Niespełna tydzień temu w spotkaniu 19. kolejki szczypiorniści KSSPR wywalczyli niezwykle cenny remis na parkiecie w Bochni, gdzie zremisowali z miejscowym Stalprodukt BKS 35:35. Podopieczni trenera Rafała Przybylskiego mogli powracać jednak do Końskich w zgoła odmiennych nastrojach, bo już po końcowym gwizdku rzutu karnego nie wykorzystał jeden z bocheńskich zawodników. Lider koneckiego zespołu, Michał Przybylski zauważa jednak, że podział punktów był jak najbardziej sprawiedliwy.
- Pojedynek w Bochni był zdecydowanie meczem walki. Zarówno zespół bocheński, jak i KSSPR przy większej odrobinie sprytu i szczęścia mógł odnieść tutaj zwycięstwo, jednak jestem zdania że remis był sprawiedliwym wynikiem dla obu drużyn. Praktycznie przez całe spotkanie to my byliśmy na prowadzeniu i troszkę szkoda, że nie udało się tego "dowieźć" do końca. Z drugiej strony, to BKS miał karnego już po czasie i tak na prawdę mogliśmy wrócić do Końskich z pustymi rękami - stwierdził 32-letni zawodnik KSSPR.
Mecze z udziałem koneckiego zespołu są jednymi z najbardziej zaciętych i emocjonujących pojedynków na pierwszoligowych parkietach. Ekipa z województwa świętokrzyskiego ma ponadto "szczęście" do rzutów karnych dyktowanych w ostatnich sekundach spotkań. We wspomnianym już meczu w Bochni do remisu na piętnaście sekund przed końcową syreną doprowadził Tomasz Napierała. Ten sam zawodnik przesądził także o zwycięstwach KSSPR-u w wyjazdowych meczach w Przemyślu i Chrzanowie nie myląc się właśnie z linii siedmiu metrów. Michał Przybylski zauważa jednak, że na początku sezonu szczęście było po stronie przeciwników.
- Początek ligi był dla nas bardzo nieszczęśliwy, bo po pierwszych sześciu kolejkach mieliśmy pięć porażek, z czego cztery odnieśliśmy przegrywając jedną lub dwoma bramkami. Co więcej, we wszystkich tych spotkaniach byliśmy stroną przeważającą i traciliśmy wygrane w ostatnich sekundach. Teraz mamy szczęście po swojej stronie i dlatego też udało nam się wygrać dwa tygodnie temu w Chrzanowie, czy zremisować ostatnio w Bochni - dodał były rozgrywający m.in. Stali Mielec.
W najbliższą sobotę gracze KSSPR-u podejmą przed własną publicznością rozpędzony KS Czuwaj POSiR Przemyśl. Poprzedni pojedynek tych dwóch ekip podniósł ogromną wrzawę i falę krytyki w kierunki pary sędziowskiej. Na parkiecie hali w Przemyślu podopieczni trenera Przybylskiego wygrali wówczas 26:25, wykorzystując rzut karny podyktowany po czasie. Zawodnicy Czuwaju zwracali uwagę, że decyzja ta była krzywdząca i bardzo kontrowersyjna, a teraz wzmocnieni trzema nowymi graczami zapowiadają rewanż. Konecczanie nie zamierzają się jednak poddawać.
- Zapewne będzie to mecz z podtekstami, bo rzeczywiście wiele mówiło się o tym spotkaniu w Przemyślu. My jednak nie odbieramy tego pojedynku jak jakiejś przysłowiowej "świętej wojny", chcemy po prostu wygrać i pokazać, że nasza wygrana w Przemyślu była zasłużona. Zdajemy sobie sprawę, że ekipę rywali zasiliło kilku dobrych zawodników, ale gramy u siebie i za wszelką cenę będziemy chcieli wykorzystać atut własnego parkietu - powiedział Przybylski.