Początek zawodów wyglądał jednak zupełnie inaczej. To gorzowianie grali tak jakby mieli nóż na gardle, a zwycięstwo dawałoby im szansę na pozostane w elicie. Po dwunastu minutach gry oraz bramce z kontry grającego prezesa Roberta Jankowskiego gospodarze prowadzili 7:4. Dwie minuty później GSPR wygrywał już różnicą czterech bramek. Najpierw rzut karny wykonywany przez Adama Świątka obronił Luchien Zwiers, a następnie do bramki rywali trafił Roberto Fogler.
Goście potrafili się pozbierać i już kilka minut później złapali kontakt z rywalem. Do wyniku 9:8 doprowadził bardzo dobrze znany w Gorzowie Wlkp., były gracz GSPR Włodimir Chuziejew. W 19 minucie gry doszło do dość niecodziennej sytuacji. W ataku faulowany przez Pawła Piwkę był Mateusz Przybylski. Lewo skrzydłowy Miedzi znokautował wręcz rywala, lecz karę dwóch minut otrzymał niczemu winien Grzegorz Garbacz. - Nieszczęśliwie chciałem przerwać akcję, wyskoczyłem i bodajże trafiłem rywala w szczękę. Ewidentnie dwójka należała się mojej osobie, a nie Grześkowi Garbaczowi. Sędziowie tak samo jak my mogą popełniać błędy - skomentował po meczu Piwko.
Gdy wydawało się, że legniczanie dogonią rywala, GSPR ponownie odskoczył. Duża w tym zasługa Mateusza Przybylskiego, który rozgrywał tego dnia bardzo dobre zawody. W 30 minucie po trafieniu Tomasza Jagły gorzowianie prowadzili aż 18:12. Jednak to co miało miejsce kilka sekund przed końcem pierwszej połowy na pewno dużym stopniu zaważyło o losach meczu. Za faul dwie minuty kary otrzymał Mateusz Krzyżanowski. Z decyzją sędziów nie mógł się pogodzić przebywający na ławce rezerwowych Arkadiusz Bosy, który także otrzymał "dwójkę". Na nieszczęście gorzowskiego kołowego była to juz trzecia kara, a co za tym idzie czerwona kartka. Na domiar złego chwilę wcześniej swój zespół osłabił Fogler, a drużyna musiała radzić sobie w trójkę. - Nikt nie przypuszczał, że Arek Bosy wykręci taki numer. Trzeci czy czwarty raz od stycznia, albo ma dwa razy dwie minuty do przerwy, albo do przerwy już go w ogóle nie ma. Nie można tak grać! - grzmiał po meczu trener Henryk Rozmiarek.
Po przerwie goście nie mieli na co czekać. W zaledwie minutę odrobili trzy bramki, a po trafieniu Garbacza na tablicy świetlnej widniał wynik 18:16. - Na początku drugiej połowy szybko skróciliśmy dystans tylko do dwóch bramek. W końcówce gorzowianie dostali dwie kary, trzecią bodajże za gadanie. Musza się uderzyć w pierś bo sami sobie zgotowali ten los - powiedział Piwko. Kilka minut później było już 20:22. Ogromna w tym zasługa bramkarza gości Artura Banisza, który dwa razy z rzędu obronił rzuty karne wykonywane przez Foglera. -Najgorszy był moment, gdy Fogler nie trafił dwóch karnych - ocenił po meczu Rozmiarek.
Gospodarzom udało się jednak doprowadzić do wyrównania. Taki stan rzeczy i gra bramka za bramkę utrzymywał się do 49 minuty. Wtedy gospodarzom zabrakło już sił i nie potrafili przeciwstawić się szybkim kontratakom rywali, a także fenomenalnie dysponowanemu tego dnia Adamowi Świątkowi. Rozgrywający Miedzi zdobył aż 13 bramek dla swojego zespołu. - Dopiero w drugiej połowie może szersza ławka zdecydowała, że doszliśmy przeciwnika i uzyskaliśmy przewagę. Rywalowi nie zabrakło może sił, lecz dynamiki, która mieli wcześniej - skomentował trener Edward Strząbała. Na pięć minut przed końcem legniczanie uzyskali przewagę, której nie oddali już do końca spotkania. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 35:40.
GSPR Gorzów Wlkp. - Reflex Miedź Legnica 35:40 (18:13)
GSPR Gorzów Wlkp.: Kiepulski, Wasilek, Zwiers - Przybylski 12, Fogler 5, Jankowski 5, Tomczak 4, Jagła 4, Bosy 2, Śramkiewicz 1, Stupiński 1, Krzyżanowski 1.
Kary: 6 x 2 minuty.
Reflex Miedź Legnica: Kryński, Banisz - Świątek 13, Skrabania 6, Piwko 6, Huziejew 5, Boneczko 5, Garbacz 3, Paluch 1, Brygier 1.
Kary: 5 x 2 minuty.
Sędziowie: Chmielecki (Kwidzyn) i Majchrowski (Gdańsk).
Widzów: 100.