Niepewna obrona nie pozwoliła wygrać turnieju - relacja z meczu Polska - Węgry

Reprezentacja Polski zremisowała 31:31 ze szczypiornistami z Węgier, co dało Madziarom zwycięstwo w turnieju noworocznym w Gdyni. Polacy mięli za dużo dziur w obronie i w tych okolicznościach nie zasłużyli na osiągnięcie korzystniejszego wyniku.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

- Będzie to najtrudniejszy mecz, grają dwa zespoły, które grają na Mistrzostwach Świata. Nie ma oszczędzania. Będzie mi przykro powiedzieć zawodnikom, że nie pojedzie - mówił przed spotkaniem trener polskich szczypiornistów, Bogdan Wenta. Od początku spotkania było widać, że obie drużyny podchodzą ze sobą z respektem i nie było widać na boisku drużyny lepszej i gorszej. Polacy, wśród których tym razem nie było nawet na ławce braci m.in. Michała i Bartosza Jureckich wyszli do spotkania w najbardziej doświadczonym składzie. Mimo to, do siedemnastej minuty tylko raz byli na prowadzeniu. Węgrom nie udało się jednak wykorzystać chwilowej niemocy polskich orłów i tylko raz - po bramce Ferenca Ilyesa w 11 minucie, prowadzili różnicą dwóch bramek. Do ciekawej sytuacji doszło dwie minuty później, kiedy na bramkę Sławomira Szmala, rzucał Gyula Gal, piłkę obronił polski bramkarz, po czym piłka odbiła się od głowy Gala i wpadła do bramki. Węgier jednak przekroczył pole bramkowe i sędzia tego trafienia nie uznał.

Później do głosu zaczęli dochodzić biało-czerwoni i po bramce Karola Bieleckiego w 13 minucie było 7:7. Kilka akcji później, do niebezpiecznej sytuacji doszło pod bramką Rolanda Miklera. Skuteczny rzut oddał Mariusz Jurasik, ale niestety okupił to urazem. Długo się nie podnosił z parkietu i do końca spotkania, podobnie jak borykający się z kontuzją barku Tomasz Tłuczyński nie zagrał. - Nie wiadomo co się stało z Tomkiem Tłuczyńskim, który zasygnalizował kontuzję w meczu. Nie wiadomo czy był to uraz meczowy, czy stało się coś gorszego - opisał Bogdan Wenta. Mimo tych problemów, Polakom udało się zdobyć trzy bramki z rzędu i po trafieniu Bartłomieja Tomczaka w 20 minucie było 11:9 dla Polaków. Później ponownie Węgrzy wyszli na prowadzenie, jednak na szczęście skutecznym rzutem w ostatnich sekundach pierwszej połowy popisał się Bielecki i obie drużyny na przerwę wychodziły przy stanie 16:16. - Zagraliśmy słaby mecz i powinno być to dla nas nauczką przed mistrzostwami. Brakowało nam trochę dyscypliny, nie trzymaliśmy się naszych zasad w obronie i w momencie spornej sytuacji, gdzie bramkarz powinien zająć swoją pozycję, gdzie indziej stała obrona - zauważył Sławomir Szmal.

Druga połowa miała identyczny przebieg do pierwszej. Przez większość czasu prowadzili Węgrzy, którzy grali prostą piłkę i oddawali praktycznie cały czas podobne do siebie rzuty, jednak ciągle przynosiło to podobny, destrukcyjny rezultat. Polacy prowadzili grę kombinacyjną, starali się grać ładnie dla oka, a dobrze grali przede wszystkim - w ataku Patryk Kuchczyński, a w obronie Mariusz Jurkiewicz. To właśnie po dwóch bramkach z rzędu Kuchczyńskiego, poprzedzonych jedną Tomczaka, Polacy wyszli wreszcie na prowadzenie 29:28. Dużo pomogły w tym też kary dla węgierskich zawodników. Najbardziej kuriozalną otrzymał Tamas Ivancsik, który nie wyszedł na boisko nawet na chwilę, a za komentowanie decyzji arbitra z ławki, został ukarany dwuminutową karą.

Ostatnie minuty spotkania tradycyjnie już były bardzo emocjonujące. Ważną bramkę dla Węgrów zdobył Schuch i w 58 minucie na tablicy wyników widniał rezultat 30:31. Odpowiedział na szczęście Grzegorz Tkaczyk i obie drużyny miały podobne szanse na odniesienie zwycięstwa. W ostatniej minucie błąd w ataku popełnili Węgrzy i piłka znalazła się w rękach Polaków. Bogdan Wenta zdecydował się wziąć czas, jednak ustalenie taktyki na ostatnie sekundy nie przyniosło ostatecznego rezultatu. Mecz zakończył się remisem, co bardziej cieszyło Węgrów, którzy tym samym odnieśli zwycięstwo w spotkaniu. - Przed ostatnimi piętnastoma sekundami trener wziął czas, mięliśmy ustawioną zagrywkę, Węgrzy ustawili wysoko obronę i nie było szans na skuteczny rzut. Na pewno szkoda, bo ten mecz był do wygrania. Spotkanie było bardzo wyrównane przez całe 60 minut, Wegrzy postawili się bardzo mocno. Musimy poprawić grę obronną, bo straciliśmy 31 bramek - opisał Daniel Żółtak. - Myślę, że był to najlepszy turniej czterech narodów w historii jego istnienia - podsumował trener Madziarów, Lajos Mocsai.

Polska - Węgry 31:31 (16:16)

Składy:

Polska: Szmal, Wyszomirski - Kuchczyński 6, Tomczak 5, M.Lijewski 4, Jaszka 4, Tkaczyk 3, Żółtak 2, Bielecki 2, Tłuczyński 2, Siódmiak 1, Jurasik 1, Jurkiewicz 1, Grabarczyk (2 min).

Węgry: Mikler, Tatai - Toro 5, Ilyes 5, Gal 4, Mocsai 4, Nagy 4, Harsanyi 3, Gulyas 3, Schuch 2 (2 min), Csarszar 1, Katzirz, Ivansik (2 min).

Kary: Polska - 2 min, Węgry - 4 min.

Rzuty karne: Polska - 4/4, Węgry - 1/2.

Przebieg meczu:

I połowa: 1:0, 1:1, 1:2, 2:2, 3:2, 3:3, 3:4, 3:5, 4:5, 4:6, 5:6, 5:7, 6:7, 7:7, 7:8, 8:8, 8:9, 9:9, 10:9, 11:9, 11:10, 12:10, 12:11, 13:11, 13:12, 14:12, 14:13, 14:14, 14:15, 15:15, 15:16, 16:16.

II połowa:16:17, 17:17, 17:18, 17:19, 18:19, 19:19, 20:19, 20:20, 21:20, 21:21, 21:22, 22:22, 22:23, 23:23, 23:25, 23:25, 24:25, 25:25, 25:26, 25:27, 26:27, 26:28, 27:28, 28:28, 29:28, 29:29, 30:29, 30:30, 30:31, 31:31.

Sędziowie: Taras Kouz, Viktor Zhoba (Ukraina).

Widzów: 4.000.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×