Michał Szyba: Nie oglądamy się na innych
Sympatycy puławskich Azotów nie mają ostatnio zbyt wielu powodów do radości. Drużyna znad Wisły w sobotę odpadła z rozgrywek Challenge Cup, a już we wtorek może w Lubinie pogrzebać szanse na sukces ligowy.
Kamil Kołsut
W ćwierćfinale europejskich rozgrywek lepszy od Azotów okazał się słoweński Cimos Koper. Podopieczni Bogdana Kowalczyka przegrali na wyjeździe 26:33, a u siebie zremisowali z wyżej notowanym rywalem 25:25. - Mogliśmy wygrać, ale cieszy i ten wynik - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl rozgrywający puławskiej drużyny, Michał Szyba. Leworęczny zawodnik jest w tym sezonie wiodącą postacią w swoim zespole, trudno sobie wyobrazić bez niego puławski team. W spotkaniu sobotnim grę starał się ciągnąć w samej końcówce, w sumie Jure Vrana pokonał czterokrotnie.
- Ten ćwierćfinał ułożył się już na Słowenii, gdzie straciliśmy siedem goli - nie ma wątpliwości Szyba. - Walczyliśmy, ale powiedzmy sobie szczerze, że z takim rywalem ciężko jest odrobić tyle bramek - dodaje. Puławianie w pewnym momencie prowadzili z Cimosem nawet różnicą czterech bramek, większej przewagi zbudować już jednak nie zdołali. - Było 9:5, ale do końca meczu pozostawało jeszcze bardzo dużo czasu. Przeciwnicy grali spokojnie i konsekwentnie, dzięki czemu udało im się osiągnąć odpowiedni wynik - przyznaje 23-letni rozgrywający.