Po bardzo zdecydowanym, sobotnim zwycięstwie, zawodniczki gospodyń liczyły na powtórkę tamtego wyniku. Zupełnie innego rozstrzygnięcia chciały zawodniczki Zagłębia, które musiały otrząsnąć się po niedzielnym nokaucie. Świadome były jednak tego, że nawet w przypadku porażki, w decydującym meczu będą miały przewagę własnego parkietu. Zagadką dla licznych kibiców zgromadzonych w hali Globus było jednak to, czy mistrzynie Polski są w stanie zagrać dwa tak dobre spotkania dzień po dniu oraz czy lubiniankom uda się podnieść psychicznie.
Początek spotkania miał dać odpowiedź. Bardzo dobrze, od prowadzenia 2:0 rozpoczęły je gospodynie. Podopieczne Bożeny Karkut tego dnia były jednak lepiej dysponowane i szybko doprowadziły do remisu, a 8 minucie wyszły nawet na jednobramkowe prowadzenie (5:4), które utrzymywały do 18 minuty (9:8). W tym okresie na boisku dominował jednak chaos i niedokładność. Szybciej nerwy opanowały lublinianki, które w 21 minucie wygrywały już 11:9. Na taki obrót sprawy momentalnie zareagowała Karkut, która poprosiła o czas. Jej uwagi nie poskutkowały jednak i SPR nadal powiększał przewagę, potrafiąc zdobywać bramki nawet grając w osłabieniu. Nie dziwi więc, że po 30 minutach prowadziły 19:15.
Drugą połowę bardzo dobrze rozpoczęły zawodniczki gości, które szybko zdobyły trzy bramki, co zapowiadało spore emocje w tej części spotkania. Lublinianki popełniały proste błędy, nie trafiały też z czystych pozycji. Trzeba powiedzieć, że gdyby nie wspaniałe interwencje Anny Baranowskiej wynik mógłby być dla gospodyń jeszcze gorszy.
Gdy wydawało się, że Zagłębie odzyskało właściwy rytm, chwila dekoncentracji sprawiła, że różnica bramkowa ponownie wzrosła do czterech trafień (22:18). W tym momencie jednak karę wykluczenia otrzymała Izabela Puchacz. Z tej okazji skorzystały lubinianki, które szybko doprowadziły do remisu po 22. Na taki obrót sprawy natychmiast zareagował Edward Jankowski, który w 40 minucie poprosił o przerwę dla zespołu. Po niej to nastąpił decydujący chyba fragment meczu.
Przez kolejne 5 minut żadna drużyna nie była w stanie pokonać bramkarki przeciwniczek. Ten impas udało się dopiero przerwać Kristinie Repelewskiej, która zanotowała trzy kolejne trafienia. Od tego momentu na parkiecie istniał już tylko jeden zespół. Ostatecznie mistrzynie wygrały 33:28 i wyrównały stan rywalizacji na 2:2. Decydujące spotkanie rozegrane zostanie w piątek w Lubinie.
Niedzielny mecz miał zupełnie inny przebieg niż sobotni pojedynek. Zagłębie zagrało lepiej jednak w decydujących momentach po raz kolejny zawiodło. SPR wykazał się dużo lepszą odpornością psychiczną, co na pewno będzie miało przełożenie na decydujące spotkanie o złoto. Pokazał też, i to dwukrotnie, że lubinianki są do pokonania. Wydaje się, że w piątek przewaga własnego parkietu nie będzie miała tak dużego znaczenia i zadecyduje nastawienie. A to może być atutem lublinianek. Może się więc okazać, że znajdzie tutaj zastosowanie stara siatkarska prawda, że jak się nie wygrywa 3:0, przegrywa się 2:3. - Oby tak się stało - powiedziała po meczu Monika Marzec.
SPR AZS Pol Lublin - KGHM Metraco Zagłębie Lubin 33:28 (19:15)
Stan rywalizacji: 2:2.
SPR: Baranowska, Mieńko - Repelewska 8/1, Puchacz 6, Majerek 5, Kucińska 5, Włodek 4/2, Danielczuk 2, Wilczek 1, Skrzyniarz 1, Wojtas 1, Marzec, Mihdaliova.
Kary: 8 min.
Karne: 3/4.
Wyróżnienie: Kristina Repelewska.
Trener: Edward Jankowski.
Zagłębie: Czarna, Maliczkiewicz, Tsvirko - Obrusiewicz 6, Pielesz 6, Migała 5, Byzdra 5, Piekarz 2, Lisowska 2, Jelić 1, Jochymek 1, Semeniuk-Olchawa.
Kary: 8 min.
Karne: 0/1.
Wyróżnienie: Klaudia Pielesz.
Trener: Bożena Karkut.
Sędziowali: Marek Baranowski (Warszawa) i Bogdan Lemanowicz (Płock).
Widzów: ok. 2000 (w tym ok. 30 z Lubina).