Maciej Kmiecik: Co się stało w trakcie półfinałowego meczu z Barceloną? Do momentu, kiedy pan był między słupkami Lwy miały realne szanse na finał...
Sławomir Szmal: Nie wiem, czy naciągnąłem czy naderwałem mięsień dwugłowy. Z minuty na minutę podczas meczu z Barceloną było coraz gorzej. W drugiej połowie podjąłem już decyzję, że dalej nie ma sensu bronić. Mogłem tylko interweniować w jedną stronę. To nie była już gra tylko walka z bólem.
W którym momencie meczu doznał pan kontuzji?
- To się stało w pierwszej połowie. W przerwie masażyści stawali na głowie, żeby doprowadzić mnie do takiego stanu, żebym mógł grać. Starali się rozluźnić te mięśnie, ale tak naprawdę nic nie dało.
Ale mimo wszystko w drugiej połowie meczu bronił pan kapitalnie. Dzięki pana interwencjom sam na sam, Rhein Neckar Loewen było w grze z Barceloną...
- Tak, ale jak ktoś dokładnie obserwował moje interwencje to widział, że broniłem tylko piłki lecące w lewą stronę. W prawą stronę nie mogłem nawet ruszyć nogą.
Szkoda zarówno pana kontuzji jak i porażki pańskiego zespołu, bo finał był naprawdę blisko...
- Rzeczywiście. Szkoda i to wielka szkoda. Finał był na wyciągnięcie ręki. Zachowując zimną głowę mogliśmy pokonać Barcelonę.
Przespaliście początek meczu. Z czego to wynikało? Trema was zjadła?
- Na pewno byliśmy bardzo zdenerwowani i parę błędów wynikało właśnie z tego. Nie uważam jednak, że początek zadecydował o naszej porażce w całym meczu. Przede wszystkim kluczowe znaczenie miała druga połowa spotkania. Prowadziliśmy dwoma bramkami, graliśmy w przewadze a oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Była szansa na odskoczenie na trzy bramki, a my daliśmy rywalowi doprowadzić do remisu.
Czyli przegraliście trochę na własne życzenie? Czy może właśnie w tych kluczowych momentach spotkania wyszło doświadczenie graczy z Barcelony?
- Barcelona była do pokonania w półfinale Ligi Mistrzów. My zresztą w tym sezonie już raz zremisowaliśmy z tym sezonem i raz wygraliśmy. Wcale nie staliśmy na straconej pozycji. Nie uważam także, żebyśmy byli mniej doświadczonym zespołem. Szkoda, że przytrafiła nam się ta porażka w kluczowym momencie sezonu. Tak jak wspomniałem, zabrakło nam zimnej głowy.
Przewaga niemieckich kibiców na trybunach pomagała wam?
- Jako Polak specjalnie tego nie odczuwałem (śmiech).
Są szanse na pana występ w niedzielnym meczu o trzecie miejsce?
- Chyba nie. Jeśli faktycznie jest delikatne naderwanie tego mięśnia to nie będę w stanie wyjść na boisko. Będę mógł tylko z boku dopingować kolegów. Chcemy wygrać mecz o trzecie miejsce, ale tak naprawdę na turniej finałowy Ligi Mistrzów każdy przyjeżdża po to, by zdobyć główne trofeum i przejść do historii.
Za kogo trzyma pan kciuki w drugim półfinale?
- Za Polaków (śmiech). Koledzy z reprezentacji grają akurat w jednym i drugim zespole. Będę więc neutralny.
Z Kolonii
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik