nas nie wzmocni. Po prostu budżet na to nie pozwala. Jest napięty do granic wytrzymałości. Zresztą uważam, że nie jest to niezbędne. Mamy kadrę, która pozwala nam na spokojne trenowanie i grę.
Jak będziecie przygotowywać się do rundy rewanżowej?
- W poniedziałek po Nowym Roku zaczynamy zajęcia. Podczas treningów na swoich obiektach, będziemy budować siłę, wytrzymałość i taktykę. Niestety nie mamy tylu jednostek treningowych, aby trenować takim mikrocyklem, więc trzeba robić wszystko po trochu. Następnie w weekend gramy turniej w Elblągu. Tak będziemy trenować aż do początku drugiej rundy, w międzyczasie zagramy pewnie jeszcze jakieś sparingi.