Zebry poza zasięgiem - relacja meczu Vive Targi Kielce - THW Kiel

W swoim ostatnim występie w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, drużyna Vive Targów Kielce wysoko przegrała z obrońcami tytułu, niemieckim THW Kiel 27:36. Kielczanie byli w stanie nawiązać równą walkę z Zebrami tylko przez 20 minut.

Mistrzowie Polski walczyli w tym spotkaniu już tylko o prestiż i godne pożegnanie z europejskimi pucharami. Szanse na awans do kolejnej rundy, Vive straciło po ostatniej porażce z innym niemieckim zespołem, Rhein-Neckar Loewen.

Mecz z najlepszą drużyną Europy, gospodarze rozpoczęli bardzo nerwowo. Widać to było zwłaszcza po dużej ilości niecelnych podań i prostych strat. Od początku w kieleckim zespole słabo funkcjonował atak pozycyjny. Mistrzowie Polski zupełnie nie radzili sobie z defensywą Kiel. Znacznie mniej problemów ze skutecznością miał za to zespół niemiecki, który po 7 minutach gry, prowadził już 3:1. Bardzo dobrze w drugiej linii radził sobie zwłaszcza serbski rozgrywający Momir Ilić. Mimo to, kielczanie starali się skrupulatnie odrabiać straty. W 20 minucie Ilić przegrał pojedynek na linii "siódmego" metra z Marcusem Cleverlym. Chwilę później kontaktową bramkę dla Vive zdobył Mateusz Jachlewski, a do remisu doprowadził w 22 minucie Daniel Żółtak (10:10). W tym momencie wydawało się, że gospodarze złapali przysłowiowy wiatr w żagle. Radość kieleckich kibiców była jednak przedwczesna. Na kolejne prowadzenie kilończyków wyprowadził najlepszy piłkarz ręczny świata Filip Jicha, a trener Bogdan Wenta poprosił o czas.

Niestety przerwa zdecydowanie lepiej przysłużyła się zespołowi niemieckiemu. Kilończycy uszczelnili obronę i kolejne 10 minut wygrali aż 7:1! Jak się później okazało, był to decydujący moment spotkania, po którym kielczanie nie byli w stanie już się pozbierać. Z każdą minutą coraz śmielej poczynali sobie Filip Jicha do spółki z Christianem Zeitzem. Tymczasem gospodarze wręcz razili nieskutecznością, marnując nawet sytuacje sam na sam. Fatalne spotkanie rozgrywał wychowanek Vive, Paweł Podsiało, którego rzuty nie mogły znaleźć drogi do bramki rywali. Na środku rozegrania nie mniejsze kłopoty mieli Henrik Knudsen oraz Tomasz Rosiński. W efekcie pierwsza połowa zakończyła się wysokim prowadzeniem THW Kiel 18:11.

Od początku drugiej połowy trener Bogdan Wenta zdecydował się na zmianę bramkarza - Marcusa Cleverly`ego zastąpił Kazimierz Kotliński. Jednak w ofensywie gospodarze nadal nie radzili sobie najlepiej. Na szczęście bezbłędny na linii "siódmego" metra był Mirza Dżomba. W 37 minucie trener Alfred Gislason zdecydował się nawet wpuścić na plac gry Thierry`ego Omeyera, ale i on nie potrafił zatrzymać karnego Chorwata, który efektownie przelobował reprezentanta Francji. Niestety Dżomba nie był już tak skuteczny w ataku pozycyjnym i kilkukrotnie mylił się w dogodnych sytuacjach. Kilończycy najwyraźniej wyciągnęli wnioski z pierwszego pojedynku obu zespołów, bo skutecznie wyeliminowali z gry najmocniejsze ogniwo Vive w tamtym spotkaniu - Rastko Stojkovicia. Tym razem Serb był niemal całkowicie odcięty od podań. Niemcy do ostatnich minut grali bardzo konsekwentnie i nie odpuszczali ani przez moment. W drugich 30 minutach katem gospodarzy okazał się Aron Palmarsson, który bezlitośnie wykorzystywał wszelkie błędy kieleckiej defensywy. W 52 minucie przewaga gości sięgnęła 10 bramek (20:30). 4 minuty później szansę gry z najlepszym zespołem w Europie, otrzymał trzeci bramkarz Vive, Krzysztof Szczecina. Jednak wynik był już dawno rozstrzygnięty. Ostatecznie THW Kiel pokonało w Kielcach drużynę Vive Targów 36:27.

Vive Targi Kielce - THW Kiel 27:36 (11:18)

Vive: Cleverly, Kotliński, Szczecina - Grabarczyk, Zaremba 5, Podsiadło 1, Kuchczyński 2, Dżomba 6 (6), Jurasik, Jachlewski 1, Stojković 4, Żółtak 2, Knudsen 1, Rosiński 2, Nat 3.

Trener: Bogdan Wenta.

Kary: 4 minuty.

Karne: 6/6

THW: Palicka, Omeyer - Lundstrom 4, Dragicević 4, Sprenger 2, Ahlm, Kubes, Reichmann, Zeitz 6, Palmarsson 7, Ilić 7 (1), Klein 1, Jicha 4, Fernandez 1.

Trener: Alfred Gislason.

Kary: 4 minuty.

Karne: 1/2

Widzów: 4000

Sędziowie: Vaclav Kohout i Petr Novak (obaj Czechy).

Komentarze (0)