Mało kto mógł przewidzieć, że po ostatniej klęsce w finale Pucharu Polski, "Nafciarze" będą w stanie nie tylko nawiązać z Vive równą walkę, ale i wywieźć dwa punkty z "jaskini lwa". A jednak stało się i w dodatku były to punkty w pełni zasłużone. Wisła wyciągnęła wnioski z ostatniej porażki, poprawiła niemal wszystkie mankamenty w swojej grze, czym zupełnie zaskoczyła pewnych siebie gospodarzy.
Kibice zgromadzenie na trybunach hali Legionów liczyli na kolejne łatwe zwycięstwo. Dobra atmosfera była odczuwalna jeszcze na długo przed rozpoczęciem zawodów. Znakomita oprawa i głośny doping szybko poszły jednak w niepamięć. Od pierwszych minut Wisła prezentowała twardy i konsekwentny handball. Skutecznie grała zwłaszcza agresywna płocka defensywa, z którą kielczanie zupełnie sobie nie radzili. W efekcie po 10 minutach przyjezdni prowadzili 5:3.
W kolejnych minutach obraz gry praktycznie się nie zmieniał. Wisła, grając z żelazną konsekwencją, długo utrzymywała 1-2 bramkowe prowadzenie. Bardzo dobre zawody rozgrywał Piotr Chrapkowski, który mocnymi rzutami z 2 linii siał spustoszenie w szeregach gospodarzy. Tego samego nie można już powiedzieć o grze kieleckich rozgrywających. Słaby występ zaliczył powracający po kontuzji Michał Jurecki, nie najlepiej radził sobie też Słoweniec Uros Zarman, który stracił kilka ważnych piłek w ataku. Zespół gości potrafił utrzymać rytm gry, nawet będąc w osłabieniu. W konsekwencji pierwsza połowa zakończyła się zasłużonym prowadzeniem "Nafciarzy" 14:13.
Po zmianie stron wydawało się, że wszystko powoli zacznie "wracać do normy". Już w 32. minucie po bramce Patryka Kuchczyńskiego, kielczanie zdołali wyrównać stan meczu (15:15). Prawoskrzydłowy Vive zaliczył prawdziwe "wejście smoka", bo chwilę później dał gospodarzom upragnione prowadzenie (16:15). Jednak jak się później okazało, był to tylko "łabędzi śpiew" Vive.
Płocczanie nie stracili głowy i bardzo szybko wrócili do tego, co prezentowali w pierwszej połowie. Tymczasem podopieczni Bogdana Wenty znów zaczęli popełniać szkolne błędy, masowo tracić piłki w ataku lub w najlepszym wypadku obijać słupki i poprzeczki. Płoccy defensorzy praktycznie odcięli od podań Rastko Stojkovicia, eliminując tym samym jedną z najgroźniejszych "armat" Vive. W 51. minucie, przy stanie 24:29, trzecią 2-minutową karę, a w konsekwencji czerwoną kartkę, zobaczył Bostjan Kavas. Zejście jednego z najskuteczniejszych zawodników Wisły nie wpłynęło jednak znacząco na obraz meczu. Na pięć minut przed końcową syreną, kibice obu zespołów przekonali się, co znaczy "święta wojna". Na parkiecie rozgorzała walka na dobre, bez pardonu, ale i bez "happy endu" dla gospodarzy. Wymianę ciosów lepiej wytrzymali przyjezdni i ostatecznie, po niezwykle emocjonującym pojedynku, zasłużenie pokonali w Kielcach zespół Vive Targów 32:29.
Vive Targi Kielce - Orlen Wisła Płock 29:32 (13:14)
Vive: Cleverly, Kotliński - Grabarczyk, Jurecki 2, Zaremba 4, Kuchczyński 6, Jurasik 5 (1), Stojkovć 2 (1), Żółtak, Rosiński 3, Zorman 2, Jachlewski 2, Knudsen 3.
Trener: Bogdan Wenta
Kary: 10 minut
Karne: 2/3 (Stojković obroniony przez Seiera)
Wisła: Seier - Kwiatkowski 2, Chrapkowski 7, Miszka 9 (1), Wiśniewski 4, Samdahl, Kavas 5, Dobelsek 2, Twardo, Syprzak, Kuzelev 3 (1).
Trener: Lars Walther
Kary: 16 minut (czerwona kartka Dobelseka)
Karne: 2/4 (Miszka i Kuzelev obronieni przez Cleverly`ego)
MVP: Piotr Chrapkowski
Widzów: 4000